Wychodząc, Julian postanowił wstąpić do sekretariatu, aby wyjaśnić kwestię zajęć specjalizacyjnych. Według planu miał uczyć się rysunku i malarstwa, co drugi dzień począwszy od jutra. A przecież dyrektor obiecał nie naciskać. Musiała nastąpić pomyłka. Musiała. Mógł chodzić na historię, architekturę, nawet znienawidzoną fizykę, ale nie do pracowni!
Stanął przed drzwiami. Zapukał i nie czekając na zaproszenie, pociągnął za klamkę.
– Chcę rozmawiać z dyrektorem – oświadczył poważnym tonem.
Margot wzgardliwie wydęła usta.
– A byłeś umówiony, Anders?
– Nie... – zawahał się. – Ale to pilne!
– Pilne nie znaczy ważne. Bez umówionej wizyty pan dyrektor cię nie przyjmie.
– Słucham? Jestem przecież... – Tu urwał. Oczy kobiety zdawały się mówić: No kim? Nowym pupilkiem pana dyrektora? Nie ośmieszaj się, chłopcze. Zmieszany, bo przecież nie to zamierzał powiedzieć, natychmiast się poprawił. – Ma pani rację. Powinienem się najpierw umówić. Kiedy pan dyrektor ma wolny termin?
Sekretarka otworzyła aplikację kalendarza w komputerze.
– Pasuje ci przerwa obiadowa w przyszły wtorek?
– Nie. Mówiłem: sprawa jest pilna. Jutro przedpołudniem nie da rady?
– Jakby dało, poinformowałabym cię. Za kogo ty mnie masz?! – prychnęła, oburzona.
– To może pani mi pomoże? Do mojego planu lekcji wkradł się błąd... – Chłopak zamilkł, widząc jej czerwieniejący nos i policzki. Ech, na co liczył? Że okaże zrozumienie i zaangażowanie? Czasami sam siebie zadziwiał własną naiwnością. – Proszę zapomnieć. Spróbuję złapać profesora Farnese'a z rana. O której zazwyczaj przychodzi?
– Kiedy Bóg da – odparła ironicznie Margot.
Julian zrozumiał, że nic więcej nie wskóra. Ciężko westchnął, pożegnał się i opuścił biuro.
Uczniowie zdążyli się rozejść, więc korytarz świecił pustkami. Z oddali dochodził cichy szmer zamiatania.
Budynek szkoły był równie piękny jak dom, w którym dorastał. I równie silnie nasuwał skojarzenie z mauzoleum, choć z zupełnie innego powodu niż rezydencja w Ebingdon. Uświadomił sobie to niespodziewanie i bezwiednie powrócił myślami do tego, co działo się po powrocie ze spotkanie z dyrektorem Farnesem...
✢✢✢
Zazwyczaj wielogodzinne podróże pociągiem męczyły Juliana, jednak tamtego dnia czuł się nad wyraz ożywiony. Rozpierała go energia podszyta zaciekawieniem. Chciał poznać odpowiedzi. I chciał odnaleźć brata. Zdawało się, że nic nie da rady ostudzić jego zapału, aż przekroczył próg domu.
– Pani jeszcze nie dotarła. Jej lot ma opóźnienie. – oznajmij na powitanie Lucius, kamerdyner.
– Och... – Chłopak nie zdołał ukryć rozczarowania. Podał bagaż kościstej pokojówce z przesadnie długimi rękami, po czym wyciągnął telefon. Zegar na ekranie pokazywał za cztery dziewiątą. – Claudia śpi?
– Nie, przygotowuje ulubione śniadanie panicza. Tłumaczyłem jej, że od tego jest monsieur Macron, ale zbyła mnie twierdzeniem, że nawet najznakomitszy kucharz nie przyrządzi tak pysznych naleśników, jak ona. Ponoć sekret tkwi w szklaneczce białej oranżady, łyżce proszku do pieczenia i szczypcie miłości. Kuriozalne, prawda? – Lokaj pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, na co kąciki ust Juliana nieśmiało się uniosły. Lucius był pedantyczny, wyniosły i maksymalnie profesjonalny, a mimo to, zawsze potrafił poprawić mu humor. Nawet jeśli sam go najpierw zepsuł.
YOU ARE READING
Zjednoczenie
FantasyJulian Anders nie jest zachwycony zaproszeniem do grona Aniołów, uczniów elitarnego liceum Saint Maria. Za namową matki przyjeżdża jednak do Angelfield, by porozmawiać z dyrektorem szkoły i niemal od progu staje się świadkiem dziwnie niepokojącej sy...