Rozdział 10.2

6.6K 403 24
                                    

Kathy wyszczerzyła zęby zadowolona z mojej reakcji. No chyba nie myślała, że na jego widok się rozkleję? Może i byłam w nim po uszy zakochana, ale nadal miałam swoją dumę.

Uniósł brew i zacisnął zęby, nic jednak nie powiedział. Odwróciłam od niego spojrzenie i zaczęłam gapić się na ścianę.

— Dobra, to idź weź prysznic, a potem idziesz ze mną i Liv do klubu.

— Hmm... No dobra.

Usłyszałam niezbyt zachwycony głos Malufa. Cóż, jak mogłam mu się dziwić. Miał ochotę spędzić czas ze swoją dziewczyną po tygodniach rozłąki, a nie niańczyć mnie. James także musiał to wyczuć.

— No dajże spokój, Kakathy. Nie widzisz, że facet pożera cię wzrokiem i ma ochotę na małe bzykanko? Zajmę się Livią.

Kathy tupnęła nogą, co wyglądało komicznie, i musiałam zacisnął usta, aby się nie zaśmiać.

— Nigdzie z nią nie idziesz, Sheridan. Wystarczająco się nią zajmowałeś w przeszłości.

— Robisz za jej niańkę? Ma pytać cię o zgodę? — zapytał nieco ironicznym tonem, a potem spojrzał na mnie. Odwzajemniłam spojrzenie i utonęłam w jego oczach. Były ciepłe i łagodne, nie był na mnie zły. Tęskniłam za widokiem jego orzechowych tęczówek, za tym, jak marszczył brwi, gdy był zirytowany, za jego zapachem i dotykiem. Więc kiedy zwrócił się do mnie, nie byłam w stanie mu odmówić.

— Chcesz czuć się jak piąte koło u wozu? Zresztą na pewno zaraz straciłabyś ich z oczu, bo w klubie poszliby się pieprzyć do łazienki. Czy może chcesz iść ze mną?

Wyciągnął w moją stronę dłoń. Działał na mnie jak magnes.

— Idę z tobą — powiedziałam nieco cichszym głosem i wsunęłam swoją dłoń w jego rękę. Złapał mnie mocno i przyciągnął do siebie.

Spojrzałam przepraszająco na Kathy. Moja wina wyraźnie mówiła: Wybacz, jestem za słaba.

— Hej! Ale mamy plany! Nie może... — zaczęła się drzeć, ale Zafir przerwał jej pocałunkiem.

— Daj spokój, maleńka. James zajmie się Livią, a my spędzimy trochę czasu sami. Nie stęskniłaś się za mną?

Kathy westchnęła, patrząc na niego rozdarta. Zafir nie miał pojęcia o tym, co się działo pomiędzy mną a Sheridanem.

— Stęskniłam, ale Zafir, on złama...

— Dobra, to idźcie się wykąpać, bo od was jedzie. Poczekamy tu z Kathy — przerwałam jej i pomachałam w kierunku szatni.

James się zaśmiał i pocałował mnie w skroń, a ja zaczęłam się rozpływać pod wpływem dotyku jego ust na swojej skórze. Boże, jak mi tego brakowało.

— Zaraz wracam. Nie ucieknij mi nigdzie z tą piszczałką.

— Nie mam zamiaru. Poczekam — obiecałam i posłałam mu delikatny uśmiech nieco zarumieniona ze szczęścia.

Obaj mężczyźni wyszli, a jak tylko straciłyśmy ich z oczu, Kathy podeszła do mnie ze zdenerwowaną miną.

— Czyś ty oszalała? Przecież potem znowu będziesz zrozpaczona, jak tylko wyjedzie.

Pokiwałam głową. Miała rację. Wiedziałam o tym. Wiedziałam, że będę smutna, i wiedziałam, że przy mnie nie zostanie. Bóg jeden wiedział, kiedy znowu miałam go zobaczyć. Jednak James był dla mnie jak narkotyk. Nie mogłam przestać go widywać, bo każda rozłąka powodowała ból w sercu. I po każdym spotkaniu pragnęłam jeszcze. Więcej jego.

***

Po dwudziestu minutach James wyszedł z szatni jako pierwszy. Ubrany był w szare dżinsy, czarną bluzę i kurtkę w takim samym kolorze. Nie miał przy sobie żadnego ochroniarza. Zmarszczyłam nieco brwi zdziwiona. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie, po czym zaprowadził w stronę wyjścia.

— Ma wrócić do hotelu cała! — zawołała za nami Kathy.

— Pa! — krzyknęłam do niej przez ramię, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.

Wyszliśmy z Jamesem z budynku, skierowaliśmy się na parking.

— Masz przy sobie prawko i dokumenty? Piłaś? — zapytał, obejmując mnie i szukając w kieszeni kurtki kluczyków.

— Mam i nie, jeszcze nie piłam — odpowiedziałam jeszcze bardziej zaskoczona jego zachowaniem. — Gdzie twoja ochrona? Nie jedziemy z nimi? Gdzie w ogóle jedziemy?

Wzniósł oczy ku niebu i zacisnął zęby. Podał mi kluczyki.

— Ochroniarze będą za nami jechali nieoznakowanym samochodem. Ty prowadzisz, bo ja piłem.

Wzięłam od niego kluczyki i rozejrzałam się po pustym parkingu. Nikogo prócz nas tam nie było. Deszcz w końcu przestał padać, ale niebo zasnute było czarnymi chmurami i to była tylko kwestia czasu, aż znowu zacznie lać. Raczej nikt normalny nie spacerowałby o tej porze w taką pogodę po ulicy.

— Ale nie ma ich tutaj...

— A kto powiedział, że zamierzam im o tym mówić? — Uśmiechnął się nagle łobuzersko. — Będą musieli mnie znaleźć i wtedy zaczną za nami jechać.

— Jesteś nienormalny — oświadczyłam rozbawiona, bo byłam już przyzwyczajona do tego, jak wymykał się ochronie. W końcu ze mną robił to setki razy.

Wsiedliśmy do samochodu. Zapięłam pasy, ustawiłam fotel, lusterka i ruszyłam. Wyjechałam z parkingu i wjechałam na niemal pustą ulicę. Niemal.

— Kurwa, skręć na lewo! Ruch lewostronny! — krzyknął James i złapał za kierownicę, gwałtownie skręcając. Tylko dzięki temu nie zderzyliśmy się z autem jadącym z naprzeciwka.

Adrenalina momentalnie zaczęła krążyć w mojej krwi, dłonie zaczęły mi drżeć. Byłam także na siebie wkurwiona, bo przez obecność Jamesa byłam rozkojarzona. I nigdy wcześniej nie jechałam samochodem po ulicy, gdzie obowiązywał ruch lewostronny. Czułam się zagubiona.

— Potrzebuję drinka. Albo najlepiej pięciu — powiedziałam, nadal czując, jak mną trzęsie. — Chrzanię to. Zamówimy taksówkę.

— To samochód Smitha, uwielbia go. Nie będzie zadowolony, jak zostanie na noc na mieście — zauważył, spoglądając na mnie. — Zaparkuj na poboczu, ja poprowadzę. Chcę żyć.

Prychnęłam na te słowa i zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy.

— Nie ma mowy, nie prowadzisz po alkoholu. Ja też chcę żyć. Jeszcze wjedziesz w coś...

— Z nas dwojga to ty dopiero co nie zderzyłaś się czołowo z samochodem, słońce. Zatrzymaj się.

— Nie — mruknęłam przez zaciśnięte zęby. — Jedziemy pod jakiś bar. Zaparkuję tam grzecznie, a potem pójdziemy się schlać. Mniej grzecznie.

— I ty twierdzisz, że ja jestem uparty jak osioł — odparł rozbawiony. — Jedź pod mój hotel. Napijemy się u mnie. Nie mogę ot tak wejść do baru.

No tak, miał rację.

— Dobra. Gdzie się zatrzymałeś?

Zacisnęłam dłonie mocniej na kierownicy i słuchając jego wskazówek, jechałam w stronę jego hotelu. Tym razem pilnowałam się, aby jechać lewą stroną.

Dance, Sing, Love. Miłosny układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz