Rozdział 6.3

33.4K 2.4K 183
                                    

Jak tylko wsiedliśmy do windy, James wyciągnął z kieszeni spodni czarne okulary przeciwsłoneczne i wsunął je na nos.

— Idziemy najpierw do sklepu z kostiumami — oznajmił i nacisnął guzik parteru.

Splotłam ramiona na piersiach i oparłam się o ścianę. Winda ruszyła i zaczęła płynnie jechać w dół, nawet się tego nie odczuwało. Musiała być jedną z tych lepszych. Jak zresztą wszystko w tym pięciogwiazdkowym hotelu. Wolałam nawet nie pytać, ile agent Sheridana wydał na nasz zespół, umieszczając nas w najlepszych hotelach Europy. Jednak ciekawa byłam, czyj to był pomysł, jego czy Jamesa.

— Po co ci sklep z kostiumami? — zapytałam zdziwiona. — Planujesz jakąś imprezę przebierańców, bal maskowy czy coś w tym stylu? A może szykujesz się do Halloween? Wiesz, najfajniejsze maski są w Wenecji. Mógłbyś tam polecieć prywatnym odrzutowcem?

Przewrócił oczami zirytowany moimi pytaniami. No tak, w końcu ich nie znosił. Jednak z natury byłam ciekawska i nic nie mogłam na to poradzić. Nie żebym chciała. To on sam zaproponował wycieczkę, więc niech wytrzymuje moje towarzystwo. Poza tym nie zamierzałam nic w sobie zmieniać. Niech się ze mną męczy, skoro tak to go wkurza.

— Cholera... Mogłabyś na chwilę zamilknąć, katarynko? — mruknął i zacisnął dłonie na grzbiecie nosa. Zamknęłam posłusznie usta na chwilkę, aby dać mu dojść do słowa.

Winda się zatrzymała. Wyszliśmy więc do holu, w którym było spokojnie, przy recepcji stało starsze małżeństwo oraz boy hotelowy odbierający ich bagaż. Hotel był tak drogi i luksusowy, że mało kto mógł sobie pozwolić na chociaż jedną noc. Nagle Sheridan złapał mnie za rękę i pociągnął na bok tak, że byliśmy schowani za jedną z kolumn w stylu antycznym.

— Co ty wyrabiasz? — zapytałam, marszcząc brwi. — Przed kim się kryjesz? Przecież tam nikogo nie ma.

Wzniósł oczy ku niebu i zacisnął usta. Gdyby miał taką możliwość, to pewnie puściłby parę z uszu, taki był wkurzony. Chociaż, muszę to przyznać, starał się nad sobą panować i nie zaczął jeszcze na mnie warczeć. Jednak było tylko kwestią czasu, kiedy puszczą mu nerwy.

— Zadajesz za dużo pytań, zdecydowanie. Gdybyś była cicho, to mógłbym ci wszystko wyjaśnić.

— Oj, no dobra... — bąknęłam i udałam, że zasuwam niewidzialnym kluczykiem niewidzialny suwak na swoich ustach, potem wyrzuciłam kluczyk za swoje ramię i patrzyłam na niego wyczekująco.

Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Nie spodobało mi się to. Ani trochę.

— Widzisz, ostatnio mam za mało adrenaliny... — zaczął mówić i już na sam ten wstęp poczułam niepokój. Musiał to wyczytać z mojej twarzy, bo zaczął się cicho śmiać. — Nie panikuj. Po prostu chciałbym się stąd wyrwać tylko z tobą, bez ochrony.

— Przecież razem łaziliśmy po parku — zauważyłam, niewiele rozumiejąc z tego, co gadał.

— Opuszczonym parku w środku nocy — poprawił. — To się nie liczy. Chcę połazić z tobą po Paryżu. Tylko my. I dlatego potrzebne mi przebranie. Ale takie dobre, żeby nikt mnie nie rozpoznał.

Otworzyłam szeroko oczy. Czy on całkowicie postradał rozum? Spacerowanie w Rzymie to było co innego, przebywali z nim wtedy ochroniarze. A teraz chciał wyjść sam?

— Więc dlatego się ukrywamy? Oszalałeś już kompletnie? — zapytałam, wpatrując się w niego zdenerwowana. — Przecież jeśli ktoś cię rozpozna, to rozpęta się piekło.

— Ukrywamy się teraz, bo mój szef ochrony ma dostęp do hotelowych kamer, a nie chcę, żeby zobaczył, jak się wymykam z hotelu. Staruszek mógłby dostać wylewu czy coś...

— Jesteś zdrowo stuknięty — podsumowałam i westchnęłam, bo dalsze gadanie nie miało najwyraźniej sensu.

Był najbardziej upartym człowiekiem, jakiego znałam. Jeśli coś sobie postanowił, to za nic nie zmienił zdania. Nie miałam pojęcia, w co się pakuję. Gdybym wiedziała o tym jego planie, to jak nic darowałabym sobie zwiedzanie. Film katastroficzny, chipsy i cola zdawały się być zdecydowanie lepszą opcją niż narażanie się na stratowanie przez tłum rozszalałych fanów Sheridana.

— Nigdzie z tobą nie idę. Wolę już żreć samotnie chipsy — mruknęłam i zamierzałam się wycofać do windy, ale złapał mnie za rękę.

W pierwszej chwili myślałam, że znowu zacznie mnie szantażować, ale po raz kolejny mnie zaskoczył.

— Traktuj to jak wyzwanie. Podejmiesz je czy stchórzysz? — Uniósł brew i patrzył na mnie z pewnym siebie uśmieszkiem.

Cholera, nie chciałam wyjść na mięczaka. No i wyzwał mnie. Zmrużyłam gniewnie oczy, bo niestety, ale zdążył mnie już troszkę poznać. Rzadko kiedy byłam w stanie odrzucić wyzwanie, moja duma mi na to nie pozwalała.

— Dobra — syknęłam w jego stronę zirytowana. — Ale ja wybieram dla ciebie kostium.

Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Puścił moją dłoń i wsunął ręce do kieszeni spodni.

— Zgoda. To teraz trzeba się wymknąć. Zgubiłem swoich ochroniarzy w restauracji, czekają tam na mnie. Jeśli szef ochrony mnie zobaczy, to da im cynk i po zabawie. Daj mi swoją torebkę i idź pierwsza.

Nawet nie pytałam, po co mu ta torebka. Zrezygnowana podałam mu ją i zaczęłam iść bez słowa w kierunku wyjścia z hotelu. James przyłożył sobie moją torebkę do twarzy po lewej stronie, aby nie zarejestrowały go kamery znajdujące się po tej samej stronie holu. To było śmieszne, bo przecież jak tylko zorientują się, że Sheridana nie ma u siebie w willi, pewnie będą szukali jego samochodu i ochroniarzy, z którymi przyjechał do hotelu. Przejrzą nagrania i na pewno w mig zorientują się, gdzie i z kim wyszedł. Nie miałam pojęcia, czy był trzeźwy, czy może coś pił albo palił jointa.

Facet z głową zakrytą torebką wcale nie wyglądał podejrzanie. Nie, no wcale.

***

— No chyba cię Bóg opuścił. W życiu tego nie założę. — Usłyszałam syk dobiegający z mojego telefonu.

Stałam w sklepie z kostiumami i wybierałam dla Jamesa przebranie. Czekał na mnie w alejce za hotelem, schowany za samochodem z niemieckimi tablicami. Po znalezieniu idealnego według mnie kostiumu zrobiłam mu zdjęcie i wysłałam Sheridanowi. Od razu do mnie zadzwonił. To, że był niezadowolony, to za mało powiedziane. Był wkurwiony.

I bardzo dobrze.

Skoro chciał zaznać trochę adrenaliny, to w porządku, ale zamierzałam zmniejszyć ryzyko wykrycia do minimum. I dlatego wybrałam kostium pryszczatego, rudego nastolatka. W zestawie była ruda peruka z naturalnego włosia, okulary w drucianej oprawie, flanelowa czerwona koszula oraz pryszcze — naklejki na twarz. Do tego jeszcze dokupiłam dla niego za duże o dwa numery buty, aby musiał chodzić nieco niezdarnie.

Stłumiłam chichot.

— Zgodziłeś się, że to ja wybieram kostium. Nie marudź. Chcesz do tego brązowe, sztruksowe spodnie w czerwone paski?

— Kobieto, oszalałaś?! Kurwa, nie ma mowy!

Coś jeszcze krzyczał, ale odsunęłam na chwilę słuchawkę od ucha. Kiedy zamilkł, znowu przysunęłam komórkę do twarzy.

— To bez spodni, w porządku. Będę za kwadrans. No chyba że wolisz zostać ze mną w hotelu. Pooglądamy filmy.

Mój histeryczny śmiech wypełnił cały sklep i przykuł uwagę sprzedawcy. Znał jedynie komunikatywnie angielski typu „to kosztuje 20 euro" i nic nie rozumiał. Kupiłam wszystko oprócz tych nieszczęsnych spodni i ruszyłam w kierunku kryjówki Jamesa.

Kiedyś obiecałam sobie przecież, że się na nim zemszczę.

Tak, zemsta zdecydowanie najlepiej smakowała na zimno.

____________________________________

Dziękuję Wam za gwiazdki i komentarze. Bardzo mnie cieszy, że podoba się Wam ta historia :D 

Dance, Sing, Love. Miłosny układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz