G

813 116 65
                                    

Dazai podniósł głowę. Sam nie wiedział kiedy usnął. Personel szpitala na pewno się pojawił, bo miał na ramionach koc, którego nie pamiętał. Przetarł oczy, by pozbyć się resztki senności. Ale i tak ziewnął przeciągle. Spojrzał na osobę leżącą na łóżku.

Rudowłosy był nadal nieprzytomny, ale aparatura nie wskazywała na nic niepożądanego. Pykała równomiernie, tak jak serce Nakahary. To uspakajało Osamu, jednak nie był zadowolony. Mógł wcześniej zareagować. Mógł nie pozwolić mu iść. Był na siebie zły... Nie, odczuwał wściekłość na swoją osobę. Jak spojrzy w te niebieskie oczy? Wiedział, że przyjaciel nie ma mu za złe, ale...

Usłyszał dźwięk wiadomości. Zaczął szukać swojego telefonu. Gdy go znalazł, wstukał hasło i odczytał wiadomość. Znajomy pytał się o to, czy może przyjść w ich miejsce. Brązowe oczy spojrzały na blade oblicze Chuuyi. „Mogę. Dajcie mi dziesięć minut" odpisał i zaczął się zbierać. Będąc przy drzwiach odwrócił się i wrócił, by uścisnąć dłoń przyjaciela.

- Do zobaczenie, Chuu.

***

Neonowy szyld przyciągał wzrok. Świecił jasno i wyraźnie wśród unoszącej się mgły i ciemności zaułka, w którym znajdował się bar. Ów bar nosił miano wilczej nory. Lupin znaczyło właśnie wilk. Więc przydomek był w zupełności trafny. Była to najgorsza nora w całej Jokohamie. Nawet najgorsze typy unikały drzwi w kolorze zastygłej, starej krwi.

Przynajmniej tak głosiły legendy miejskie. Rzeczywistość była inna. Był to mały i stary bar, prowadzony przez jedną rodzinę od pokoleń. Nazwa pochodziła właśnie od nazwiska pierwszego właściciela. Lupin. Anglik, który przyjechał z dwójką synów. Jeden wyjechał, a drugi po śmierci ojca dalej prowadził interes. Nikt nie wiedział dlaczego unikano tego miejsca. Jednak skuszeni dobrymi cenami ludzie zaczęli stale przychodzić w tajemnicy przed innymi. To stało się przyczyną przesunięcia czasu pracy lokalu. Z dnia na noc. I tak zostało. Tak jak legendy, które niszczyły dobre imię baru.

Jednak Dazai nie wahał się popchnąć drzwi i wejść do środka. Był tam niejednokrotnie. Głównie razem z przyjaciółmi. Czasami, w gorsze dni, przychodził sam. To było jedyne miejsce, w który nie pytano się o wiek. Liczyły się pieniądze. Nieważne ile lat ma klient. Ważne ile wypije. I ile zapłaci za alkohol. Teraz szatyn widział, że to nie były aż tak złe dni. Ale piętnastolatek inaczej widzi świat niż dwudziestodwulatek. Zupełnie inaczej.

Gdy wszedł do pomieszczenia zakasłał. W powietrzu unosił się gęsty dym papierosowy, który przypominał o niedawnych wydarzeniach. Oprócz tego przekleństwa, atmosfera drgała pod wpływem dźwięków fortepianu i czyjegoś niskiego głosu. Brzmiał jakby kobiecy, jednak śpiewał mężczyzna o strasznie jasnych włosach. Zapewne farbowanymi, bo nikt nie rodzi się z tak białymi lokami. Stał ma podwyższeniu, tuż obok czarnego instrumentu, na którym grał inny mężczyzna o ciemnych włosach przykrytych czapką. Grali tutaj już sześć lat. Rok krócej niż trójka przyjaciół zaczęła się spotykać w tym miejscu.

Dazai nucąc pod nosem, podszedł do kontuaru, gdzie zamówił „coś lekkiego". Nie mógł się upić, bo Ozaki mu zrobi kazanie, zamiast tej wiewiórki. A wolał chyba uniknąć rozmowy z nią. Gdy dostał szklankę z bursztynowym płynem i kulką lodu, która była raczej wielościanem, udał się do najbardziej skrytego boksu w całym lokalu. O tak. To miejsce było zarezerwowane dla nich. Lokowali się tam zawsze, kiedy by nie przyszli. Nawet pijacy, którzy przychodzili codziennie, tam nie siadali. Raz zdarzyła się bójka, z której przebywający tam mężczyzna, niezbyt szczęśliwie wyszedł. Natomiast Osamu, który miał wtedy wyjątkowo zły dzień, był jeszcze bardziej wkurzony, bo wylał swój napój. A jego towarzysze podczas całego zajścia mieli niewzruszone miny. Tak jakby wyryto je w kamieniu. Od tamtego czasu nikt nie zajmował tego miejsca, o ile nie miał pewności, że młody jegomość, który niegdyś połamał z zimą krwią dwie kończyny nieszczęsnemu pijakowi, nie będzie obecny. Przynajmniej tak głosiła kolejna legenda o tym miejscu. Ta akurat była w stu procentach prawdziwa. Dazai wstydził się tamtych dni, ale nie odwracał się od nich. To one dawały mu siłę do następnych kroków ku jasności.

Sugar song & Bitter step | BSDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz