Dwoje dzieci spędza kilka lat w sierocińcu, lecz nie są oni zwyczajnymi dzieciakami z sierocińca, są czarodziejami. Do tego dziedzicami Salazara Slytherina. Zaczynają naukę w Hogwarcie i zbliżają się do siebie, jednak gdy wszystko idzie w dobrym kie...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Tom Pov.
Przez te 4 lata nauki w Hogwarcie staliśmy się najlepszymi uczniami. Marika zaczęła gdzieś znikać po nocach w Zakazanym Lesie i nie chce powiedzieć co robi, a nie mogę jej śledzić, bo to wyczuję. Obecnie jesteśmy na 5 roku. Mamy już kilku śmierciożerców są nimi Avery, Mutciber i Lestrange. Jesteśmy elitą Slytherin'u chociaż zbyt dużo nie rozmawiamy z innymi. Zdecydowaliśmy, że musimy zacząć się odzywać do innych by byli nam posłuszni. Zbieramy tylko tych czysto krwistych czarodziei półkrwi. Czarodziei, który mają takie same idee co ja i Marika. Na początku nie chcieli się słuchać Mariki, bo uważali, że jak jest dziewczyną to jest gorsza. Wtedy Marika chciała ich torturować, ale zaproponowałem pojedynek. Wygrała go oczywiście brunetka, prawie posyłając przy nim rywala do grobu. W porę wyszeptała przeciw zaklęcia i go uzdrowiła. Po tym pokazie wszyscy jej się słuchali i bali. Obecnie spotykamy się w Pokoju Życzeń, który przypadkowo odkryła Marika. Jutro jest spotkanie klubu ślimaka, na którym zapytamy profesora o horkruksy. Głaskam Nagini, gdy do pokoju jak burza wpada moja współlokatorka.
-Szybko mam coś o naszym rodzie!- pisnęła, a ja od razu znalazłem się przy niej.
-W końcu...co to takiego?- zapytałem pełen ciekawości.
-Więc tak, z rodu Gaunt'ów żyje tylko niejaki Morfin Gaunt i możliwe, że Marvolo Gaunt, ale to drugie nie jest pewne.- powiedziała, a ja już chciałem z nimi porozmawiać. Dowiedzieć się czegoś. Życie w nieświadomości jest uciążliwe.
-Idziemy z nim porozmawiać, teraz. Chodźmy do Zakazanego Lasu tam można się już swobodnie teleportować.- powiedziałem i szybko rzuciliśmy na siebie zaklęcie kameleona. Po kilku minutach byliśmy w lesie. Teleportowaliśmy się do wioski Little Hangleton. Ruszyliśmy do starego, obskurnego dom, który ledwo co stał. Staliśmy chwilę przed drzwiami, po czym weszliśmy bez zaproszenia. Cały dom był brudny, a na staram i brudnym fotelu siedział mężczyzna z nożem w lewej ręce, a w prawej miał różdżkę. Zauważył nas i szybko wstał:
Marika Pov.
-Wy...Wy-krzyczał wściekły, zrobiłam krok do przodu i w wężomowie przemówiłam do niego.
-Stop!-ustał i patrzył się mnie zdziwiony.
-Mówicie tym??-zapytał.
-Tak mówimy tym, gdzie jest Marvolo?- zapytał Tom.
-Umarł.- odpowiedział mężczyzna- Wiele lat temu, co nie wiecie?-Tom zmarszczył czoło.
-Więc, kim ty jesteś?
-Jestem Morfin, bo co?
-Syn Marvola?
-No pewnie, a ty...- Morfin odgarną włosy z brudnej twarzy, żeby lepiej widzieć Toma, a ja na jego palcu dostrzegłam pierścień Marvola, ale nie byłam pewna.