30. sierżant Barnes

832 50 5
                                    

    — Witam panią, pani doktor. — Mężczyzna w czarnym prążkowanym garniturze podaje mi dłoń z zadbanymi paznokciami, o których ja w obecnej sytuacji, mogę tylko pomarzyć. — Nazywam się Lorens, Jack Lorens. Pani matka zatrudniła mnie w roli pani prawnika. Mam nadzieję, że się dogadamy i jak najszybciej rozwiążemy tę sprawę. Oczywiście na pani korzyść. - Uśmiecha się swoimi wąskimi ustami.
  — Dzień dobry. Ja również mam taką nadzieję. Nie wie pan nawet jak bardzo. — Mówię i zajmuje wolne miejsce przy stole w tym samym pokoju przesłuchań w którym spotkałam się z moją matką przedwczoraj.
  — Może przejdźmy do konkretów, jeśli nie ma pani nic przeciwko?
  — Nie, oczywiście, że nie — odpowiadam szybko i skupiam na nim całą swoją uwagę.
  Podczas gdy prawnik otwiera swój neseser i wyjmuje z niego różne dokumenty, ja uważnie się mu przypatruje:
  Jest ubrany w drogi i zapewne szyty na miarę garnitur. Na nogach ma buty ze skóry, pewnie robione ręcznie. Jest wzrostu Bucky'ego, ale jednocześnie jest od niego szczuplejszy.
Mężczyzna ma łagodną twarz, którą zdobią zmarszczki wokół ust i na czole. Jego włosy są ciemne, ale na skroniach pojawiło się już dużo siwizny.
  Ruchy prawnika są przemyślane, tak jak i słowa. Mówi ładnie, wyraźnie i z nienaganną dykcją, którą naprawdę szanuje, bo nie wszyscy wysławiają się w taki sposób. Sprawia wrażenie naprawdę inteligentnego człowieka, co nie zmienia faktu, że moja matka się nim w pewien sposób wysługuje, traktując go jak łącznika między mną i sobą, oraz że to ona, a nie Lorens będzie podejmować wszystkie najważniejsze decyzje.
  — Dobrze, może zacznijmy od kilku pytań. — Kiwam pojedynczo głową i skupiam się na rozmowie. —Wiele rzeczy przekazała mi pani McNeill, ale mimo wszystko chce dopytać o kilka spraw, które nurtują i mnie i pani matkę.
  — Rozumiem, proszę zaczynać.
  — Kiedy weszła pani w relacje poza lekarskie z sierżantem Barnesem?
  — Około czterech miesięcy temu - odpowiadam szybko.
  — W którym miesiącu ciąży jest pani teraz?
  — Nie wiem dokładnie. Dowiedziałam, się o niej tego samego dnia, w którym nas aresztowano — tłumaczę.
  —To zmienia trochę postać rzeczy, ale mogłaby pani podać mi choć orientacyjny okres czasu?
  —Wydaje mi się, że to połowa trzeciego miesiąca.
  —Rozumiem. Teraz chciałbym z panią sporządzić listę osób które mogły panią obserwować. Dzięki moim i pani matki kontaktom powinno udać się nam ustalić, kto z tej listy zajmował się pani sprawą.
  — Oczywiście.
  Po tych słowach zaczynam wymieniać nazwiska osób, których listę zrobiłam sobie sama w głowie już dużo wcześniej. Nie jest ona za długa, biorąc pod uwagę, że miałam bardzo dużo czasu, aby ją dokładnie przemyśleć i wyeliminować z niej osoby, które nie mogły mnie obserwować. Na tej liście znajduje się między innymi Michael z którym umówiłam się na kilka randek i nawet myślałam, że coś z tego wyjdzie, do czasu, gdy powiedział, że chce ze mną zamieszkać i uciekłam. Gdyby Bucky teraz tu wpadł i zaproponował wspólne mieszkanie to uczepiłabym się jego nogi wszystkimi kończynami i błagałabym go, żeby tak się stało. Poza tym, na liście jest też Klara, której wbrew wszystkim zabiegom jakie stosowałam, nie dałam rady wyeliminować, moja sąsiadka z mieszkania obok, kobieta, której imienia nie znam, ale bardzo często spotykałam ją na ulicy i mogę podać jej dokładny rysopis, oraz dwoje z moich pacjentów, którzy przyszli na wizytę tylko raz lub dwa i chcieli uzyskać bardzo wiele informacji o mojej osobie.
  — To chyba wszyscy — mówię podając ostatnie nazwisko.
  — Dobrze, bardzo dziękuję.— Zapisuje szybko jeszcze kilka informacji na kartce z nazwiskami, a potem zaczyna mówić dalej. —Z informacji które mam pani przekazać wynika, że jutro zostanie pani wezwana na spotkanie z przedstawicielem komisji, który przedstawi pani zarzuty sformułowane przeciwko pani. Na tym spotkaniu pozna pani również datę pierwszego przesłuchania. —Zamyka jedną z teczek, po to aby zaraz otworzyć inną. — Do tego czasu musimy już załatwić kilka spraw. Zaraz po zakończeniu naszego spotkania uda się pani do bezstronnego lekarza, który obejrzy panią pod kątem obrażeń odniesionych podczas aresztowania i sporządzi odpowiednią dokumentację.
  — A badania dotyczące ciąży? — pytam szybko.
  — To trochę później. Po tym jak przedstawią pani zarzuty, uda się pani na badanie ginekologiczne o które wniosek wniesiemy w najbliższym czasie. Potem spotka się pani z psychiatrą, który oceni stan pani zdrowia psychicznego i stopień szoku w którym się pani znajduje, według obranego przez nas stanowiska. Chcemy załatwić to jak najszybciej, aby mieć wszystko ustalone przed pierwszym przesłuchaniem. Dopiero po nim będziemy mogli wnieść wniosek o warunkowe zwolnienie pani z więzienia. Pewnie zostanie pani zasądzony areszt domowy i dostanie pani opaskę monitorująca pani położenie, ale to i tak lepsze niż więzienie — kończy i pstryka pojedynczo długopisem.
  — A jaką mamy linię obrony? — sopytuję i poprawiam się na krześle, bo od długiego siedzenia zaczyna cierpnąć mi tyłek.
  — Jeśli dowiedziała się pani o ciąży tego samego dnia, w którym była pani aresztowana, wykorzystamy to i powiemy, że spowodowało to dodatkowy, bardzo mocny szok, który musi pani udowodnić zarówno śledczym jak i psychiatrze. Poza tym naciągniemy czas przed pierwszą próbą aresztowania, podczas którego pomagała pani i ukrywała miejsce pobytu osób poszukiwanych za zbrodnię stanu, do minimum. Wydaje mi się, że skrócimy go do czterech miesięcy, przy dobrych wiatrach do trzech, a to naprawdę duży sukces. Oczywiście będzie musiała się pani przyznać się do tego, że weszła pani w nieprofesjonalna relacje w sierżantem Barnesem, ale ta sprawa nie będzie wykorzystywana jako zarzut przeciwko pani w tym postępowaniu, ponieważ w świetle prawa, nie była pani lekarzem sierżanta, a to znaczy, że nie obowiązują państwa zasady jakie normalnie obowiązują w takiej sytuacji. Ale tak jak mówię, dotyczy to tego postępowania. Niestety, kolegium lekarskie może wszcząć przeciwko pani osobne postępowanie, dotyczące moralności i tutaj będzie to mógł być główny zarzut. —Uśmiecha się pocieszająco i kontynuuje swoją wypowiedź. —Z tego co wiem, chce pani przedstawić ludzi kapitana i jego samego, jako pani przyjaciół, osoby które pani pomagały i nie była dla pani nieprzychylne. Prawda? — Kiwam szybko głową potwierdzając jego słowa. — Bobrze, a więc zależy to w pełni od pani woli, ja będę podtrzymywał wybraną przez panią wersję wydarzeń.
  — Wydaje mi się, że warto byłoby zaznaczyć, że podczas nieudanego aresztowania, jeszcze w Portland, zostałam poważnie ranna i przez długi czas nie mogłam się w ogóle poruszać i pozostawałam w śpiączce, więc nie mogłam ani wyjechać, ani odizolować się od nich, ani ich zdradzić, czego nie miałam zamiaru robić, ale chodzi o sam fakt...

I'll help youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz