24. W stronę

1.5K 78 28
                                    

  Wstałam z cieplutkiego łóżka i ubrałam się z mocnym postanowieniem, że dziś jest dzień w którym nareszcie zetnę moje cholerni zbyt długie włosy.
  Jako że maj w Arizonie to tak, jak lipiec w Portland, ubieram krótkie szorty, które przy ostatniej wizycie w mieście kupił mi Sam, oraz odrobinę przydługą bluzkę, którą przywłaszczyłam sobie ze sznurka z praniem od jednego z naszych mężczyzn. Nie mam pojęcia do kogo należała prędzej, ale jest duża, granatowa i jest na niej napisane, że jej właściciel kocha spać, więc ja kocham tę bluzkę.
  Postanawiam, że jeszcze zanim ruszę na randkę z maszynką, powinnam coś zjeść, więc tanecznym krokiem idę do kuchni i w towarzystwie Clinta, który już tam siedzi, zjadam śniadanie i piję nektar, zwany prostacko kawę.
  — Co masz zamiar dzisiaj zrobić? — pyta mężczyzna znad kubka z parującym

  — Obciąć włosy! — odpowiadam dumnym głosem i uśmiechnęłam się tak szeroko, jak tylko potrafię.

  — Czyli nic dzisiaj nie remontujesz? — docieka, a ja uśmiecham się po raz kolejny i kręcę głową tak, że przydługie kosmyki obijają mi się czaszkę. Sztos! Zapomniałam jakie to epickie uczucie, gdy włosy obijają Ci się najpierw z jednej strony, a potem z drugiej strony głowy!
  A propos remontów, gdy tylko odzyskałam całkowitą sprawność fizyczną, przeszłam się po domu i na mojej wycieczce odkryłam, jak bardzo, w niektórych miejscach, jest on zapuszczony. Podobno, gdy przy małej pomocy finansowej i strategicznej T'challi, kupili ten budynek, był w jeszcze gorszym stanie, ale Clint i Wanda doprowadzili go do użyteczności. A teraz ja dopracowuję niektóre szczegóły, bo i tak nie mam co robić. W odróżnieniu od innych nie trenuję i nie mogę wyjeżdżać, bo, podobno, zbyt łatwo byłoby mnie rozpoznać, gdybym pojawiła się w najbliższym miasteczku, które liczy zaledwie półtora tysiąca osób.
  Więc z nudów, zaczęłam szaleć z farbami, szpachlami, papierem ściernym i młotkiem, które zostały po wstępnym remoncie, odbywającym się jeszcze przed moim przybyciem do Arizony.
  Wczoraj, na przykład, udało mi się pomalować i odnowić cztery z siedmiu krzeseł, które stoją w jadalni. Resztą mam zamiar zająć się trochę później, bo wciąż boli mnie ręka od szaleństw z papierem ściernym i szczotka drucianą, ale krzesła nie są już przynajmniej pokryte odłażącą brązową farbą, ale ładnie pomalowane na kolor ecru.
  Za to przedwczoraj znalazłam na strychu starą kolekcją wazonów i zniosłam ją na dół, porządnie wymyłam, a potem poszłam razem z Buckym do ogrodu pełnego dzikich kwiatów i ułożyłam z nich kilka bukietów, które teraz dumnie stroją jadalnie, salon, sypialnie Bucky'ego i korytarz.
  Małe rzeczy, ale dzięki nim czuję, że jestem potrzebna i mam co robić. Gdybym tego nie robiła, po pierwsze: cena domu nie podskoczyła o te kilka nieistotnych dolców, a po drugiej: umarłabym z nudów. Ten drugi powód jest o wiele bardziej IMPORTANT.
  Gdy skończyłam pić moja kawę i rozmawiać z Clintem, zwinęłam się do łazienki, która znajduje się prawie naprzeciwko mojego pokoju, na randkę z maszynką.
  Na pierwszym piętrze jest właśnie moja sypialnia, łazienka, klatka schodowa, salon, jadalnia i kuchnia, oraz mały składzik na wszystko i nic, który mam zamiar wysprzątać i oczyścić z pająków, które mogłyby z niego wyleźć i rozprzestrzenić się na cały dom, ale to później, może dziś, ale na pewno nie teraz. Najpierw muszę pozbyć się zbędnego owłosienia z mojej głowy.
Tylko dodam, że z reszty ciała, włosów pozbyłam się zaraz, gdy tylko samodzielnie mogłam wziąć upragniony prysznic. Miesiąc niegolenia sprawia, że człowiek zmienia się w puszczę. Może bez dzikich zwierząt, ale w puszczę. Przynajmniej w niektórych miejscach...
  Tak, więc wchodzę do wykafelkowanego pomieszczenia i znajduję w jednej z szafek maszynkę elektryczną. Podłączam urządzenie do prądu i przełączam na odpowiedni tryb. Potem biorę głęboki wdech i z wydechem przykładam urządzenie do skóry czaszki.
  Powolnymi i sprawnymi ruchami przejeżdżam urządzeniem od linii włosów nad czołem w stronę karku.
  To takie odprężające. W końcu panuje nad swoim ciałem. W końcu mogę pozbyć się tego, czego nie chce mieć.
  Obserwuję, jak moje odbicie w lustrze nabiera innych cech. Rysy twarzy przybierają wyraźniejszy, ostrzejszy wyraz. Staję się inna niż wszyscy, a właśnie o to mi chodzi. Nie chcę być taka, jak inni i chcę panować nad tym, jak wyglądam.
  Kolejne porcje martwych włosów opadają na zimne kafelki, tuż obok moich bosych stóp, jak wężowe włosy meduzy pozbawione życia i martwe. Już nie zrobią nikomu krzywdy.
  Obracam głowę pod rożnymi kontami i manewruję maszynka tak, aby pozbyć się wszystkich zbyt długich pasemek.
  Gdy kończę zajmować się karkiem, podnoszę głowę i dostrzegam w lustrze odbicie Bucky'ego, który stoi za mną oparty o futrynę drzwi i przypatruje mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.   Gdy go dostrzegam odwracam się szybko w jego stronę i patrzę na niego z pytająco.
Wtedy on odpycha się od futryny i wyciąga rękę w moja stronę.
  — Mogę? — pyta wskazując na maszynkę, a ja, sama nie wiedząc dlaczego, podaję mu urządzenie.
  Nie powinnam tego robić! To moje! Ja zawsze się tym zajmowałam. Nawet po raz pierwszy, gdy zaplotłam kilkanaście warkoczy z moich długich prawie do pasa włosów, a potem je obcięłam i spakowałam do koperty, którą wysłałam, aby zrobić z nich peruki dla kobiet chorych na raka, a następnie chwyciłam za maszynkę i obcięłam wszystko, co pozostało prawie do samej skóry. Nawet wtedy byłam sama i nikt nie zrobił tego za mnie.
  Od tamtego czasu, przez prawie dziesięć lat, też zawsze robiłam to sama. Nie pozwalałam nikomu mi pomagać. To zajęcie należało do mnie i tylko do mnie. Stanowi dla mnie pewną formę medytacji, rozluźnia mnie. A teraz, tak po prostu, pozwoliłam zrobić to Bucky'emu. Bo poprosił i to tyle! Wystarczy aby mnie o coś poprosił, a ja już biegnę do niego z wyciągniętym językiem i czuję motyle rozrywające mi brzuch.
  Kurewsko głupia Noemi! Słyszysz, kobieto? Jesteś głupia!
  Po chwili James, zabiera się do roboty, czym przerywa moja szaleńczą gonitwę myśli. Kończy to, co ja zaczęłam. A ja po prostu wpatruję się w jego skupioną twarz i staram się dostrzec w niej to, co sprawia, że dwudziestosiedmioletnia kobieta traci dla niego głowę.

I'll help youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz