You're Black Now

25 2 0
                                    

[A/N akcja dzieje się na powierzchni, jakiś czas po zakończeniu Pacifist Run, a oprócz Frisk z potworami żyje jeszcze jeden człowiek. Reszty dowiecie się w trakcie. A tym czasem, miłego czytania!]

~~~~~~~~~

Minęło kilka miesięcy odkąd spełniło się skryte marzenie każdego mieszkańca podziemia, odkąd z pomocą człowieka wreszcie przełamali barierę i wydostali się na powierzchnię. A dokładniej mówiąc, z pomocą dwójki ludzi. Jakiś czas po wiecznie zdeterminowanej Frisk, do podziemi spadła tajemnicza Alex, która po pewnym czasie stała się dla Frisk jak starsza siostra. Razem przeszły przez wiele przygód, aby dotrzeć do zamku króla. Jednak, na końcu podróży nie stanęły do walki z władcą, a z księciem, Asrielem. Ale nie ma co nudzić opowiadaniem o przeszłości, którą wszyscy znają, przejdźmy do teraźniejszości.

~~~~~~~~~

P.O.V. Alex
Nareszcie koniec lekcji. Na szczęście razem z Frisk kończyłyśmy o tej samej godzinie. Dziś miał odebrać nas Sans, a znając jego i jego lenistwo pewnie znów się spóźni. Razem z młodszą prawie-siostrą wyszłyśmy z budynku i usiadłyśmy na krawężniku wypatrując znajomego szkieleta.

- Jak myślisz, dziś też się spóźni? - zagadałam, na co Frisk wzruszyła ramionami.

- Rozmowna jak zwykle - powiedziałam do siebie w myślach.

Obydwie pogrążyłyśmy się we własnych rozmyślaniach, jednocześnie czekając na Sansa. Minęło pięć minut, dziesięć, piętnaście i tak dalej, i tak dalej, aż do nieco ponad pół godziny.

- Może po prostu chodźmy do domu? - rzuciłam.

- Nie. Mama kazała nam czekać na Sansa - odpowiedziała Frisk i znów zapanowała cisza.

Nie mogłam się przyzwyczaić do nazywania Toriel "mamą". Frisk za to często ją tak nazywała. W końcu zaczęłam tracić cierpliwość i wstałam ze swojego miejsca.

- Chodź, przejdziemy się kawałek i zaraz tu wrócimy, okej? - zaproponowałam.

Frisk wstała, chyba też znudzona siedzeniem. Poszłyśmy wolnym krokiem w stronę zachodzącego Słońca. Hm, poetycko. Wciąż rozglądałyśmy się za szkieletem, którego nadal nigdzie nie było widać. Nagle, gdy przechodziłyśmy obok zakrętu w jakąś uliczkę, ktoś wciągnął tam Frisk. Niemal natychmiast wbiegłam tam i zobaczyłam na oko trzydziestoletniego mężczyznę. Eh ci ludzie, mniej wychowani niż potwory. Niewiele myśląc zachowałam się tak, jak w podziemiu, czyli stanęłam do walki, gotowa do obrony. Naprzeciwko mężczyzny pojawiła się jego dusza. Nawet nie zwróciłam uwagi na jej kolor. Przede mną zmaterializowało się czarne serduszko.

- Frisk, odsuń się proszę - powiedziałam, na co młoda, choć zalana łzami, stanęła w bezpiecznej odległości ode mnie i tego mężczyzny.

Wyglądał, jakby nie wiedział co się dzieje, ale starał się nie okazywać strachu, czy zaskoczenia. Niezbyt mu wyszło.

- Proszę, proszę. Nie spodziewałeś się takiego obrotu spraw? - rzuciłam. - Zapewne liczyłeś, że uda ci się porwać Frisk, prawda?

- Wojownicza z ciebie panienka, dzieciaku - powiedział, zapewne chcąc dodać sobie odwagi.

Mimo to widziałam w jego oczach, że zastanawia go, czym jest serce lewitujące przed nim.

- Zastanawia cię co to? To twoja dusza. Czyli jakąś tam masz - zaśmiałam się bez powodu. - Ale wracając. Tak jak mówiłam, to twoja dusza, a to moja - wskazałam na swoje serduszko - Każda z dusz posiada kolor odpowiadający przewodniej cesze danej osoby. Moja jest czarna, co oznacza tajemniczość. Twoja, pomarańczowa, przedstawia odwagę. Każda z dusz ma też specjalną umiejętność. Nie interesuje mnie jaka jest twoja, a moja jest dość... Hm, specyficzna. A zresztą, niedługo się przekonasz - zakończyłam swój mały monolog z lekkim uśmiechem.

Ręką wskazałam na jego duszę, która zaczęła stawać się czarna, zaczynając od środka serca.

- You're black now - powiedziałam, a mój uśmiech się poszerzył, przez co zapewne wyglądałam dość... Psychicznie.

W chwili, gdy chciałam zaatakować sparaliżowaną duszyczkę, Frisk zerwała się na równe nogi i pobiegła w stronę wyjścia z alejki. Spojrzałam w tę stronę i zobaczyłam jak młoda przytula się do Sansa. Ponownie odwróciłam się do właściciela sparaliżowanej duszy.

- Spadaj stąd. I nigdy więcej nie waż się tykać Frisk - rzekłam uwalniając jego duszę, oraz "chowając" własną.

Uciekł, nie darząc spojrzeniem nikogo z nas. Miałam ochotę krzyknąć "Jeszcze się policzymy!", ale powstrzymałam się. Kilka sekund po zniknięciu mężczyzny padłam na kolana tam, gdzie stałam, a po mojej twarzy zaczęły spływać łzy.

- Sans... T-to znowu się stało - wyszeptałam. - Znów zaczęłam tracić nad tym kontrolę... Znowu mogłam k-kogoś skrzywdzić...

Nagle poczułam, że ktoś mnie przytulił. Otworzyłam oczy i zobaczyłam obejmującą mnie Frisk. Po chwili poczułam dłoń szkieleta na ramieniu.

- Spokojnie, dzieciaku, będzie dobrze - powiedział. - Kiedyś zaczniesz nad tym panować, zobaczysz.

- Huh? Nie rzuciłeś żadnym żartem? Co z tobą? - zapytałam ocierając łzy rękawem.

- Ze mną? Wszystko w porządku. A w tej chwili żarty mogą być lekko paraliżujące - odpowiedział, wywołując tym samym chichot Frisk i mój uśmiech, który choć był ledwo zauważalny to całkowicie szczery.

Tak, Sans zdecydowanie potrafi poprawić humor. Przy nim nie da się smucić - pomyślałam.

- Chodźcie dzieciaki, wracamy do domu. Paps zrobił spaghetti, a jak się spóźnimy to zapewne potraktuje nas dość zimno - rzucił, ponownie wywołując śmiech Frisk, ale tym razem także i mój.

Z lekkim uśmiechem na twarzy wstałam, podnosząc tym samym Frisk, która nie miała nic przeciwko temu.

- Wiesz co, Sans? Jesteś najlepszym i najbardziej sansastycznym starszym prawie-bratem jakiego miałam - powiedziałam, co skutkowało kolejnym wybuchem śmiechu i podziękowaniu szkieleta, które wykrztusił między śmiechem.

Całą trójką ruszyliśmy do domu, co chwila żartując. Niektórzy ludzie, którzy na nas od czasu do czasu patrzyli, uśmiechali się do siebie, czasem do nas, a inni odwracali wzrok. Cóż, to dość niecodzienny widok, szkielet i dwójka dzieciaków śmiejąca się z niewiadomo czego. Taka sobie szczęśliwa rodzinka. Kilka metrów od domu zauważyłam znajomy, żółty kwiatek chowający się w ziemię. Reszta zdawała się go nie zauważyć. Postanowiłam, że zajmę się tym później.

Jeszcze się spotkamy, Flowey - pomyślałam i z uśmiechem przekroczyłam próg domu.

~~~~~~~~~
Taki tam shot z Undertale. A jeśli chodzi o te żarty, wiem, że nie są śmieszne, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy. Cóż, tyle ode mnie, do zobaczenia! 💚

.one-shots.Where stories live. Discover now