Rozdział 22

996 68 10
                                    

O jejku, a co to? Czyżby jeszcze jeden? I to tego samego dnia? Taaak, wiem, że niektóre duszyczki po TLJ są w potrzebie :) Obiecuję, to już ostatni. Kolejny dopiero w czwartek :D

****

Dolecieli na planetę. Leia powiedziała mu jak się nazywała, ale w świetle późniejszych wydarzeń nie miało to żadnego znaczenia.


Gdy tylko statek dotknął powierzchni, rampa opadła i Ben wyszedł na pełną słonecznego blasku polanę. Sam nie wiedział czego się spodziewał, ale na pewno nie grupy małych dzieci biegnących na spotkanie z Leią. W porę się opamiętały i na szczęście wyhamowały zanim wpadły na lekko przerażonego Bena. Mógł być teraz po jasnej stronie, mógł być dobry, ale dzieci to dalej było coś, co go przerażało.

Matka natomiast wbiegła chwilę później prosto w tłum zebrany pod statkiem.
- Chodźcie do mnie! – Wszystkie dzieci jak na zawołanie uśmiechnęły się o przytuliły mocno generał. Po chwili czułości Leia podeszła do Bena i pokazała go dłonią.

- To jest mój syn, Ben. Możecie mu zaufać. – Chłopak zdziwił się dziwnym podejściem kobiety. Wuj Luke prowadził Akademię w zupełnie inny sposób i był to w stanie stwierdzić już po tych kilku sekundach. Kilkadziesiąt małych oczy wpatrywało się w niego. Dopiero po chwili Ben zrozumiał, że czekają, aż coś powie.

- Eee... Więc... Cześć, jestem Ben. – Brawo, to była najambitniejsza odpowiedź jaką mógł wymyślić twój mały, głupi móżdżek. Powiedział sam do siebie. Dzieci jednak się tym nie przejęły i rzuciły się do niego. Ten przerażony zaczął się cofać.

Nie nie nie tylko nie dzieci...

Leia chyba widząc panikę w jego oczach krzyknęła.

- Dzieci! – Tłum zamarł. - Może pokażecie Benowi Akademię? – Przemieszczające się skupisko kilkulatków natychmiast zareagowało. Wszyscy, jak jeden mąż odwrócili się w stronę Świątyni i pobiegli przed siebie.

Ben odetchnął z ulgą.

- Dziękuję. – Leia obdarzyła go współczującym spojrzeniem.

- Wiem, że jest inaczej. Wiem, że zajmie trochę czasu zanim się do tego przyzwyczaisz, ale kiedy odszedł Luke...Nie umiałam nad nimi zapanować. Musiałam sobie radzić tak jak umiałam. – Ben nie chciał wiedzieć co to znaczy. Jeśli radziła sobie z nimi w taki sposób, w jaki obchodziła się z nim w dzieciństwie...Zanim zrozumieli wraz z Hanem, że ich syn jest czuły na Moc... Te wspomnienia zamigotały delikatnie i zniknęły, jakby nie chciały zostać odkryte. Ocknął się. Nie czas na roztrząsanie przeszłości.

Ruszyli za dziećmi w stronę budynku. Ben znając pomieszczenia z opowieści matki nie był zainteresowany zwiedzaniem. Kiedy więc Leia zaczęła powtarzać te same historie, które słyszał już w Sokole całkowicie nie zwracając uwagi na syna... Ben postanowił się ulotnić.

Zobaczył pierwsze otwarte drzwi i błyskawicznie wślizgnął się do pomieszczenia. Odetchnął z ulgą kiedy głos Lei zaczął znikać. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Jego wygląd go zaskoczył mimo tego, że już wcześniej znał szczegóły jego renowacji.

Po nowej Akademii Jedi nie spodziewał się tylu zmian. Kilkanaście lat temu, kiedy on sam należał do podobnej, na każdym kroku Jedi mogli spocząć na łonie natury. Wsłuchać się w kojący śpiew ptaków, cicho szemrzący strumyk czy uspokajający szum drzew. Odetchnąć świeżym powietrzem.

Tymczasem tutaj było pełno maszyn, jakiś udogodnień, których Ben nie widział nawet na statkach i planetach Nowego Porządku. Zaczął przechadzać się między ustawionymi w idealnie równych rzędach maszynami, nie mając pojęcia do czego one służą. Przyjrzał się jednej z nich.

Nic nadzwyczajnego. Poprzepalane obwody połączone ze sobą w dziwnie znajomy sposób... Blacha, z której wykonane były droidy również coś mu przypomniała. Był pewien, że gdzieś widział już ten materiał. Ben znalazł przycisk, który jak domyślił się, oglądając maszyny swoim czujnym okiem mechanika, był odpowiedzialny za uruchomienie urządzenia. Już wyciągał rękę i już miał się dowiedzieć co jest tak znajomego w tej maszynie kiedy...

- Trzeba było powiedzieć, że nie chcesz zwiedzać. Nie musiałabym marnować na ciebie śliny. - Ben zamarł. Wiedział, że matka wreszcie zauważy, że nie podąża już za nią w głąb korytarzy. Miał jednak nadzieję, że nie stanie się to tak szybko.

- Ja... - Teraz nie wiedział co powiedzieć. Nie przemyślał tego wcześniej. Przecież matka na pewno czuła się urażona.

- Nic nie mów. Poe też potrafi zwiać na drugi koniec bazy, kiedy zaczynam mówić. - Uciekła wzrokiem jakby przypominając sobie taką właśnie sytuację.

- Ale pomyślałam sobie, że może chciałbyś pomóc mi w prowadzeniu tego przybytku. W końcu wiesz o Mocy więcej niż ja, może mógłbyś nauczać starszych. - Leia znowu wpadła w słowotok. - Nie radzę sobie z nimi. Są oporni i krnąbrni, zupełnie jak ty... - A ciebie nie umiałam wychować. Chociaż starałam się jak tylko mogłam, dałam Ci wszystko co miałam... Jednak nie skończyło się to dobrze. Ben znowu przysiągłby, że usłyszał niedokończoną myśl matki w swojej głowie. Ale przecież nie było to możliwe. Nie korzystał z Mocy, nie stosował już dawnych praktyk...

Mógł się tylko domyślać co czuje Leia. Ta kobieta była najlepszym dowódcą jakiego znał, najlepszym strategiem, jednak dziwnym zarządzeniem losu kilkanaście lat temu została kim zupełnie innym. Została żoną i matką. Spadł na nią wielki obowiązek wychowania swojego następcy. Ale kiedy jej syn wymordował wszystkich padawanów i zniszczył poprzednią Akademię... Leia musiała czuć, że zawiodła. Zawiodła nie tylko siebie, ale też Hana, Luka i jego. Zawiodła własnego syna, ponieważ nie było jej przy nim wtedy, gdy najbardziej tego potrzebował.

Teraz wzięła ja siebie jeszcze większy obowiązek. Niespodziewanie została sama z ponad dwoma tuzinami dzieci, które oczekiwały od niej tak dużo.

Ben naprawdę chciałby jej pomóc, ale dla niego nauka młodych Jedi była teraz zbyt bolesna. Zbyt trudna. Zwłaszcza, gdy każda z tych twarzy przypominała mu jego własne wspomnienia. Wspomnienia które dzielił z kobietą, którą kochał. Kobietą, która została postawiona przed trudnymi wyborami i niemożliwym prawie zadaniem. Kobietą, do której tak bardzo tęsknił i którą już wkrótce miał zobaczyć.

- Przepraszam. Nie mogę zdecydować teraz. Samo patrzenie na tą świątynię, na życie, które ją wypełnia... To przytłaczające. - Powiedział. Leia ze smutkiem kiwnęła głową.

- Dam ci czas. Może, gdy zobaczysz coś, co pomoże nam zniszczyć naszych wrogów, zmienisz zdanie i będziesz chciał być częścią nowej rewolucji.

W Ciemności Nadzieja ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz