Rozdział 5

15.8K 587 57
                                    



Mój brat nie był złym człowiekiem, w gruncie rzeczy to w pewnym sensie stanowił dla mnie wzór. Po śmierci rodziców to on utrzymał wszystko w ryzach, podczas gdy ja zamknęłam się w pokoju na kilka tygodni. Dave nie miał łatwego zadania, z dnia na dzień musiał zająć się stadem, zmierzyć się ze stratą rodziców oraz moją żałobą. Myślę, że zawsze chciał dla mnie i dla JJ jak najlepiej, chociaż momentami był jak wrzód na tyłku.

-Czy ty jesteś niepoważna?! Przez ile lat chodzisz na polowania? Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna, gorzej z tobą niż z dzieckiem- gderał podczas gdy ja siedziałam na krześle i starałam się patrzeć wszędzie tylko nie na mojego brata.

-Masz dwadzieścia lat a wciąż bujasz w obłokach. Ja już naprawdę nie wiem co z tobą robić, a Junior tylko cię motywuje do takiego zachowania.

-Dwadzieścia dwa- mruknełam.

-Co ty tam jończysz? Wyprostuj się i patrz mi prosto w oczy.

-Mówię, że mam dwadzieścia dwa lata, sir- odparłam sarkastycznie. Przez chwile na jego twarzy pojawiła się konsternacja, przez chwilę na mnie popatrzył jakbym mu oznajmiła, że na śniadanie zjadłam swój ogon a dopiero po chwili zrozumienie.

-Na Księżyc i ty dopiero teraz mi to mówisz? Dwadzieścia dwa lata- odwrócił się do mnie plecami i skierował w stronę wielkiego dębowego biurka. Obszedł je i usiadł na wielkie i wygodne skórzane krzesło. Mimo iż miał dopiero trzydzieści cztery lata to już mogłam dostrzec kilka siwych pasm w jego krótkich brązowych włosach. - I co ja mam z tobą zrobić? Gdyby nie beta z północnej watahy mogłoby się to skończyć dużo gorzej. Idź z tym do medyka, przez najbliższe tygodnie nie będziesz polować. Ja muszę jeszcze porozmawiać z Nicolasem.

Nie mając już nic więcej do powiedzenia, wstałam i zaczęłam kierować się do masywnych dębowych drzwi. W normalnych okolicznościach wiałabym przez nie ile sił, jednak w tej chwili chętnie spędziłabym koleją godzinę w tym ponurym gabinecie patrząc na starszego brata, który aż czerwienił się ze złości. Okoliczności jednak się zmieniają, a w tym konkretnym przypadku wielki i masywny facet.

Stał tam ze znudzonym wyrazem twarzy, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i przymrużonymi oczami. Dobra, może i mi pomógł jednak szansa na śmiertelne obrażenia była tak niewielka jak to, że łysy wilk złapie pchły. Z resztą nasze sfory miały zawiązać przymierze, więc wypadało by w takiej sytuacji mi pomógł. A ja jako odpowiedzialna osoba powinnam mu podziękować. Więc z całą moją stanowczością wyprostowałam plecy, uniosłam podbródek i popatrzyłam na Nicolas'a. 

On nagle jakby ożył, spuścił ręce wzdłuż ciała, uśmiechną się jednym kącikiem ust. Jego oczy z zaciekawieniem obserwowały mój każdy ruch. I mogłam się założyć o moją sekretną szufladę, że te oczy śledziły każdy mój ruch od kilku dni.

Z drugiej strony gorzej już i tak nie mogło być.

***********************************************************************************************

-Ty to jednak powinnaś nosić na szyi jaką plakietkę ostrzegawczą. Jak mogłaś mu przywalić tymi drzwiami w twarz. Z resztą to i tak nieważne, czego mogłam się po tobie spodziewać? Ty jesteś jak chodzący huragan!- mówiła brunetka ze śmiechem, jedząc jednocześnie żelki z mojej sekretnej szuflady. 

I trudno było się z nią nie zgodzić, momentami naprawdę bywałam roztrzepana i niezdarna. Zamiast mu podziękować za okazaną pomoc to w ostatniej chwili dopadła mnie trema. Chciałam jak najszybciej wyjść z gabinetu brata a jedynym co wyszło to krew z nosa u szatyna. Prawda była taka, że było mi zwyczajnie wstyd. Na polowaniu byłam mocno roztrzepana i miałam niesamowite szczęście, że skończyło się tylko na urażonej dumie i obitych żebrach. Chyba powoli cała ta rzeczywistość zaczęła mnie przytłaczać. Sojusze, zaręczyny i ciąże tego było po prostu za dużo. Nie nadawałam się do poważnych rzeczy, zdecydowanie wolałam samotnie biegać po polach, skakać ze skał do wody i zwyczajnie niczym się nie przejmować. Wiedziałam jednak, że w naprawdę niedalekiej przyszłości będę musiała ogarnąć się, taka wpadka jak dziś nie będą mogły się powtarzać. 

-Och przestań, stało się i już tego cofnąć nie można. Jak mogłam być tak nieostrożna?! Przecież poluje już od kilku lat, a tu taka wpadka jak u nieopierzonego pisklaka. Powiem ci, że czasami mam dość. Co on tam w ogóle robił? Przecież nie powinno go tam być, a już zwłaszcza o tej porze. Mówię ci, coś jest z nim nie tak. Gdzie się nie udam mam wrażenie, że te jego bursztynowe oczy śledzą każdy mój krok. Ten cały Nick ma coś do mnie- rzekłam, podchodząc do Niny i biorąc w dłoń kilka kwaśnych żelek. 

-Nie mam pojęcia, jednak to ten namolny facet poratował ci dupę na tamtej polanie. Według mnie po prostu mu się spodobałaś i teraz szuka okazji by z tobą porozmawiać.

-Dużo można o nim powiedzieć ale, na pewno nie to że rwie się on do rozmowy ze mną. Sama pomyśl, miał już kilka okazji by ze mną porozmawiać a jednak wciąż tego nie zrobił. powoli zaczynam wariować, nie mam pojęcia już co robić z tym facetem. Cała ta akcja jest okropnie stresująca, a oliwy do ognia dolewa fakt, że Stephan w najbliższym czasie przyjedzie dogadać z moimi braćmi warunki przejścia do jego watahy.

Podeszłam do wielkiego okna i usiadłam na specjalnie przygotowanym parapecie. Znajdowały się tam poduszki i pluszak w kształcie pandy. Ta maskotka była ostatnią rzeczą jaką podarowała mi matka i o ironio było to tuż przed moimi osiemnastymi urodzinami, których rodzice już nie mieli szansy zobaczyć.

Cała ta sytuacja była niesamowitym wrzodem na tyłku i sama miałam jej już dość. Jednak za niedługo miałam zostać partnerką alfy i nie mogłam się wiecznie chować przed odpowiedzialnością. Musiałam pogadać z betą północnej watahy i nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać.


Znalazłem cięWhere stories live. Discover now