Król

435 33 3
                                    

Weszłam do kuchni, w której zastałam siedzących przy stole Sam'a i Dean'a. Gdy mnie zauważyli przywitali się ze mną. Usiadłam obok Sam'a.

-Jak się spało?- zapytał Dean spoglądając na mnie.

-Wyjątkowe dobrze.

-Chcesz kawy?- zapytał Sam, przytaknęłam że tak, wtedy wstał od stołu, a później wrócił z kubkiem napoju.

-Dzięki.- podał mi go, a ja upiłam łyka czując przyjemne ciepło i rozbudzenie przyjemnym zapachem cieczy.

-Jak znajdziemy tego całego Abadona?- chłopcy spojrzeli po sobie.

-Nasz kolega jej szuka.- powiedział Dean. Sam prychnął na słowo "kolega".

-Czyli że czekamy na informacje twojego kolegi. Okay.- ciekawe kim jest ten ich kolega.

~

Chłopcy wyszli gdzieś na chwilę. Ja żeby jakoś zagospodarować czas zaczęłam czytać książki w bibliotece, która też jest salonem. Natrafiłam na ciekwe wierzenia z południowego Meksyku, dotyczyły Hortu. Trochę dziwny zbieg okoliczności, że spośród całego tego zbioru w bibliotece akurat musiałam natrafić na tą książkę. Poczułam nieprzyjemny dreszcz gdy przeczytałam fragment o obudzeniu Hortu i to co stanie się z osobą godną, która to zrobi. Przejmie ciało tej osoby i w ten sposób zemści się, ta osoba zginie aby on mógł żyć. Odłożyłam książkę na stół nie potrafiąc już dalej tego czytać. To mnie przeraziło. Nie chcę umrzeć przez niego.

Światło zaczęło nagle mrygać, a po chwili zgasło. Przerażona schowałam się pod stołem. Zamknęłam oczy wmawiając sobie że tu mnie nie znajdzie. Przecież chłopcy mówili że nikt nie proszony tu nie wejdzie. Ten bunkier jest zabezpieczony, ale mimo to nadal się bałam. Usłyszałam kroki, które zaczęły zbliżać się w moją stronę, uderzenia podeszwy o podłoge robiły się coraz głośniejsze. Serce prawie mi stanęło gdy tuż obok mnie kroki ucichły. To działo się jakby czas stanął w miejscu. W duchu wmawiałam sobie cały czas że to nie dzieje się naprawdę. Tak bardzo bałam się, że zaraz wyciągnie mnie spod tego stołu i zabije.
Światło nagle znowu się zapaliło. A obecność, którą chwilę temu czułam zniknęła. Niepewnie wyjrzałam rozglądając się, a następnie wyszłam spod mebla i ostrożnym spojrzeniem ponownie rezejrzałam się po pomieszczeniu aby się upewnić, ale niczego nie pokojącego nie zauważyłam. Odetchnęłam z ulgą biorąc głęboki wdech aby uspokoić skołatane nerwy.

Wzdrygnęłam się gdy usłyszałam dźwięk telefonu, ale nie mojego. Podeszłam do półki z której słychać przychodzące połączenie. Odgarnęłam leżące na nim papiery i wzięłam do ręki telefon. Na moją twarz wpłynęło zdziwienie gdy zobaczyłam numer przychodzący, 666. Co jest grane do cholery? Niepewnie odebrałam i przyłożyłam urządzenie do ucha. W słuchawce rozbrzmiał niski głos z brytyjskim akcentem.

-Cześć Dean.- czyli to jego telefon, pomyślałam - Mam pewne informacje.

-Deana w tej chwili nie ma. Mam coś mu przekazać?- po drugiej stronie usłyszałam jakieś dziwne i nerwowe chrząknięcie.

-Skoro wiewióra nie ma...- zdziwiłam się jak przezwał blondyna.- Mogę wiedzieć z kim rozmawiam.

-Jestem kuzynką Dean'a i jego brata, Villien Campbell.- niepewnie odpowiedziałam.

-Campbell?- chyba go to zaskoczyło.- Sądziłem że wszyscy nie żyją. Jestem zaskoczony, że Winchester'owie mają jeszcze jakąś rodzinę. Ale gdzie moje maniery, nazywam się Crowley.

-Muszę przyznać że masz niecodzienny numer telefonu. Mam wrażenie jakbym rozmawiała ...- i tu na chwilę przystanęłam zdając sobie sprawę z kim naprawdę mogę teraz rozmawiać, aż zrobiło mi się niedobrze, ale dokończyłam swoje zdanie, mimo że pewnie usłyszał w moim głosie zawachanie.- z diabłem.

Mój rozmówca roześmiał się perliście.

-On akurat gnije w klatce więc nie musisz nim się przejmować. Tak się składa że rozmawiasz z królem Piekła, kochana.

O kurde, pomyślałam.

-Mam coś przekazać?- zapytałam aby jak najszybszej zakończyć tą rozmowę.

-Wystarczy że powiesz Dean'owi aby do mnie oddzwonił.

-Okay.

-Miło było cię poznać.- bez wzajemności, pomyślałam. Szybko rozłączyłam się.

Czyli że to jest ten "kolega". Teraz rozumiem czemu Sam tak się zachowywał. Rany, oni znają samego króla Piekła. Nawet nie chcę wiedzieć kogo jeszcze.
Po paru minutach wrócili chłopcy. Oparłam się pośladkami o stół trzymając w dłoni telefon blondyna. Zeszli schodami na dół i weszli do pomieszczenia. Przywitali się ze mną, ale ja posłałam im jedynie delikatny uśmiech, który pewnie wyszedł jak grymas bo od razu spoważnieli.

-Wszystko dobrze?- zapytał zmartwiony Sam odkładając na stół torbę z zakupami. Udałam że nie usłyszałam pytania.

-Zostawiłeś telefon, Dean.- podniosłam urządzenie, a następnie rzuciłam je blondynowi, który bez problemu je złapał.

-Dzięki. Gdzie go znalazłaś?

-Był pod stertą papierów na szafce. Macie ciekawych znajomych.- skrzyżowałam ręce nerwowo przygryzając dolną wargę.

-Co masz na myśli?- zapytał Sam.

-Crowley przekazał, że gdy wrócisz masz do niego oddzwonić.

-Rozmawiałaś z nim?- zapytał zaskoczony Sam, jego brat też był zaskoczony.

-Ta. Lepiej pójdę do siebie.

~

Leżąc na łóżku usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili wszedł przez nie Sam i usiadł na brzegu łóżka.

-Wszystko w porządku? Wyglądałaś tam jakby coś cię trapiło. Możesz mi zaufać, z chęcią ci pomogę.- powiedział łagodnym wręcz kojącym tonem głosu.

-Boję się.- podniosłam się i usiadłam po turecku. Niepewnie spojrzałam na szatyna, który zmarszczył brwi.

-Czego?- zapytał wyczekująco, ale nie natarczywie. Domyślił się pewnie że siłą nic nie wskóra dlatego postanowił cierpliwie poczekać.

Opowiedziałam mu co się dzisiaj stało i też o tym co działo się przez ostatni rok. Na koniec przytulił mnie mówiąc że będzie dobrze.

-Tak właściwie, to co to za książka, którą znalazłaś?

Poszliśmy do biblioteki. Podeszłam do regału, tam gdzie powinna leżeć. Nerwowo zaczęłam wyjmować wszystkie po kolei gdy niezauważyłam jej.

-Nie rozumiem, powinna tu być. Pamiętam jak ją odkładam na miejsce.- co jest grane?, pomyślałam spanikowana.

-Jesteś pewna? Przeszukiwaliśmy już te półki i nic wtedy nie znaleźliśmy o Hortu, dopiero w aktach była krótka notka o nim, ale oznaczona jako zbyt niebezpieczne by kontynuować badania o nim.

-Ale ona tu była, przysięgam, przecież niczego sobie nie zmyśliłam.- powiedzialam lekko popadając w paranoję.

-Spokojnie.- długowłosych położył mi rękę na ramieniu, ale szybko ją strząsnęłam robiąc krok w tył.

-Nie rozumiesz, on tu był, był i ... wróci, jestem tego pewna.- złapałam się za głowę niespokojnie oddychajac.

-Spokojnie, to nie możliwe aby wszedł tu. Alarm by się włączył, że ktoś próbuje się tu dostać. Zaufaj mi.

Powoli podszedł do mnie i ostrożnie przytulił mnie.

-Boję się.- załkałam bardziej wtulając się w jego klatkę piersiową. Zaczął głaskać mnie po głowie.

-Nie martw się nie pozwolimy cię skrzywdzić.- powiedział kojąco. Poczułam się trochę lepiej.

...

This is my family | Castiel | ZakończoneWhere stories live. Discover now