I rok 1979.

22 2 2
                                    

- Nie Trevor. Nie pamiętasz jak skończyła się twoja ostatnia akcja?!
-Pamiętam, ale teraz jestem pewny- odpowiedział Mike. Tym razem wiedział, że to dobry trop. Tydzień temu dowiedział się od Marka o tajemniczej serii morderstw w małym miasteczku Midway, która miała miejsce niecałe dwadzieścia lat wczesniej. Od tego czasu walczył o to, aby pojechać tam i zrobić reportaż o historii miasteczka. Od dawna nie znalazł nic ciekawego. Jak tak dalej pójdzie to pan Scarrie go zwolni.
- Ostatnim razem też byłeś pewny i co z tego wynikło?!- ponownie krzyknął Scarrie. Był to niski, łysy mężczyzna. Miał na sobie białą koszulę, czarny krawat, brązową marynarkę oraz tego samego koloru spodnie. Pomimo swojego miłego wyglądu był na prawdę wrednym człowiekiem.
- Proszę dać mi ostatnią szansę- odpowiedział 28- letni dziennikarz- tym razem pana nie zawiodę.
- Dobrze. Ma pan miesiąc panie Trevor. Jeżeli ten reportaż znowu będzie do kitu od razu pana zwalniam.
- Dziękuję szefie. Do widzenia.

Mike zabrał swoje rzeczy i wyszedł z biura. Zaraz po otworzeniu drzwi wejściowych poczuł przyjemny wiosenny wietrzyk. Była to jego ulubiona pora roku. Wszystko budziło się do życia: na drzewach wyrastały nowe liście, kwiaty zakwitały, pierwsze pszczoły zaczęły latać w poszukiwaniu dojrzałych kwiatów. Nawet trawa była bardziej zielona. Gdyby mógł, poszedłby teraz na spacer. Jednak nie miał na to czasu.

Zadzwonił do Marka, żeby kupił mu bilet na najbliższy lot do Banghor, oraz żeby zarezerwował mu miejsce w jakimś hotelu, z którego będzie miał najbliżej do Midway. Od razu po wejściu do domu spakował walizkę, aby mieć to z głowy. Następnie zrobił sobie kawy i zaczął szukać w internecie informacji o tajemniczym miasteczku. Nie znalazł nic ciekawego. Poszedł spać około 20:30, ponieważ chciał wyspać się, aby móc następnego dnia racjonalnie myśleć. Poza tym jego samolot odlatywał o szóstej, więc żeby zdążyć jeszcze na odprawę musiał wstać o czwartej.

Całą noc dręczyły go koszmary, w których widział ogromne drzewo. Jednak to drzewo nie było normalne. Zamiast liści miało coś przypominającego przerażone twarze ludzi wycięte z czarnego materiału. Korzenie drzewa owinęły się wokół jego szyi i próbowały go udusić.

Obudził się około trzeciej zalany potem i nie pamiętał nic z tego okropnego koszmaru. Uznał, że nie ma sensu kłaść się spać, skoro i tak za chwilę będzie musiał wstawać. Sięgnął po książkę, którą pożyczył od przyjaciela jakiś miesiąc temu. Wcześniej nie miał czasu na czytanie, ale teraz nadarzyła się okazja.

Kiedy zadzwonił budzik ustawiony na 4:15 Mike wziął prysznic, ubrał się i poszedł przygotować sobie coś do jedzenia. Pierwsza zasada bruneta brzmiała: "nie ma śniadania bez pysznej kawy", więc przyrządził sobie ten "napój bogów". Po zjedzeniu posiłku sprawdził jeszcze raz czy wszystko spakował i pojechał na lotnisko.

Lot niezmiernie się dłużył. Kiedy był już w połowie książki z głośników dobiegł komunikat z prośbą o zapięcie pasów, co oznaczało, że za niedługo będą lądować. Było to dla niego jak zbawienie. Przez cały czas siedział między spoconym grubasem, który słuchając muzyki dźgał go łokciem i jakąś starszą kobietą, która miała na twarzy tyle tapety, że gdyby nie zmarszczki wyglądałaby jak lalka Barbie.

Kiedy wysiadł z samolotu i odebrał swój bagaż zadzwonił po taksówkę. Chwilę później wsiadł do samochodu i powiedział kierowcy, aby zawiózł go na Maine Street 13, gdzie znajdował się polecony przez Marka Turtle Hotel. Zapłacił taksówkarzowi i udał się w stronę wejścia do hotelu.

Na recepcji odebrał klucz do swojego pokoju, w którym ponownie wziął prysznic. Pomimo późnej pory postanowił rozejrzeć się po okolicy. Na szczęście zaraz po wyjściu z samolotu każdy pasażer otrzymał mapę miasteczka z zaznaczonymi restauracjami, pomnikami itp. Jednak Mike'a najbardziej zaciekawił mały lasek w środku miasteczka. W środku lasu znajdowała się polana. Kiedy tam dotarł zobaczył ogromne drzewo, które nie miało liści. Pomyślał, że może jest chore. Na polanie nikogo nie było. Chodził wokół drzewa i rozglądał się. W pewnym momencie zobaczył jakiś dziwny przedmiot wystający z pod korzenia. Okazało się, że był to stary, poniszczony zeszyt. Na jego okładce napisano dużymi literami: "WŁASNOŚĆ RACHEL WHITE"
Mike z ciekawości otworzył zeszyt. Na pożółkłej kartce widniały lekko rozmazane litery. Zaczął czytać

"Drogi Pamiętniczku... "

Dark RootsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz