Rozdział V - „Tajemnice"

Start from the beginning
                                    

    Steen zamarł.

    —  Oszalałeś? Obiecałeś, że więcej tam nie pójdziesz. Ona chce cię zabić, na wody Sennille!

    Ean wzruszył ramionami.

    —   Wypada biedaczkę odwiedzić raz na jakieś pięćdziesiąt lat, żeby  całkiem nie oszalała. Szara Wieża to niezbyt przyjemne miejsce, a ona  nie została w niej zamknięta z własnej winy.

    Steen wpatrywał się w niego przez długą chwilę, a potem pokręcił głową.

    —  Rób, co chcesz. Nie mam już na ciebie siły. Jak dasz się zabić, nie będę po tobie płakał.

    —   Kłamca. —  Zaśmiał się Ean. Schylił się i pocałował Steena w czoło. —   Dobra, idę. Im szybciej to załatwię, tym szybciej będę mógł iść spać.

*

    Z  budynku administracji wymknął się najszybciej, jak tylko mógł. Panująca  tam sztywna atmosfera zawsze go przygnębiała. Nie chciał tego. Oreall  było jego miastem, to dzięki niemu funkcjonowało i wolałby, żeby czasami  nie było tak ponure. Ciężko jednak winić za to jego mieszkańców, skoro  istniał ktoś, kto wywierał na ich uczucia subtelny, lecz skuteczny  wpływ.

    Kiedyś  to się zmieni, pomyślał Ean, kierując się w stronę Szarej Wieży. Być  może. Steen w to wierzył, ale on sam... Żył już chyba zbyt długo, by mieć  jakąkolwiek nadzieję.

    Przechodząc  przez jeden z mostów na Tyenearze, spojrzał w dół, w mętną wodę rzeki i  zadał sobie pytanie, czemu to sobie robi. Czemu nazywa miejsca w  mieście imionami utraconych bliskich, czemu przypomina sobie ich twarze,  za każdym razem, kiedy w nich jest, czemu w ten sposób się karze. Może  po prostu na to zasługiwał. W końcu to przez niego zginęli.

    Zatrzymał się na chwilę i odetchnął głęboko, zamykając oczy. Wynoś się z mojej głowy, ty stara wiedźmo, pomyślał, uchylając powieki i patrząc w niebo. Choć rankiem miało piękny, błękitny kolor, teraz zasłoniła je szarość chmur. Lepiej się spieszyć, pomyślał Ean. Zaraz będzie padać.

    I  w tym momencie pierwsza kropla deszczu spadła na jego nos. Mężczyzna  pokręcił głową, uśmiechnął się smutno i ruszył dalej. Po kilku krokach  zaczął nucić podchwyconą od Fexa melodię.

*

    Ean  wyszedł z Szarej Wieży, oparł się o mur pobliskiego budynku i odetchnął  głęboko. Nienawidził tego. Najchętniej zapomniałby o całej sprawie i  zostawił Ellain samą sobie. Ale to przez niego musiała zostać uwięziona.  Zasługiwał na wszystkie okropne słowa, które kierowała w jego stronę.

    Gdyby tylko mógł wyjaśnić jej...

    Zesztywniał  nagle. Ktoś go obserwował. Stał niedaleko i nie spuszczał z niego  wzroku, Ean czuł to wyraźnie. Nie dał jednak po sobie poznać, że zdaje  sobie z tego sprawę. Zmusił się do rozluźnienia i ruszył przed siebie, z  powrotem do biblioteki, jednocześnie wytężając słuch.

    Tak, ktoś na pewno za nim szedł. I ukrywał się dość nieporadnie, kątem oka Ean widział jego sylwetkę. Śledzi mnie,  pomyślał. Dlaczego? Czego chce? Zachował jednak spokój, udając, że  niczego nie zauważa. Dopiero, kiedy on i jego prześladowca znaleźli się  na bardziej odsłoniętym terenie, gdzie śledzący nie mógłby się ukryć —   czyli na moście —  Ean stanął i obrócił się nagle.

    Zdążył  tylko zauważyć rozmazaną sylwetkę, która skoczyła w jego stronę i  chwyciła go za koszulę. Świat nagle pociemniał mu przed oczami i  mężczyzna zachwiał się.

    Kiedy  odzyskał równowagę i zdolność widzenia, po napastniku nie było już  śladu. Ean rozejrzał się, ale nikogo nie dostrzegł. Co się właśnie  stało? Potrząsnął głową, co okazało się błędem, bo wnętrze jego czaszki  przeszył nagły ból.

    Cholera.  Ean potrafił rozpoznać skutki użycia magii jednostkowej. Ktokolwiek to  zrobił, użył jej bardzo niezdarnie, zapewne nie miał zbyt wielkiego  doświadczenia albo bardzo mu się spieszyło. Ale dlaczego to zrobił? Czy  śledził go już wcześniej, czy dopiero od Szarej Wieży? I dlaczego to  robił? Ciekawość czy coś więcej?

    Ean żył na tym świecie zbyt długo, by wierzyć w pierwszą opcję.

    Miał  nadzieję, że nikt nie widział tego zajścia. Ulice były puste — coraz  mocniej padający  deszcz skutecznie odstraszał mieszkańców Oreall od  wychodzenia na zewnątrz. Szkoda tylko, że nie odstraszył też napastnika. 

    Nieco  chwiejnym krokiem Ean ruszył w stronę biblioteki. Kiedy już dotrze na  miejsce i trochę odpocznie, odkrycie sprawcy nie powinno przysporzyć mu  większych problemów. O ile ten irytujący szum w głowie ustanie.

    Steen nie będzie zadowolony,  pomyślał Ean, kopiąc kamyczka leżącego na drodze. Uśmiechnął się i znów  zaczął nucić, wciąż jednak uważnie rozglądając się na boki. Drugi raz  nie pozwoli się tak zaskoczyć.

*

    Oczywiście,  miał rację. Steen nie był ani trochę zadowolony. Jak zwykle. Kiedy  tylko zaczął marudzić, Ean przestał go słuchać, w duchu przewracając  oczami. To nie tak, że nie rozumiał. Wiedział, że nie może narażać się  na niebezpieczeństwo —  gdyby coś mu się stało, gdyby zginął... Nie  skończyłoby to się dobrze dla Oreall.

    Uważał  na siebie. Starał się być ostrożny, ale nie znaczyło to, że zamierzał  się zamknąć w jakimś bezpiecznym miejscu i nie opuszczać go, bo na  zewnątrz coś mogło mu się stać. Nie mógłby tak żyć. Wyjaśniał to  Steenowi setki razy, ale do niego najwyraźniej to nie docierało.

    Dlatego nie miał zamiaru słuchać jego narzekać. I tak zawsze brzmiały tak samo.

    —  Idę się położyć —  przerwał mu wywód. —  Kręci mi się w głowie.

    Steen zmarszczył brwi.

    —  Powinieneś przejść się do szpitala. To może być coś poważnego.

    Ean prychnął.

    —   Daj spokój, najdalej za godzinę mi przejdzie. Poza tym, wolę, żeby  wieści o tym, co się stało, nie rozeszły się. —  Utrzymywał to miasto  dzięki swojej reputacji. Nie mógł pozwolić, by ktoś niepożądany  dowiedział się o ataku. Mogłoby mu to zaszkodzić. —  Wracaj do swoich  książek.

    Poklepał  Steena po ramieniu i poszedł do mieszkania. Znajdowało się na tyłach  biblioteki i tak naprawdę należało do Steena. Ean miał własne, ale  rzadko tak bywał. Nie lubił samotności, a Steen, choć strasznie  upierdliwy, był najlepszym towarzyszem, jakiego mógł sobie wyobrazić.

    Miał  zamiar już się położyć, kiedy jego wzrok padł na magion komunikacyjny,  wiszący na ścianie salonu. Ean zastanowił się i uśmiechnął pod nosem. Steenowi się to nie spodoba, pomyślał, ale podszedł do magionu i położył na nim dłoń.

Przedmiot rozbłysnął jasnym światłem, a Ean jasno i wyraźnie sformułował wiadomość i przesłał ją.

Przyjdź jutro rano do biblioteki.

Następnie, zadowolony z siebie, poszedł spać.

--------------------

Tym razem bardzo krótki rozdział, ale przynajmniej coś zaczyna się dziać.

W następnym rozdziale powrót do POV Anelli.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now