Rozdział IV - „Oreall"

Zacznij od początku
                                    

    Koszmar, pomyślała dziewczyna, zrównując z nim krok. Żeby za nim nadążyć, musiała niemal biec. Zauważył to i zwolnił.

    —  Przepraszam —  powiedział, posyłając jej szybki uśmiech. —  Strasznie dzisiaj gorąco, nie?

    —  Bardzo —  przyznała cicho. —  Zawsze tu tak jest?

    Sander pokręcił głową.

    —  Nie. Różnie bywa. Jakby jutro spadł śnieg, to się nie zdziw.

    Zmarszczyła  brwi. Śnieg? Przecież był środek lata! Nawet w Elenei rzadko się go  spotykało w ciepłe pory roku! Nie podważała jednak słów Sandra —   mieszkał w Mieście Magii dłużej niż ona, a poza tym nie chciała go  zdenerwować. Póki co, z niewiadomych powodów, był dla niej miły. Nie  wiedziała, jak długo potrwa ten stan, ale miała nadzieję, że jak  najdłużej.

    Nikt  mnie jeszcze nie zabił, pomyślała. Przeżyłam dłużej niż oczekiwałam.  Ale wszystko mogło się jeszcze zmienić. Dokąd zabierał ją Sander? Gillen wspomniał coś o jakimś panie Eanie, przypomniała sobie. Kim on był? Kimś, kto zdecyduje o dalszym losie Anelli?

    Mimo gorąca, przeszły ją ciarki. Rozejrzała się, chcąc odwrócić uwagę od tych ponurych myśli.

    Znajdowali  się na przestronnym placu, ograniczonym wysokimi budynkami z dwóch  stron i rzeką z trzeciej. Szli wzdłuż jednego z budynków —  był podłużny  i wysoki, wyglądał jak relikt z ubiegłej epoki, kiedy jeszcze ceniono  strzeliste wieże i zdobne witraże w oknach.

    Nie sprawiał przyjaznego wrażenia, dlatego skuliła się, kiedy weszli do środka.

    Przełknęła  ślinę na widok przestronnego korytarza o marmurowej posadzce, która  przypominała tę w sali tronowej króla Kreana. Przynajmniej w środku nie  było tak gorąco, choć temperatura i tak przekraczała jej upodobania.

    Naprzeciwko wejścia znajdowały się olbrzymie schody, prowadzące na wyższe piętra, jednak nie poszli w ich stronę.

    —  Tędy. —  Sander zaprowadził ją do masywnych drzwi po prawej stronie. Był na nich jakiś napis, ale nie zdążyła go przeczytać.

    Otworzył je bez najmniejszego wysiłku i gestem nakazał Anelli iść pierwszej.

    Dziewczyna spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, a on uśmiechnął się zachęcająco. Co tam jest?, chciała zapytać, ale zamiast tego przełknęła ślinę i przestąpiła próg.

    Po  drugiej stronie czekał na nią kolejny korytarz. Anella odetchnęła z  ulgą, ale zaraz wzdrygnęła się, kiedy drzwi za nią zatrzasnęły się  głośno. Obejrzała się, przerażona, że została sama w tym strasznym  miejscu, ale okazało się, że Sander jej nie opuścił.

    —  Ups —  szepnął cicho. —  Trochę za głośno. —  Uśmiechnął się wesoło.

    Ciągle  się uśmiecha, pomyślała, idąc za nim. Jak można uśmiechać się w takim  miejscu? Zaraz jednak sobie przypomniała, że Sander był magiem i pewnie  nie przeszkadzały mu okropieństwa Oreall. A wydaje się taki miły...

    Sander  skręcił w lewo i zaprowadził ją do całkiem przyjemnie wyglądającego  miejsca. Na podłodze wyłożono gruby, czerwony dywan, a pod ścianami  ustawiono fotele w tym samym kolorze. Przy każdym z nich stał stoliczek z  przekąskami.

    Na  niektórych z foteli siedzieli ludzie. Anella zamarła, ale nikt nawet  nie spojrzał w jej stronę. Mimo to, nie potrafiła się poruszyć, cała  zesztywniała. Prawie krzyknęła, kiedy Sander dotknął jej ramienia.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz