Sama przytulam Tymona i gratuluję tak wielkiego talentu, moje słowa nie uchodzą Alicii na daremno:

— Dokładnie! Masz wielki talent. Tymon, nie powinieneś tego rzucać, grasz fenomenalnie. Myślałeś o studiach w tym kierunku? Baseball to przy tym t pikuś — zadaje pytanie Alicia, napychając sobie policzki piankami marshmallow.

Tymon wzdycha i pozostawia to pytanie bez odpowiedzi, ale zasiada obok niej i posyła słaby uśmiech.

Rozmowa między moimi znajomymi się rozkręca, gadają o byłym roku szkolnym, o kierunkach studiów dla Mike'a i Tymona, choć chłopaki nadal nie wiedzą co chcą robić. Mogę się założyć, że dla Michaela sport byłby idealny, a dla Tymona muzyka. Problem w tym, że oni sami chyba nie potrafią tego dostrzec.

Wpatruję się w twarz Mike'a i chichoczę na widok jak śmiesznie marszczy brwi, kiedy Alicia zasypuje go propozycjami uczelni. Obraca nagle głowę w moją stronę, a ja zastygam. Nasze usta są za blisko siebie, a moje serce bije ze zdwojoną siłą. Mike spogląda w dół i mierzy mnie wzrokiem.

— Masz moją kurtkę? — Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

Cholera... Moje ręce chyba zaczynają się pocić.

— Tak, miałam ci ją oddać już dawno. Pamiętasz, jak mi ją pożyczyłeś po naszym spotkaniu w księgarni? — mówiąc, chichoczę mając nadzieję, że to sprawi, że stres zniknie.

— Oczywiście. Zostaw ją sobie, ładnie w niej wyglądasz. — Posyła mi uśmiech, który powoduje zagięcie jego blizny na skroni.

— Dzięki, ale naprawdę ci ją oddam, jest w końcu twoja — nalegam.

Mike kładzie dłoń na moje kolano.

— Mówię serio, Edi, pasuje do ciebie. Nawet nie waż mi się jej oddawać.

Ściskam w palcach mankiety czarnej skóry i kiwam głową, posyłając uśmiech pełen strachu, ale i też wdzięczności za komplement. Staram się nie reagować nerwowo. Jednak jego oddech na mojej twarz kompletnie mnie paraliżuje. Jest ciepły i miło kontrastuje z moją skórą. Nie mam pojęcia co nami kieruje, ale przechylam głowę i już prawie muskamy się wargami, kiedy słyszę:

— Edith! Muszę siusiu! — piskliwym głosem podbiega do mnie Alicia i wyrywa z transu.

Odskakuję od Mike'a i widzę zażenowanie oraz smutek, który przebiega po jego twarzy. Sama właśnie wyglądam jak burak.

Przyjaciółka łapie mój nadgarstek i ciągnie przez jakieś sześcsetpięćdziesiątsześć stóp** w głąb lasu szybkim i zwartym krokiem. W końcu wyrywam się siłą z jej mocnego uścisku.

— Co do cholery chcesz?! — krzyczę, mimo że wiem, że mogą nas usłyszeć znajomi.

— Co to miało być... Czy ty i... O mój Boże! — piszczy tak, że nic nie rozumiem z jej zlepku słów.

Kładę dłonie na jej ramiona i lekko nią potrząsam.

— Weź panuj hormony!

— Edith czy ty i Mike... O ja cię kręcę.

Jeszcze jedno jej słowo, a nie ręczę za siebie.

— Ja i Mike niby co...

— Wy się całowaliście! — Jej pisk nie ma końca.

— Co?!! Ja pier...

— Nie przeklinaj! — Zmienia ton na normalny i poucza.

Wywracam oczami i wzdycham.

Zatraceni | Tom 1Where stories live. Discover now