My Love {Destiel}

497 45 8
                                    

Był uroczy. Tak, to właśnie rozbrzmiewało echem w głowie Dean'a Winchestera kiedy obserwował Castiela, który nieudolnie starał się nauczyć jeździć na łyżwach. Jego policzki były całe zaróżowione wraz z nosem, szyja była obwinięta grubym szalikiem, który przysłaniał mu również lekko usta, a na głowie miał puchatą czapkę z pomponem, która lekko się przekrzywiła przez, któryś tam z rzędu upadek anioła oraz rękawiczki, które były na niego lekko za duże. Dean był pod wrażeniem wytrwałości bruneta, na jego miejscu już dawno by się wściekł i poddał jednak ten z wręcz boską wytrwałością próbował opanować swoje nogi tak by się nie rozjeżdżały w różnych kierunkach. Za każdym razem kiedy upadał podnosił się z jeszcze większą wytrwałością, a blondyn nie mógł być bardziej dumny z niego nawet jeśli Cas wciąż nie potrafił nawet ustać prosto bez wywalenia się.

To jak znaleźli się na lodowisku było całkowicie winą Sama, który to zaproponował, a później wymówił się czymś niezwykle ważnym. I Deanowi to nie przeszkadzało, ponieważ wiedział, że gdyby jego młodszy brat byłby z nimi to by oznaczało, że nie mógłby być teraz przy Castielu tak często, tak blisko, bo młodszy Winchester potrafił uczyć lepiej niż blondyn, a teraz Cas był zdany tylko na starszego Winchestera. Ale obojgu z nich to jak najbardziej odpowiadało.

Kiedy Cas przewrócił się po raz enty siarczyście klnąc pod nosem blondyn pokręcił głową chichocząc. Podjechał do niego wciąż z wielkim uśmiechem. Wystawił rękę aby pomóc brunetowi wstać, a ten spojrzał na nią, a następnie w roześmiane oczy Winchestera. Castiel nie bardzo wiedział co teraz czuł, ale chciał uwiecznić ten moment, nie, inaczej, nie moment. Anioł chciał uwiecznić Deana Winchestera - tak jak teraz - roześmianego, szczęśliwego, rozluźnionego, z ogromnym szalikiem zawiązanym wokół szyi, z pomponiastą czapką, oraz z tymi iskierkami w oczach. Wpatrywali się w siebie zdecydowanie trochę za długo niż powinni, ale żaden z nich nie chciał tego przerywać. Czuli się jakby byli jedyni na ogromnym lodowisku, które w rzeczywistości nie było wcale takie puste, jednak dla nich liczyli się tylko oni nawzajem. Trwali w swojej magicznej chwili, zbyt oczarowani by zrobić cokolwiek aby ją przerwać. Cas przyjął rękę Deana, a kiedy ich dłonie się zetknęły nawet przez materiał grubych rękawiczek poczuli przechodzącą iskrę. Anioł wstał, ale żaden nie puścił swoich dłoni, wręcz przeciwnie łowca posłał niebieskookiemu lekki uśmiech, a następnie pociągnął aby ten jechał.

I tak przejechali kawałek wciąż trzymając się za dłonie. Jeśli wcześniej Dean mógł powiedzieć, że był dumny tak teraz wręcz pękał z dumy widząc jak anioł powoli łapie jak się poruszać. Kiedy wciąż trzymając kurczowo anioła za rękę spojrzał się na niego poczuł się jakby był w domu.

Znacie to uczucie kiedy rozluźniacie się, czując błogi spokój, na wasze usta wpływa lekki uśmiech, oraz czujecie takie ciepło w sercu i każdy najmniejszy fragment wydaje się być taki przyjemnie znajomy. Tak miał Dean patrząc się na Casa, nie dlatego, że znał go lepiej niż kogokolwiek, ale dlatego, że Castiel był jego domem. Chciał spędzać z nim każdą wolną chwilę, chciał móc przyglądać mu się robiącemu zwykłe czynności wciąż jednak będąc przy tym idealnym, marzył by zasypiać i budzić się przy jego boku, by móc złapać jego rękę tylko dlatego, że właśnie tego w tym momencie chcę, wtulić się w niego i pozostać w jego ramionach dopóki nie wyleczy każdego złamanego skrawka swojego serca, chciał być obok niego, przy nim, dla niego.

Dean kochał Castiela całą cząsteczką swojego ciała nawet, jeśli starał się temu zapobiec, jednak wiedział, że nic nie sprawi, że niebieskooki nie będzie istniał w jego myślach, sercu, życiu.

A Castiel kochał każdy fragment Deana i był w stanie zrobić dla niego wszystko, nawet, jeśli wszystko oznaczałoby śmierć, ponieważ wiedział, że bez tego człowieka życie nie ma sensu.

Jeden mały moment, w którym niebieskooki zapatrzył się na ich złączone dłonie wystarczył by ten stracił równowagę. Już zamknął oczy przygotowany na upadek kiedy zamiast twardej powierzchni lodu poczuł ramiona owijające go w pasie.

- Uważaj. - Zielonooki szepnął to mając twarz tak blisko anioła, że jakby pochylił się jeszcze centymetr ich ust by się złączyły.

Szatyn spojrzał najpierw Castielowi w oczy by następnie spojrzeć na jego usta. Przejechał językiem po swoich, a następnie podjął decyzję. Ostatni raz spojrzał w oczy anioła, a po chwili między nimi wybuchł prawdziwy pożar.

Żaden z nich nie potrafił wytłumaczyć tego jak się czuli, po prostu słowa wydawały się nie wystarczająco dobre. Jednak gdyby już musieli opisaliby to jako czystą i najpiękniejszą magię. Czuli się jak zaczarowani kiedy ich usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Był to raczej powolny, delikatny i słodki pocałunek, który w tej chwili wydawał się być idealny.

Wszystko wtedy było idealnie. Czas się zatrzymał, a oni byli w małym ułamku wieczności, która nie miała żadnego znaczenia przy tej chwili, ponieważ to właśnie w tamtym momencie dwa serca odnalazły drogę do pokochania drugiego jeszcze bardziej. Przerwali pocałunek jednak wciąż nie otwierając oczu.

- To było... - Anioł zaczął, ale nie umiał ubrać tego w słowa.

- Idealne. - Dokończył za niego Dean, a brunet pokiwał głową. To słowo zdecydowanie pasowało w tej chwili. - Chodź nauczmy cię jeździć, aniołku.

- Dobrze... człowieku. - Zielonooki zachichotał będąc po prostu szczęśliwym.

Dean przeżył w swoim życiu bardzo wiele i przez całe życie czuł się jakby znajdował się pod wodą i nie mógł oddychać, a teraz czuł jakby anioł oddał mu tą możliwość i nie miała być ona mu odebrana już nigdy więcej.

Castiel zawsze czuł, że spada, jakby upadając coraz głębiej i nie mógł się podnieść, ale w tej chwili wzleciał wyżej niż ktokolwiek i nie czuł by już kiedykolwiek miał upaść.

Ahoj załogo!
Muszę się pochwalić to równie dziesiąty shot tutaj.
Ogólnie mam nadzieję, że wam się podobał.
Kocham was,
Kochajcie mnie,
Wasza,
DoDo 💙💚

Lost Feathers «Supernatural One Shots» Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz