2. Kawa

187 27 22
                                    

Po dobrych kilku godzinach imprezy goście wreszcie wyszli, a ja, wraz z Johnem i panią Hudson, zacząłem sprzątać. Różnego rodzaju śmieci walały się po podłodze, były tam i puste butelki po alkoholu, i pudełka po pączkach, i nawet papierki po cukierkach, chociaż takowych na przyjęciu nie zauważyłem. Od brata dostałem srebrne Porsche - w pudełku były kluczyki, od Grahama nowy szalik, ponieważ mój stary "gdzieś zniknął" (podejrzewałem, że sprawcą była nasza gosposia, ale nie odważyłem się powiedzieć tego na głos), a od Molly kilka książek, a dokładniej serię powieści fantastycznych... Dla swojego bezpieczeństwa postanowiłem je przeczytać.

Po uporaniu się z bałaganem, pani H. poszła do siebie, a ja wreszcie miałem okazję zapytać współlokatora o grawerunek na skrzypcach.

- John? Skąd wziął się ten miś pluszowy w napisie? - zapytałem niepewnie. Widząc uśmiech na twarzy blondyna zyskałem pewność, że jako „Wielki Sherlock Holmes" powinienem to wiedzieć.

- Parę lat temu stwierdziłeś, że nie ma dla ciebie znaczenia, czy Ziemia krąży wokół Słońca, Księżyca czy właśnie pluszowego misia. Pamiętasz? "The Great Game" - zacytował radośnie niebieskooki. Oczywiście, że pamiętałem. - A tak poza tym, wychodzę, trzeba zrobić zakupy. Wrócę za jakąś godzinę. - rzucił John przez ramię, zakładając kurtkę. Skinąłem lekko głową, po czym usiadłem w moim fotelu. Słysząc trzaśnięcie drzwiami, złożyłem dłonie w piramidkę i po raz kolejny tego dnia wszedłem do mojego Pałacu Pamięci. Rozejrzałem się i ruszyłem przed siebie. Tym razem, zamiast skierować się do pokoju poświęconego Johnowi, poszedłem w przeciwną stronę. Otworzyłem nieoznakowane drzwi, ciekawy tego, co jest w środku. Aż dziwne, że nigdy nie oznakowałem tego pokoju, sam ten fakt napawał mnie swego rodzaju niechęcią i strachem. Poczułem nieprzyjemny zapach narkotyków, więc przerażony cofnąłem się, zamykając wejście. Nie chciałem znów przeżywać tego samego, obiecałem sobie – obiecałem Johnowi, że przestanę brać, nawet we własnym umyśle.

Gwałtownie wróciłem do rzeczywistości, wstając i podchodząc do okna. Stwierdziłem, że Londyn wieczorem jest bardzo... ładny. Sięgnąłem po nowe skrzypce i przyłożyłem smyczek do strun. Zagrałem ostatnio ułożony przez siebie utwór, aby czymś zabić czas oczekiwania na powrót blondyna.
* * *
~John's POV~

Wyszedłem z mieszkania wprost na deszcz, zakładając kaptur. Złapałem pierwszą taksówkę, jaka przejechała obok, i bez wahania wsiadłem do niej.

- Poproszę na Ariel Way, pod Westfield London - powiedziałem pewnym głosem.

- Oczywiście, doktorku - usłyszałem głos, ewidentnie należący do płci pięknej, co niemiłosiernie mnie zdziwiło. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że zwróciła się do mnie per „doktorku". Spojrzałem na kobietę z zamiarem przyjrzenia się jej twarzy, aby wiedzieć, z kim mam do czynienia. Przypominała naszą ostatnią klientkę, lady Veronicę, ale to jednak nie była ona. Druga osoba, która przyszła mi na myśl, to moja była dziewczyna, Lucy Rowell. Zerwałem z nią kiedy wyszło na jaw, że włamała się do domu Mycrofta kilka miesięcy temu. Została skazana na dziesięć lat więzienia. Widocznie udało jej się wydostać, znaleźć pracę i teraz postanowiła się zemścić za... w zasadzie nie wiem za co, ale miałem złe przeczucia.

- Lucy? - zapytałem. Nieświadomie przygryzłem wargę w oczekiwaniu na odpowiedź. - Czego ty ode mnie chcesz?

- Ależ Johnny, ja cię kocham, nie rozumiesz? Chcę się zmienić, proszę, daj mi szansę - zagruchała słodko dziewczyna i mrugnęła zalotnie, zatrzymując się na miejscu.

- Nie. Jesteś przestępczynią, a ja nie daję takim szansy - warknąłem, szarpiąc za klamkę. Zamknięte. Zakląłem cicho, odwracając się z powrotem do Lucy, która ruszyła nieoczekiwanie z piskiem opon, nie dając mi szansy usiąść normalnie w fotelu. Kliknęła jakiś przycisk na desce rozdzielczej, a w mój kark wbił się niewielki kolec.
* * *
~Sherlock's POV~

Odłożyłem skrzypce czując nagłą ochotę na kawę. Poszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia jej sobie, ponieważ pani Hudson miała gości i kazała nie przeszkadzać. Znając właścicielkę mieszkania, wolałem nie ryzykować i nawet nie pukać, bo w każdej chwili mogła przyłożyć mi patelnią, a tego wolałem zdecydowanie uniknąć. Jeszcze uszkodziłaby mój cenny mózg, albo zagięła blachę na moich kościach policzkowych.
Już chwilę później usiadłem na fotelu i upiłem łyk gorącego napoju. Skrzywiłem się lekko, czując smak ciemnobrązowej cieczy. Jak zwykle, nie udało mi się zrobić czegoś znośnego do spożycia, więc odstawiłem kubek i ponownie pogrążyłem się we własnych rozmyślaniach. Johna nie było podejrzanie długo, jak na robienie zakupów. Z moich obliczeń wynikało, że powinien wrócić już godzinę temu, a to wcale nie było pocieszającym faktem. Sięgnąłem po telefon i wstukałem kilka liter na klawiaturze, po czym kliknąłem "Wyślij".

"Wszystko dobrze?
-SH"

Upojne dni (ZAWIESZONE)On viuen les histories. Descobreix ara