Kołysanka

322 23 2
                                    

(Uwagi: Mały Ameryka i kolorowy wiatr. Miniaturka.

Data publikacji: 20 listopada 2015)


Po raz pierwszy zobaczył ją jako Nowy Świat, gdy jeszcze nie umiał tworzyć zdań, a jego głowę wypełniał świat kolorów, zapachów i dźwięków. Był to czas, gdy stawiał swoje pierwsze kroki i zapamiętywał pierwsze angielskie uśmiechy, a słowo dzika nie miało dla niego żadnego znaczenia.

Drugi raz przyuważył ją jako Ameryka, gdy odrósł nieco od ziemi, a świat zaczął jawić mu się jako wielka tajemnica, czekająca na to, by ją odkryć. Anglia stał się wtedy „Altulem", Jamestown – jego domem. Wtedy też zrozumiał, że jest inna.

Po raz trzeci dostrzegł ją jako Alfred, gdy jego uśmiech nosił ślad szpary przypadkowo wybitego zęba, a w oczach czaiło się coś więcej. Nie była ładna raczej dziwna. Smagła, z oczyma wąskimi jak szparki. Dzika, inna, Indianka.

Została w Jamestown, choć nigdy nie stała się jego częścią. Większość ludzi omijała ją z daleka, ale nie Alfred, który dopiero co poznawał świat.

Miała na imię Matoaka, choć powiedziała mu to dopiero za czwartym razem, gdy spotkali się na kawałku wykarczowanego pod pastwisko lasu.

(Unikała Jamestown tak, jak Jamestown unikało jej.)

Plotła piękne wzory z przynoszonych jej źdźbeł traw i długich łodyg zboża. Śpiewała gardłowo kołysanki językiem tak różnym od angielskiego jak noc od dnia. Opowiadała mu historie o zapomnianych wojnach, bohaterach i o Ahone, duchu stworzenia, który czuwał nad nimi wszystkimi. Alfred niewiele z tego rozumiał, ale chłonął każde jej słowo.

Miała piękny głos.

Skóra, w miejscach gdzie go dotykała, ciemniała. Na włosach, które przechodziły przez jej dłonie, pojawiały się ciemne smugi jakby rysowane węglem. Alfred nie czuł tych zmian, choć w towarzystwie Matoaki odczuwał dziwną nostalgię. Tęsknotę za czymś nieznanym i odległym. Zapomnianym jak drugie serce, zagłuszone przez bicie pierwszego.

Wieczorami siadał przy Anglii i próbował mu opowiedzieć o tym wszystkim, ale mężczyzna zbywał go uśmiechem. Później brał go na kolanach i w cieple kominkowego ognia, którego blask oświetlał im twarze, przeczesywał włosy Alfreda długimi bladymi palcami, oddając im złoto. Na koniec szeptał kilka słów na jego ucho, zanosił go do łóżka i zostawiał chłodny pocałunek na czole lub policzku, zmazując nim ciemne przebarwienia.

Po trzech latach Matoaka oznajmiła mu, że muszą się rozstać, że czeka na nią inny świat za bezkresnym oceanem. W miejscu, skąd przypłynął do niego Anglia. Na koniec szepnęła mu cicho do ucha swój ostatni sekret, swoje drugie imię.

(Pocahontas.)

Coś poruszyło się w jego sercu po raz ostatni, jak robaczek wygryzający w nim dziurkę niezrozumiałego smutku.

Tej nocy Alfred po raz pierwszy poprosił Anglię o kołysankę. Arthur miał przyjemny, chrapliwy głos.

Alfred nawet nie poczuł, gdy zmarła rok później. Tylko w lustrze, pewnego marcowego dnia zobaczył, że ostatni ciemny jak noc kosmyk na powrót zalśnił blaskiem dnia.  

Szufladka z historiąWhere stories live. Discover now