Rozdział 2

409 33 4
                                    

Rozdział 2

*Łucja*

  Po wieczornej kłótni Emilii i taty, postanowiłam wyjść na spacer. Stwierdziłam, że świeże powietrze dobrze mi zrobi i chociaż trochę się odstresuję. Z pomocą taty, wreszcie przekonałam moją rodzicielkę, że nic mi się nie stanie. Była to spokojna dzielnica. Jednak ja nigdy nie oddalałam się daleko od domu, bo się bałam… Pomimo tego strachu  zmuszałam się, aby chociaż czasami wyjść, gdzieś na zewnątrz. Nie mogłam, przecież całe dnie przesiadywać w domu.

 Ulice były już ponure, jedynie światło latarni ledwo oświetlało drogę. Wokół panowała grobowa cisza, słyszałam nawet swój własny oddech. Zauroczona atmosferą zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym niemiłym zajściu w domu.

 Z jednej strony cieszyłam się, że Emilia wreszcie zdała sobie sprawę, że nie może robić, co żywnie się jej podoba, ale z drugiej strony nigdy nie lubiłam rodzinnych kłótni. Jedynie psuję to nasze relacje, które i tak nie są już za dobre. Jednak nie pojmuję, jak moja siostra mogła spytać rodziców wprost czy może pójść na imprezę z koleżankami, a potem zostać na noc u Aleksa. Naprawdę musi być bardzo pewna siebie. Nawet mama stwierdziła, że tym razem przesadziła. Chociaż wiem, że dla naszych rówieśników takie wypady są normalne, ja nie wyobrażam siebie robiącej takie rzeczy. Może właśnie, dlatego…

- Pierwszy dzień w nowym miejscu, a ty już coś spierdoliłeś! Mama specjalnie zmieniła pracę, żebyś mógł zacząć wszystko od początku, a ty tak się odpłacasz! Już nie mam na ciebie siły! Nikt nie ma! – Krzyczała coraz głośniej. Sądząc po głosie to dziewczyna. – No powiedz coś! Nie masz nic do powiedzenia?!

 Cisza. Pustka. Nicość. Taka była właśnie odpowiedź. Miałam się wycofać, bo stwierdziłam, że to chyba trochę za osobista rozmowa, ale nagle odezwała się ta druga osoba.

- Odpierdol się.- Powiedział niskim i dość przerażającym głosem. Cóż przynajmniej wyraził to, co myślał.

Nawet nie zauważyłam, że nadal stoję i patrzę się w pustkę, przysłuchując się ich ostrej wymianie zdań. To prywatne sprawy, do których ja nie miałam prawa się wtrącać.

 Postawiłam już nawet dwa kroki, by wycofać się niezauważona, ale niestety jeden z rozmówców postanowił zrobić to samo. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Nie pomagało nawet to, że coraz bardziej przyśpieszałam. Miałam już skręcić w boczną uliczkę, by stamtąd spokojnie kierować się do domu, ale wpadłam na coś. Pomyłka. Na kogoś.

 Wylądowałam na twardym chodniku. Coś czuję, że jutro będę miała siniaki. Świetnie.

 Liczyłam, na chociaż jakąś pomoc w wstaniu, jednak zakapturzona postać miała mnie gdzieś i powiedziała tylko:

- Uważaj jak chodzisz pokrako. – Był to z pewnością, jakiś mężczyzna w średnim wieku, który postanowił akurat dzisiaj wyżywać się na przypadkowych osobach.

 Nie doczekawszy się odpowiedzi, poszedł w bliżej nieokreślonym kierunku, by zaraz potem zniknąć w mroku.

Chciałam już wstać, bo nie miałam ochoty przesiedzieć tu resztę nocy, ale moja uwagę przykuły dwie ciemne postacie.

O nie.

Tylko nie to.

 Jak najszybciej potrafiłam, wstałam z ziemi i otrzepałam spodnie, ale niewystarczająco szybko. Oświetleni światłem latarni byli łatwi do rozpoznania, ale nie przypominali mi nikogo stąd.

 Pierwszą osobą była dziewczyna mniej więcej w moim wieku o dość mocnym makijażu. Na nogach miała glany, ale jej ubiór był zwyczajny. Jedyną rzeczą, która mocno rzucała się w oczy były jej włosy. Były… zielone. No dobra, może bardziej pasuję tu określenie - miętowe. Na pierwszy rzut oka wzbudzała strach, ale przecież mogę się mylić.

SilenceWhere stories live. Discover now