// 1 // Leslie Withers.

138 17 4
                                    


Mówi się, że ludzie sami układają sobie życie na swoje sposoby, że „jak sobie pościelą, tak się wyśpią"

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

Mówi się, że ludzie sami układają sobie życie na swoje sposoby, że „jak sobie pościelą, tak się wyśpią". Nikt nie zwraca uwagi na takich, którzy nie potrafią sami ułożyć takiego życia. Na tych bezbronnych ludzi, którzy się starają jak mogą, jednak mimo to zostają odtrąceni. Na tych, którzy łóżka nie mają, zaś pościel jest w ich dłoniach. Mówię tu o tych, którzy są chorzy. Między nimi jest Leslie Withers, będący jednym z pacjentów szpitalu psychiatrycznego „Latarnia", aktualnie będącego pod władzą doktora Marcela Jimeneza, który niezbyt cieszy się sympatią pacjentów, lecz jest znany z pochwał innych rodzin, które zostawiali swoich pod jego opieką.

Jego prawą dłonią była pielęgniarka – Tatiana Gutierrez, definitywnie faworytka Lesliego. Nikt nie wiedział, dlaczego chłopiec tak mocno za nią przepada, ponieważ Tatiana straciła niemalże całą empatię po tak długim czasie spędzonym w owym szpitalu. W jej szaro-niebieskich oczach, chowających się za szkiełkami okularów z granatowymi oprawkami, kryły się przeróżne rzeczy. Kto wie, co kobieta widziała pracując tam przez tak długi czas? O tym wiedział tylko Jimenez, który aktualnie wsiadał do windy w swoim szpitalu.

Panująca za oknem burza sprawiała, że niektórzy pacjenci siedzieli albo niemalże przyklejeni do okna, albo leżeni skuleni w łóżku pod turkusową pościelą. Wiatr zerwał się znikąd poruszając gałęzie. Jedna z nich zaczęła stukać w okno Lesliego. Nie przestraszył się ani uderzającej błyskawicy, ani kropel deszczu czy też tej okropnej gałęzi, która wyglądała jak potwór próbujący się dostać do pomieszczenia. Niestety, Leslie Withers przyzwyczajony był do nieustannego widoku różnych potworów. Niektóre były wyimaginowane, a inne... cóż, to po prostu osoby, których Leslie nie darzył sympatią. Nie było takich ludzi wielu, więc jeśli ktoś był dla niego niemiły – może tego pożałować na samym starcie.

Kredka w jego dłoniach była ciskana coraz mocniej, aż w końcu rysik pękł. Leslie się stresował, znowu słyszał kroki w stronę drzwi do jego celi. Poza tym było już późno, więc była to pora na „cotygodniowe sprawdzenie", jak to nazwał Marcelo Jimenez. Problem w tym, że w „cotygodniowym sprawdzeniu" udział brał tylko jeden pacjent. To sprawiło, iż chłopiec zaczął zastanawiać się czy nie jest kimś specjalnym, jednak ta myśl szybko zniknęła, gdy drzwi delikatnie się uchyliły, a światło wpadało nie tylko przez mały kwadracik z kratami, lecz też przez trójkąt.

- Leslie... mógłbyś? – zapytał Marcelo szepcząc, aby nie obudzić żadnego z pobliskich pacjentów, choć na pierwszym piętrze było ich mało.

Chłopiec tylko wstał i tip topami poszedł za lekarzem. Przeszli przez korytarz do windy. Burza była taka straszna, że światła zaczęły migać. Jimenez modlił się w duchu o to, aby nie wyskoczyły korki.

Wsiedli do windy i ruszyli w górę. Leslie nigdy nie patrzył, na które piętro jechali. Zawsze cieszył się faktem, że podczas jazdy windą mijali okno, co chwilowo pozwalało mu zobaczyć Krismon City z góry. Niestety, tamtego dnia była na to zbyt brzydka pogoda.

[THE EVIL WITHIN] ✗ PSYCHO break ✗Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum