Rozdział 4

1 0 0
                                    

Kayle przyszedł pod klasę tuż przed dzwonkiem. Jego klasa pozbierała się w grupki, które gawędziły między sobą. Dzień jak co dzień. Tyle, że nie mógł znaleźć Shiro. Zdezorientowany, podrapał się po głowie i stanął na środku. Nagle poczuł lekkie ukłucie w plecach. Gdy się odwrócił, zobaczył uśmiechniętą Carmen.

- Doberek! – rzuciła do niego.

- Hej... Co ty tu robisz? Nie powinnaś być ze swoją klasą?

- Właśnie do niej idę, chciałam się po prostu przywitać – powiedziała naburmuszona.

- A, no to zmykaj – polecił jej Kayle, dodając lekki gest dłonią.

- Doprawdy, jesteś niemożliwy! – krzyknęła, uderzając go w ramię. – A co do SMS-a, to spotkajmy się na obiedzie, opowiem ci wtedy, ale przyjdź bez Shiro.

Kończąc, wyminęła chłopaka i popędziła wraz z dźwiękiem dzwonka do swojej klasy. Kayle, rozmasowując obolałe ramię, wszedł zatroskany do sali. Nie dość, że Shiro ponownie nie przyszedł do szkoły, choć obiecywał, to jeszcze Carmen powiedziała to tak, jakby miał ogromny problem. Przez ułamek sekundy szatyn pomyślał, że dziwne zachowanie Shiro może być głównie spowodowane przez siostrę. Szybko jednak przestał o tym myśleć, bo wpadł na ławkę, co spotkało się z cichym szmerem, który składał się z kilkunastu śmiechów.

- - -

Jak tylko wszedł do stołówki, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu rudych włosów. Carmen jako jedyna w szkole miała tak jaskrawy ich kolor. Gdy wreszcie je ujrzał, od razu poszedł w tamtą stronę. Usiadł przed przyjaciółką, czekając, aż zacznie rozmowę.

- Nie bierzesz obiadu? – spytała zdziwiona.

- Nie mam ochoty.

- Shiro bardzo narzekał, że musisz iść sam? – zapytała ze śmiechem.

- Pewnie narzekałby, gdyby przyszedł – zauważył Kayle. W tamtej chwili, Carmen szybko posmutniała.

- Pewnie to znowu ona...

- Właśnie, o co chodziło z tym SMS-em? – spytał chłopak.

- No wiesz... Nie wiem jak ci to przedstawić. Pamiętasz, wczoraj Kira mnie odprowadzała do drzwi. Jak zakładałam buty, zbliżyła się do mnie i mi powiedziała coś na ucho.

- Co takiego?

- Powiedziała to takim poważnym głosem, że aż mi zmroziło krew w żyłach. To było coś w stylu: „ Zostaw mojego Kayle'a i radzę ci, nigdy tu nie wracaj."...

- Naprawdę? Hahah, nie wiedziałem, że tak mnie lubi – rzucił zdezorientowany szatyn.

- To nie jest śmieszne – powiedziała Carmen z poważną miną. – Ona chyba nie jest normalna. Musimy za wszelką cenę wydusić coś z Shiro, bo to się źle skończy.

- No, dobrze. Ale jak chcesz to zrobić, kiedy nie chodzi do szkoły? W domu, jeśli rzeczywiście coś go męczy, nie powie. Mogę spróbować go wyciągnąć na dwór, ale to dopiero w weekend...

- Chyba będziesz musiał tak zrobić – powiedziała szybko Carmen. – Tu nie ma żartów, ja naprawdę się o niego martwię.

- No dobrze.

- Posmutniałeś... coś się stało? – spytała nagle rudowłosa.

- Nie... po prostu też się przejąłem jego sprawą. W końcu to mój przyjaciel – odpowiedział Kayle. Przerwa się już kończyła, więc powoli zaczęli wychodzić ze stołówki. Wtedy szatyn spojrzał na przyjaciółkę i pomyślał: „Gdybym ci zdradzał każdą moją egoistyczną myśl, dawno przestałabyś mnie lubić."

- - -

Carmen tego dnia później kończyła, więc Kayle był skazany na powrót do domu w samotności. Zastanawiał się, czy zajść do Shiro, kiedy zobaczył go, stojącego przy szkolnej bramie. Uśmiechnął się do szatyna i mu pomachał. Ten skołowany podbiegł do białowłosego i z podniesionym głosem powiedział:

- Co ty sobie myślisz? Najpierw mówisz, że będziesz w szkole, potem nie przychodzisz, martwiąc nas, a na koniec pojawiasz się w bramie.

- Przepraszam, ale mi się rano pogorszyło. Teraz jest już dobrze, więc przyszedłem – odpowiedział Shiro.

- Przecież jest już po lekcjach miernoto – zauważył Kayle.

- No niby tak, ale to nie na lekcje przyszedłem. W końcu miałem ci coś powiedzieć. Kira poszła pracować na drugą zmianę, więc nikt mnie nie zatrzymywał – odparł radośnie.

- To, co chcesz mi powiedzieć jest aż tak ważne, żebyś chory wychodził do mnie? Było zadzwonić, skoro dom stoi pusty.

- Tak, to jest ważne. I właśnie dlatego opowiem ci to w drodze do mnie – powiedział już całkiem poważny Shiro.

- No dobra, mów – zachęcił go Kayle, gdy minęli przejście dla pieszych.

- Chodzi o ten twój sen. Proszę cię tylko o to, żebyś nic nie mówił, nie reagował i nie pytał. Ograniczymy w ten sposób wyciek informacji – mówił Shiro, spoglądając na zdziwionego przyjaciela. – Była czasem używana metafora człowieka jako ogrodu. Jakby nie patrzeć, jest dosyć trafna, w końcu ogród jest pełen żywych roślin, o różnym wyglądzie. Teraz słuchaj... Jest ona prawdziwa. Każdy ma swój ogród w odosobnionym wymiarze, nie zdradzę ci szczegółów, bo nikt ich nie zna. Istnieje garstka ludzi, którzy potrafią się tam przenieść. Ty, jak widać, też to potrafisz. Takie osoby zwiemy ogólnie Wędrowcami. Wędrowcy dzielą się natomiast na tych dobrych i złych. Źli, niszczący ogrody, to Pyrusi. Dobrzy, broniący przed nimi ogrody – Gardeners. Najbardziej jednak zaskakującym faktem jest to, że istnieje w tamtym wymiarze magia, której Wędrowcy mogą używać. Pyrusi zawdzięczają swoją nazwę temu, że mają w zwyczaju używać magii ognia, którą podpalają ogrody. Istnieje wiele zaklęć, tak naprawdę ograniczeniami są twoja moc i wyobraźnia. Niektórzy mają więcej mocy, niektórzy mniej. Mam nadzieję, że do tego miejsca rozumiesz. Nie odpowiadaj, czas na pytania będzie u mnie w domu. Wracając, ogród danego człowieka jest z nim oczywiście połączony. Można nawet powiedzieć, że jest tożsamy w duszą. Teraz... Jeśli zniknie dusza, to ciało nie może bez niej żyć. Dlatego jeśli spłonie ogród, osoba z nim powiązana umiera w losowy sposób, kiedy zniknie ostatni liść w ogrodzie. Normalnie, ogród po prostu więdnie. Wtedy człowiek umiera śmiercią naturalną, bądź spowodowaną wypadkiem w naszym świecie, zależy w jakim jest wieku. Zwiędnięty ogród nie znika, po prostu taki zostaje. Zgniłe liście wiszą cały czas na drzewach.

Gdy kończył to zdanie, dotarli do jego domu. Po wejściu, Kayle, którego głowa była przepełniona pytaniami, wreszcie mógł pozwolić na ich ujście.

- Nie wiem od czego zacząć... Dlaczego Pyrusi palą ogrody? – spytał szatyn.

- Mają różne powody. Mogą do konkretnej osoby żywić taką urazę, że palą jej ogród, wtedy nie mają wrażenia, że naprawdę kogoś zabijają. Mogą być zwykłymi mordercami, którzy ze strachu przed policją, mordują ludzi w innym świecie. Najczęściej jednak spotyka się członków bardziej zorganizowanej grupy, która poszukuje Ogrodu Świata.

- Co to takiego? Ten Ogród Świata?

- Gdyby coś takiego jak „świat" oznaczały po prostu wszystkie ogrody w tamtym wymiarze, każda żyjąca istota musiałaby mieć swój ogród, jednak nie mają duszy, więc to mija się z celem. To trochę skomplikowane, więc chciałem ci to później wyjaśnić, ale skoro już zapytałeś... - powiedział Shiro, głaszcząc się po włosach. – Ostatecznie, Ogród Świata kryje się za którymś z ogrodów ludzkich. Ta osoba oczywiście nie wie o tym. Jeśli dana osoba umiera naturalnie, albo z przyczyn zewnętrznych w naszym świecie, wtedy ogród przenosi się do nowonarodzonej w tym czasie osoby. Lecz gdy ogród zostanie spalony, nie będzie mógł się odrodzić. Nie wiemy, kto to odkrył i jak, ale wiemy jedno. Ogród Świata tak łatwo nie spłonie. Trzeba użyć bardzo silnego zaklęcia, przy którym pracowałoby co najmniej pięciu Pyrusów. Te pomniejsze czary po prostu znikają. Dlatego ta grupa pali co popadnie, by go znaleźć. Niewiadome są do końca powody, dla których chcą zniszczyć świat.

- Czyli, jeśli Ogród Świata zostanie spalony...

- To cały nasz świat, nieważne, czy ludzie, czy kamienie, czy rośliny. Wszystko stanie w płomieniach.

Dead GardensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz