- KAYLE! Wstawaj wreszcie! Masz mi zrobić śniadanie! – krzyczała na chłopaka jest młodsza siostra.
- Która godzina? – spytał się ignorując ją.
- Za dziesięć ósma – powiedziała naburmuszona.
- Co?! – krzyknął, zrywając się z łóżka.
- Nawet nie myśl o zostawieniu mnie bez śniadania! – groziła mu siostra.
- Masz na dziewiątą! Masz już tyle lat, że możesz sama sobie je zrobić, mi się cholernie śpieszy.
- Masz mi zrobić i koniec! Inaczej powiem mamie.
- Masz piętnaście lat, czy dziewięć? Daj mi spokój! – rzucił i zaczął na szybko się przygotowywać do szkoły. Nie zjadł oczywiście śniadania, nie wziął drugiego, bo też nie miał kiedy zrobić i popędził do szkoły w niezasznurowanych butach. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak szybko biegł. Normalnie olałby jedną lekcję, żeby nie mieć na głowie siostry i rodziców, ale od tego sprawdzianu na pierwszej godzinie zależała jego ocena z przedmiotu. W błyskawicznym tempie zmienił buty i wpadł do sali, kiedy nauczyciel dopiero rozdawał kartki.
- Przepraszam za spóźnienie – wycedził zdyszany.
- No nic, siadaj – powiedział profesor.
Kayle poszedł do swojej ławki, która była pusta. Rozejrzał się po innych, ale nigdzie nie zobaczył Shiro. Dopiero wtedy przypomniał mu się jego sen. Chciał się go o to spytać, ale po chwili doszedł do wniosku, że to absurdalne. Miałby podejść do niego i powiedzieć: „Hej, widziałem cię we śnie, nie chodzisz czasem po ogrodach?"? Nie no, może inaczej by to sformułował. Tak czy inaczej, przestał o tym rozmyślać, by skupić się na sprawdzianie.
- - -
- Joł Kayle! – rzuciła Carmen, wyrywając chłopaka z zamyślenia. – Nie ma z tobą Shiro?
- Nie, chyba dzisiaj nie przyszedł – odpowiedział szatyn wracając do podręcznika od literatury.
- „Chyba"? Pokłóciliście się? – spytała zmartwiona.
- Nie... po prostu śpieszyłem się dzisiaj i byłem bardziej zajęty sprawdzianem niż jego nieobecnością.
- Jesteś niemożliwy! A co jeśli coś mu się stało?! – burknęła oburzona rudowłosa.
- Daj spokój, pewnie jest chory. Jak chcesz, to do niego zadzwoń – polecił jej.
- Dobra! Dzwonię do niego! – powiedziała, wyjmując telefon.
Kayle był bardziej pochłonięty myślą o jego śnie. Był zbyt rzeczywisty, żeby był tylko snem. Dodatkowo, pamiętał go całego, co się rzadko przy snach zdarza.
- Jestem głupi czy co...? – wymamrotał do siebie.
- Rzeczywiście powiedział, że jest chory – rzuciła nagle Carmen, chowając telefon do kieszeni.
- Widzisz? Do przyjaciół trzeba mieć zaufanie. Jakby coś się stało, to by mi powiedział – zauważył Kayle.
- Może i masz rację. Ale zajdziesz do niego, prawda?
- Oczywiście, jak zwykle.
- A twoi rodzice nie będą za bardzo zdenerwowani?
- Mam ich w dupie. I tak mi będą truli wieczorem o dzisiejszym śniadaniu.
- Znowu siostra? – dopytywała się.
- Tak. Ale to jej wina, jakby mnie obudziła wcześniej, to nawet bym jej zrobił to śniadanie – odparł, mówiąc bardziej do siebie, niż do przyjaciółki.
YOU ARE READING
Dead Gardens
FantasyGdyby tak... porównać życie i duszę człowieka do czegoś... bardziej znajomego? Niech więc będzie ogród. Rośliny się w nim rodzą, rosną i wysychają. Są rośliny o różnym wyglądzie, kolorach, można nawet powiedzieć o ich charakterze. Są ogrody kolorowe...