Rozdział 3

1 0 0
                                    

- KAYLE! Wstawaj wreszcie! Masz mi zrobić śniadanie! – krzyczała na chłopaka jest młodsza siostra.

- Która godzina? – spytał się ignorując ją.

- Za dziesięć ósma – powiedziała naburmuszona.

- Co?! – krzyknął, zrywając się z łóżka.

- Nawet nie myśl o zostawieniu mnie bez śniadania! – groziła mu siostra.

- Masz na dziewiątą! Masz już tyle lat, że możesz sama sobie je zrobić, mi się cholernie śpieszy.

- Masz mi zrobić i koniec! Inaczej powiem mamie.

- Masz piętnaście lat, czy dziewięć? Daj mi spokój! – rzucił i zaczął na szybko się przygotowywać do szkoły. Nie zjadł oczywiście śniadania, nie wziął drugiego, bo też nie miał kiedy zrobić i popędził do szkoły w niezasznurowanych butach. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak szybko biegł. Normalnie olałby jedną lekcję, żeby nie mieć na głowie siostry i rodziców, ale od tego sprawdzianu na pierwszej godzinie zależała jego ocena z przedmiotu. W błyskawicznym tempie zmienił buty i wpadł do sali, kiedy nauczyciel dopiero rozdawał kartki.

- Przepraszam za spóźnienie – wycedził zdyszany.

- No nic, siadaj – powiedział profesor.

Kayle poszedł do swojej ławki, która była pusta. Rozejrzał się po innych, ale nigdzie nie zobaczył Shiro. Dopiero wtedy przypomniał mu się jego sen. Chciał się go o to spytać, ale po chwili doszedł do wniosku, że to absurdalne. Miałby podejść do niego i powiedzieć: „Hej, widziałem cię we śnie, nie chodzisz czasem po ogrodach?"? Nie no, może inaczej by to sformułował. Tak czy inaczej, przestał o tym rozmyślać, by skupić się na sprawdzianie.

- - -

- Joł Kayle! – rzuciła Carmen, wyrywając chłopaka z zamyślenia. – Nie ma z tobą Shiro?

- Nie, chyba dzisiaj nie przyszedł – odpowiedział szatyn wracając do podręcznika od literatury.

- „Chyba"? Pokłóciliście się? – spytała zmartwiona.

- Nie... po prostu śpieszyłem się dzisiaj i byłem bardziej zajęty sprawdzianem niż jego nieobecnością.

- Jesteś niemożliwy! A co jeśli coś mu się stało?! – burknęła oburzona rudowłosa.

- Daj spokój, pewnie jest chory. Jak chcesz, to do niego zadzwoń – polecił jej.

- Dobra! Dzwonię do niego! – powiedziała, wyjmując telefon.

Kayle był bardziej pochłonięty myślą o jego śnie. Był zbyt rzeczywisty, żeby był tylko snem. Dodatkowo, pamiętał go całego, co się rzadko przy snach zdarza.

- Jestem głupi czy co...? – wymamrotał do siebie.

- Rzeczywiście powiedział, że jest chory – rzuciła nagle Carmen, chowając telefon do kieszeni.

- Widzisz? Do przyjaciół trzeba mieć zaufanie. Jakby coś się stało, to by mi powiedział – zauważył Kayle.

- Może i masz rację. Ale zajdziesz do niego, prawda?

- Oczywiście, jak zwykle.

- A twoi rodzice nie będą za bardzo zdenerwowani?

- Mam ich w dupie. I tak mi będą truli wieczorem o dzisiejszym śniadaniu.

- Znowu siostra? – dopytywała się.

- Tak. Ale to jej wina, jakby mnie obudziła wcześniej, to nawet bym jej zrobił to śniadanie – odparł, mówiąc bardziej do siebie, niż do przyjaciółki.

Dead GardensWhere stories live. Discover now