Rozdział III

1.4K 121 11
                                    

~Marinette~

Kierowałyśmy się w stronę przejścia granicznego między Fuego, a Amnis. Trwa między nimi wojna, więc trudno będzie przedostać się na drugą stronę. Postanowiłyśmy wymyślić coś w trakcie.

***

Dotarłyśmy do muru rozciągającego się poza zasięg wzroku. Na jego środku stała brama. Po jej obu stronach stało trzech żołnierzy. W międzyczasie przejechał nią jakiś karawan. Próbowałyśmy przedrzeć się niezauważone za jednym z wozów. Niestety z marnym skutkiem. Zatrzymał nas jeden ze strażników. Miał na sobie ciemno-szarą zbroję, jego twarz przykrywał hełm w tym samym kolorze, na jego piersi widniał czerwony znak straży królewskiej.

- Stać! - Krzyknął. Wzdrygnęłam się przestraszona. - Kim jesteście i dlaczego chcecie przekroczyć granicę? - Spytał, póki co, spokojnym tonem.

- Jestem Marinette. Przybywam z Tierry. Razem z moją przyjaciółką, Alyą, jedziemy... odwiedzić przyjaciela? - Nerwowo wymachiwałam rękoma. Strażnik chyba zorientował się, że coś jest na rzeczy.

- Zgodę, mają?

- Zgodę? - Nie miałam pojęcia gdzie można dostać takie coś i że jest w ogóle potrzebna.

- Przepustką może być moja pięść na twojej twarzy! - Odezwała się wzburzona mulatka.

- Aktualnie trwa wojna. Nie ma zgody, nie ma przejścia. - Odparł i wyprostował się.

Nie czekając dłużej, Alya rzuciła się z ognistymi pięściami na strażników. Próbowałam ją powstrzymać, jednak marnie mi to wyszło. Tym razem pokaz siły jaki pokazała dziewczyna był bardziej niezwykły, niż ten przy zwykłych bandziorach. Ma strasznie wybuchowy temperament. Muszę to przyznać.

Zbroja żołnierzy topiła się pod żarem płomieni, odsłaniając tym samym ich ciała. Byli wtedy łatwym celem. Dobrze to wykombinowała... Jeśli w ogóle to przemyślała.

Kolejne ciała strażników układały się w stos na ziemi. Jednak straż dalej przyłączała się do walki. Gdy było już wiadomo, że nie damy rady z taką ilością żołnierzy, Alya tupnęła mocno w ziemię, robiąc przed nami dużą ścianę ognia. Zrobiło się strasznie gorąco. Przerażeni mężczyźni odsunęli się na znaczną odległość. Mulatka złapała moją rękę i pociągnęła w stronę bramy. Przebiegłyśmy przez nią, a ja szybko pchnęłam dźwignię po drugiej stronie. Brama zamknęła się blokując drogę.

Biegłyśmy kawałek lasem. Po dłuższej chwili zatrzymałyśmy się przy jednym z drzew, aby odpocząć. Z trudem łapałam oddech, dziewczyna z resztą też. Zdałam sobie sprawę jak dużo Alya poświęciła dla dobra misji. Znamy się od paru dni. To niesamowite. Mimo to byłam trochę zła za jej nieodpowiedzialne zachowanie.

- Co to miało być?! Głupi ma zawsze szczęście. - Mruknęłam pod nosem.

- Ale jesteśmy po drugiej stronie. - Odparła, nie przejmując się powagą sytuacji.

Westchnęłam ciężko. W sumie co racja, to racja.

***

Miałyśmy za sobą godzinę drogi. Byłyśmy zmęczone, głodne i chciałyśmy już rzucić to wszystko. Zza naszych pleców wyłonił się wóz. Prowadził go mężczyzna w średnim wieku. Zdjął czapkę i przywitał się serdecznie.

- Może gdzieś podwieźć, Panienki? - Powiedział zachrypniętym głosem.

Bez chwili namysłu wsiadłyśmy do karawanu. Szczęśliwie okazało się, że mężczyzna również kieruje się do Cascady. Przewoził właśnie skóry i kości z polowań. Był na tyle życzliwy, że podarował nam bochenek chleba. Podziękowałyśmy mu i zajęłyśmy się jedzeniem. W trakcie drogi opowiedziałam Alyi o naszym kolejnym towarzyszu.

Był nim młody chłopak z ciemną karnacją oraz ciemnymi, brązowymi włosami. Używa magii wody. Trochę to oczywiste w Amnis. Podobno zajmuje się karczmą w stolicy.

***

W pewnym momencie zauważyłyśmy, że trochę zbaczamy z kursu. Na mapie okolica wyglądała zupełnie inaczej. Podeszłam do woźnicy z zamiarem spytania się, co się dzieje.

- Przepraszam, ale według mojej mapy powinniśmy jechać prosto ścieżką. Czemu pan skręcił?

- Nie jedziemy dalej do stolicy. - Mężczyzna wyciągnął kartkę z listem gończym. Widniała na nim moja i Alyi podobizna. Wieści szybko się rozchodzą. - Wojsko was szuka i słono płacą.

Nie miałyśmy okazji, aby wyskoczyć z wozu, ponieważ jechał zbyt szybko. Gdybym miała uleczyć nas po takim upadku nie starczyło by mi siły, aby iść dalej, co mijało się z celem. Gdy już całkowicie straciłyśmy nadzieję, nagle w wóz uderzyła tajemnicza fala. Karawan przewrócił się na bok. Od upadku uchroniła nas stojąca na ziemi woda, która złagodziła upadek. Byłyśmy mokre, ale przynajmniej bezpieczne.

Kupca trzymała stróżka wody, która nie pozwalała mu się wydostać. Spojrzałyśmy w stronę, z której pochodziła dziwna magia. Między drzewami stał chłopak. Na jego plecach wisiała lutnia. Brunet podszedł do nas, podając dłoń w celu podniesienia nas z ziemi. Ucałował rękę Alyi, uśmiechając się zawadiacko.

- Najwspanialszy, najprzystojniejszy i najlepszy mag, Nino Lahiffe do Panienek usług. - Powiedział, unosząc flirciarsko jedną brew.

- Spadłeś nam z nieba! - Krzyknęłam ucieszona.

- Oh, wiem... - Odparł chłopak, jednak przerwałam mu silnym potrząsaniem jego ramionami.

- Szukałyśmy cię!

- Szukałyśmy go? - Odezwała się mulatka. Oboje popatrzyli się na mnie tym samym, zdziwionym wzrokiem.

- Opowiem ci wszystko po drodze. - Pociągnęłam bruneta za rękę w stronę drogi do Cascady. Alya przyśpieszyła, aby dotrzymać nam kroku.

- A co z tym facetem? - Spytała idąc szybko i wskazując na mężczyznę za nami.

- Ktoś go kiedyś znajdzie.

-------------------------------------------

Plan A. Pokonać biednego kupca. Plan B. Zostawić go na pewną śmierć. Yolo średniowiecze.


Dlaczego Nie Poznałem Cię Wcześniej? - Medieval AU [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz