Błąd. pierwszy i drugi chapter.

177 6 5
                                    

Delikatnie oparłem się o drewniany filar budynku. Rozbrzmiewała w nim moja ulubiona, operowa piosenka. Cicho zanuciłem jej rytm, po czym raz jeszcze spojrzałem na swoje dzieło. Było perfekcyjne. Lekkie podmuchy wiatru zwiewały cienkie kosmyki jasnych włosów na twarz kobiety, która była jego częścią... Tak bardzo idealna. Cudownie ją upiększyłem. Jej puste oczy wpatrywały się we mnie wzrokiem, który nie zdradzał żadnych emocji... Wyglądała niczym porcelanowa lalka. I tak właśnie miało być. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym kolejny raz uniosłem wzrok na swoją ofiarę. Tak właśnie wygląda... Prawdziwa sztuka.Jej śmierć była jednym z moich najpiękniejszych dzieł. Nie potrafiłem się na nią napatrzeć. Z całkowicie przeciętnej osoby... Stała się arcydziełem. Mój geniusz ją zmienił...Całkowicie pozbawione życia ciało kobiety pięknie odbijało lekkie światło zapalone w pokoju. Szkarłatny odcień, którym ją umalowałem delikatnie się świecił. Jak zwykle... Wszystko było niesamowicie piękne.Szkoda, że inni nie potrafili docenić jej doskonałości. Mówią, że to złe... Ale moim zdaniem piękno nie może być złe. Przetarłem swoją ukochaną broń. Cztery razy, tak jak zawsze. Dopiero wtedy jest ona idealnie czysta. Schowałem ją do torby, po czym ostatni raz przyjrzałem się swojemu dziełu. Jak zawsze- idealne. Powoli wyszedłem z budynku. Starałem się być jak najciszej, by nie obudzić nikogo w mieście. Byłoby to co najmniej podejrzane. Niestety mój marny plan zniszczył dzwoniący telefon. Jak najszybciej odebrałem go, nie zwracając uwagi na to, kto dzwoni.

-Khada Jhin. -Rzuciłem szybko. W słuchawce rozbrzmiał głos kobiety, który jeszcze kilka lat temu słyszałem codziennie. Była to dyrektorka akademika, w którym niegdyś uczyłem. Obiecałem jej kiedyś, że zawsze jestem do usług, gdy potrzebna jej będzie moja pomoc. Propozycja, którą mi przedstawiła... Była całkiem ciekawa. Zastępca nauczyciela zajęć artystycznych...? Idealnie. Wreszcie może ktoś doceni moje zdolności. Ucieszyłem się na samą myśl. Pomogłoby mi to jeszcze mocniej wtopić się w społeczeństwo, więc bez zastanowienia się zgodziłem. Uśmiechnąłem się pod nosem, rozłączyłem się, i schowałem telefon do torby. Z ciągłym uśmiechem na twarzy powoli udałem się do domu.

**********************************

5:45 jak zwykle obudził mnie budzik. Nigdy się nie spóźnia, jest taki... Precyzyjny, doskonale liczy czas. Wstałem z łóżka jak zwykle w pełni sił i energii, rozejrzałem się po nieskazitelnie czystym pokoju, jak na chłopaka nie lubię mieć bałaganu, szybko zbiegłem schodami w dół do kuchni. No tak, znów to samo. Kolorowa karteczka na lodówce z napisem "dziś musieliśmy wyjść wcześniej, nie wiemy czy uda nam się wrócić na noc, pieniądze masz na stole. Rodzice". Która to już? Przestałem liczyć, straciłem rachubę... Rodzice rzadko są w domu, ciężko, albo też i nie, pracują, żeby pławić się w luksusach. Rozczarowujące. Wyjąłem z lodówki pizze i włożyłem ją do piekarnika, w międzyczasie poszedłem się umyć i przyodziać szkolny mundurek... Głupota, ale czego można się spodziewać po renomowanej szkółce dla snobów, do której wysłali mnie rodzice? Pozornie każdy pochodzi z dobrego domu, aczkolwiek to banda debili... Jakoś muszę przetrwać. Po szybkiej toalecie, nieco dłuższym czesaniu moich jasnych włosów na Irokeza i wskoczeniu w mundurek byłem prawie gotowy. Zjadłem śniadanie, zabrałem pieniądze zestawione przez rodziców. 200 złotych... Po co mi takie pieniądze? Kretynizm. Chwyciłem plecak, deskorolkę, przejrzałem się w lustrze stwierdzając, że cholera, wyglądam całkiem nieźle opuściłem mieszkanie. Założyłem słuchawki na uszy i ruszyłem przed siebie na desce. Włączyłem swoją ulubioną plejliste i w mgnieniu oka znalazłem się pod szkołą. Jedyna przyjemna rzecz, która mnie dziś czeka to zobaczenie mojego squadu... Kilkoro normalnych ludzi, dzięki którym mam jeszcze siły chodzić do tej budy.

Przebudziły mnie lekkie promyki słońca. Skierowałem wzrok na zegarek, by sprawdzić godzinę. 5:59. Znów niedoskonale. Nie może być dobrze- musi być idealnie. Leżałem w łóżku jeszcze minutę, by dokładnie o równej godzinie z niego wstać. Podszedłem do lustra stojącego w pokoju i przejrzałem się w nim. Nie było źle, ale nie było perfekcyjnie. Ułożyłem starannie krótkie, czarne włosy i spojrzałem na swoja ukochaną maskę, leżącą na małym stoliku. Niestety... Sziś nie mogę cię założyć... Wziąłem ją w dłoń, po czym delikatnie ucałowałem. Ubrałem się w elegancką, czarną koszulę i w spodnie tego samego koloru. Przypomniały mi się czasy, w których jeszcze nauczałem. Całe szczęście, że nigdy nie uczyłem w normalnych szkołach. Szczerze mówiąc nie cierpię dzieci. W stu procentach nie potrafią zrozumieć mojej sztuki.Odłożyłem maskę na miejsce, po czym wyszedłem z pokoju. Zjadłem przygotowane w nocy śniadanie- nie mogłem tracić czasu na robienie go o poranku. Szybko wstałem od stołu, założyłem na siebie czarny płaszczyk i moje ulubione, skórzane buty. Wyszedłem z domu, zakluczając go na 4 spusty. Wyjąłem telefon z kieszeni- 7:00. -Wspaniale!- powiedziałem do samego siebie, po czym podążyłem w kierunku akademika.

Killing Art. [Moda Na Killing]Where stories live. Discover now