Rozdział 28

223 9 0
                                    

- Hej, dziadku! - krzyknęłam na cały dom.
- W gabinecie! - usłyszałam i uprzednio zdejmując płaszcz, czapkę i szalik, ruszyłam do mężczyzny. Czuł się i wyglądał już o wiele lepiej. Musi brać leki i przestrzegać się zaleceń lekarza, ale babcia skrupulatnie się tego trzyma, więc się odrobinę mniej martwię. Dziadek siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery.
- A czy ty przypadkiem nie miałeś odpocząć od pracy? - spytałam, unosząc brew do góry. Zajęłam miejsce na fotelu naprzeciwko niego i wzięłam  do ręki kilka kartek. - Czy to jest jakaś nowa sprawa?
- Dobrze wiesz, że tak nie potrafię. Muszę coś robić, a ostatnio mamy w kancelarii bardzo dużo nowych spraw - wyjaśnił, wskazując na porozrzucane po całym biurku dokumenty.
- Ja nadal twierdzę, że powinieneś odpoczywać. Wiesz, za niedługo mam przerwę zimową i jest rocznica śmierci Megan i lecę do Londynu. Nie chciałabym lecieć sama, więc nie zechciałbyś może polecieć ze mną? - zapytałam i rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Naprawdę bardzo mi na tym zależało, żeby dziadek był tego dnia przy mnie. To chyba najbardziej on ze wszystkich mi pomógł, a na pogrzebie nie odstępował mnie na krok, trzymając za rękę. Dziadek spojrzał na mnie znad kartek i posłał swój tradycyjny uśmiech.
- Jasne, że tak. Kiedy dokładnie?
- Myślę, że 11 lutego.
- Dobrze, zajmę się wszystkim - odpowiedział i puścił mi oko.
- Świetnie, a teraz przepraszam, ale muszę już iść. Wychodzimy całą paczką na koncert Arctic Monkeys - ostatnią część niemal wykrzyknęłam. Dziadek się zaśmiał i kiwnął głową.
- Miłej zabawy, kochanie - pocałowałam go szybko w policzek na pożegnanie i wyszłam.

Ubrana w bluzkę, którą dostałam od Mirandy na święta z logo zespołu, czarne jeansy, a na to czarną ramoneskę stałam wsród tłumu w oczekiwaniu na wejście zespołu. Moja ręka była spleciona z Matt'a, którą trzymał mocno i pewnie, jak gdyby nie chciał, żebym mu się zgubiła. Nie wracaliśmy więcej do tego wieczoru, kiedy był u mnie Alex. Stwierdził, że mi ufa i wie, że dam sobie z nim radę. Natomiast Peterson bez przerwy rzuca mi uśmieszki i znaczące spojrzenia na korytarzach. To zaczyna robić się powoli chore i nie do zniesienia. Emily i Zack są już oficjalnie parą, ale nadal sobie dogryzają i sprzeczają. Jednak moja przyjaciółka w końcu jest szczęśliwa, a przez to ja też jestem.
- Zaraz wejdą! - wykrzyknął podekscytowany Sam i rzucił mi się na szyję. Zaśmiałam się, ale muszę przyznać, że byłam równie mocno podekscytowana, co on. I w końcu nadszedł ten moment! Arctic Monkeys weszli na scenę, a tłum dosłownie oszalał.
Po kilku piosenkach wykrzyczanych przeze mnie i dziewczyny, Matt przyciągnął mnie znów do siebie, opierając o swój tors i śpiewał mi cicho do ucha, a ja razem z nim. Nie wiedziałam, że ma taki głos. Był kojący i cichy, więc przymknęłam oczy i cieszyłam się chwilą. Leciała ,, Do I wanna know" i to była moja ulubiona piosenka.
- Kocham cię - usłyszałam tuż przy uchu i na moment zamarłam. Zaraz jednak otworzyłam zaskoczona oczy i powoli odwróciłam się do bruneta. Patrzył na mnie przenikliwie. Dotknął ręką mój policzek i zaczął go lekko gładzić. Tłum wokół nas skakał, krzyczał i śpiewał, a my staliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy.
- Co ty właśnie powiedziałeś? - spytałam, chcąc upewnić się, czy nie mam jakichś halucynacji. Matthew uśmiechnął się lekko i powtórzył jeszcze raz, ale tym razem dobitniej i głośniej.
- Kocham cię, Venus - moje serce biło mocniej niż kiedykolwiek w życiu. Miałam wrażenie, że wszystko we mnie eksplodowało, a w brzuchu wybuchają fajerwerki. Powiedział, że mnie kocha. Matthew Daddario wyznał mi miłość!
- Powiesz coś? - zapytał niepewnie, przygryzając nerwowo wargę. Czułam wszystko naraz i nie wiedziałam kompletnie, co mam teraz zrobić.
- Ja...dlaczego mówisz mi to teraz? - przełknęłam gulę w gardle i przytrzymałam się jego torsu w obawie, że z nadmiaru emocji, po prostu upadnę.
- Nie wiem, po prostu czułem, żę muszę to w końcu powiedzieć - ignorując wszystko dookoła, wspięłam się na palce i przycisnęłam swoje usta do jego. Objął mnie rękoma w pasie i przyciągnął bliżej siebie, kiedy ja starałam się wlać w ten pocałunek wszystkie moje uczucia do niego.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedziałam w jego usta, odrywając się od nich na krótką chwilę. Jego uśmiech był tak szczery i duży, że mogłabym tak stać i patrzeć na niego do końca świata.
Resztę koncertu spędziłam, przytulając się do niego i ciesząc się wraz ze wszystkimi moimi przyjaciółmi wspólnie spędzonym czasem. Do domu wróciłam jako najszczęśliwsza dziewczyna na świecie, z ogromnym uśmiechem, zaróżowionymi policzkami i ustami, które doskonale pamiętają każdy najdrobniejszy pocałunek.
***
Minął styczeń i już jutro są moje urodziny, a za dwa dni lecę do Londynu z dziadkiem. Ostatni miesiąc był chyba najlepszym w moim życiu. Mama i Luke wyznaczyli datę swojego ślubu na 18 marca, co wszyscy przyjęli z radością. Kobieta zaraz po ogłoszeniu dobrych wieści, zaczęła intensywne przygotowania. Dziadek wrócił do pełni sił i znów jest w swoim żywiole. Emily i Zack są naprawdę dobraną parą, a Miranda zaczęła się spotykać z Maksem. Narazie byli tylko na dwóch randkach, ale na pewno na tym się nie skończy. Natomiast Matt i ja jesteśmy jeszcze bliżej siebie, jeżeli to możliwe. Spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę, czy to w kinie, czy po prostu u niego w domu, po prostu leżąc i rozmawiając. Byłam nawet kilkakrotnie u niego na kolacji rodzinnej i myślę, że pani Caroline w jakimś małym stopniu zaczęła mnie akceptować. Wykładałam książki do szafki, kiedy zobaczyłam, że w moją stronę zmierza Alex. Była przerwa obiadowa, więc korytarz był niemal pusty i właśnie miałam zamiar iść zjeść lunch z moimi przyjaciółmi.
- Nie mam ochoty na rozmowę z tobą Alex - westchnęłam i zamknęłam szafkę. Przez ten miesiąc Alex kilkakrotnie próbował namieszać mi w głowie, mówiąc rzeczy w stylu, że Matthew skrywa różne sekrety i nie powinnam mu ufać.
- Wiesz, ty naprawdę jesteś strasznie naiwna. Owinął cię sobie wokół palca i robi z tobą co chce - uniósł ironicznie kąciki ust i oparł się nonszalancko obok mnie.
- Nie masz już dość? - spytałam zmęczona, bo właśnie takie rzeczy zazwyczaj mi mówił.
- Mam, ale spokojnie jutro wszystkiego się dowiesz. Miłego dnia, Venus - mrugnął i po prostu odszedł. Chciałam spytać czego się dowiem, ale dotarło do mnie, że on właśnie tego chce. Żebym ciągle o tym myślała i go o wszystko wypytała i choć zżerała mnie ciekawość, o co może chodzić, powstrzymywałam się za wszelką cenę. Jutro są moje urodziny i nikomu nie pozwolę zniszczyć tego dnia.
- Hejka - przywitałam się ze wszystkimi i zajęłam swoje stałe miejsce obok Matt'a. Obdarował mnie całusem w policzek.
- Co ci tak długo zajęło? - spytała Em, opierając się o Zack'a.
- Rozmawiałam z Aleksem. Znowu - przewróciłam oczami i poczułam jak brunet się spina. Posłałam mu uspokajające spojrzenie, ale nie bardzo pomogło. Był dzisiaj jakiś nerwowy i nie miałam pojęcia o co chodzi.
- I czego tym razem chciał? - oburzyła się Miranda.
- To samo, co zawsze. Ale nie przejmujmy się nim. Przychodzicie jutro do mnie? - spytałam, chcąc zmienić temat. Dziewczyny zaczęły trajkotać o tym, co zrobimy, ale nawet się nie zająknęły o moich urodzinach, więc pewnie nie pamietają, ale to nic. Matt natomiast wstał.
- Zobaczymy się później, dobrze? - zwrócił się do mnie. Był jakiś roztargniony i zaczynałam się o niego martwić.
- Wszystko w porządku? - zmarszczyłam brwi. Kiwnął szybko głową i całując mnie jeszcze na pożegnanie, wyszedł ze stołówki.
- O co chodzi? - zwróciłam się do Zack'a, bo to w końcu jego przyjaciel i może chociaż on wie, co się z nim dzieje.
- Nie wiem - wzruszył ramionami, ale nie spojrzał mi w oczy, więc miałam pewność, że kłamie. - Pójdę do niego - i zaraz jego też nie było. To wszystko robi się coraz bardziej dziwne.
***
- Sto lat, sto lat! - usłyszałam krzyk nad uchem, przez co od razu się obudziłam. Całe szczęście była sobota i nie musiałam iść do szkoły. Otworzyłam zaspana oczy i zobaczyłam na moim łóżku Amy. Była jeszcze w piżamie.
- Dziękuję - odpowiedziałam z uśmiechem. Dziewczynka wtuliła się we mnie i pocałowała, zaraz po tym, kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej.
- To dla ciebie prezent - wyjęła zza pleców kartkę, na której były napisane życzenia, a nad nimi byłam prawdopodobnie ja i ona.
- Jest przepiękny - zapewniłam i pocałowałam ją w czoło.
- A teraz chodź na dół - i nie dając mi nawet się ogarnąć, pociągnęła do kuchni.
- Jest i nasza solenizantka! Wszystkiego najlepszego! - przywitał mnie Luke i objął. - Żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia - podziękowałam z uśmiechem i zwróciłam się do mamy, która stała obok niego.
- Nie mogę uwierzyć, że już jesteś pełnoletnia - pokręciła głową i zauważyłam łzy w jej oczach. - Wszystkiego najlepszego, skarbie. Życzę ci, żebyś nigdy nie przestawała się uśmiechać - przycisnęła mnie z całej siły do siebie, pozbawiając mnie dopływu powietrza.
- Mamo...zaraz...mnie...udusisz - wykrzesałam, a mama z przepraszającym uśmiechem, odciągnęła mnie od siebie.
- Wybacz - usiedliśmy wszyscy do śniadania, które dzisiaj było naprawdę wyśmienite i były to wszystkie rzeczy, które lubię najbardziej. Później przyszli dziadkowie i nawet rodzice Luke'a. Wszyscy z życzeniami i prezentami. Dzwonił Tony i jego rodzice i nawet niektórzy znajomi z Londynu. Jednym słowem wszyscy, oprócz moich przyjaciół. Żadne z nich nie odbierało moich telefonów i zaczynałam mieć tego dość.
Jednak wieczorem przyszły Emily i Miranda. Czy muszę mowić, że nawet nie zająknęły się o moich urodzinach?
- Mam pomysł! Pójdziemy do klubu - oznajmiła zadowolona z siebie Em, kiedy razem siedziałyśmy w moim pokoju.
- Genialne! To się ubieramy! - Miranda zaklaskała w dłonie i zaatakowała moją szafę.
- No nie wiem dziewczyny... - zaczęłam, ale szatynka zgromiła mnie wzrokiem.
- Zabawimy się, odpoczniemy. W końcu zaczęłyśmy ferie - rzuciła kilka sukienek na moje łóżko, a Em już grzała lokówkę.
- No dobrze - westchnęłam. Nie miałam szans z nimi wygrać, a poza tym, chociaż tak, będę mogła spędzić te urodziny. Najbardziej mi chyba było przykro, że Matt nawet nie napisał głupiego sms'a. Ubrałam się w dopasowaną czerwoną sukienkę, która swoją drogą nawet nie wiem jak się znalazła w mojej garderobie. Emily zrobiła mi loczki i delikatny makijaż. Wyglądałam naprawdę ładnie i to samo mogę powiedzieć o dziewczynach, które założyły czarne sukienki.
- Wychodzimy! - krzyknęłam z korytarza i zaczęłam się ubierać.
- Bawcie się dobrze! - odkrzyknęła mama z salonu, na co lekko zmarszczyłam brwi. Normalnie zaczęłaby się pytać gdzie idę i w ogóle, a teraz życzyła mi miłej zabawy? Dziwne...
Taksówka zawiozła nas pod podany przez Em adres i już kilkanaście minut później stałyśmy przed budynkiem, który wydawał się być zamknięty.
- Em, nie wydaje mi się, żeby ten klub był otwarty... - zaczęłam, ale dziewczyny mnie zignorowały i weszły do środka. Wszędzie było ciemno, ale one zdawały się wiedzieć dokąd idziemy. - Kurde dziewczyny, tu jest strasznie ciemno. Czy nie możemy zapalić światła albo najlepiej stąd wyjsć? - powiedziałam już poirytowana.
Dziewczyny posłały sobie uśmiechy i włączyły jakiś włącznik, a wtedy usłyszałam jedno wielkie ,, Niespodzianka!", a ludzie zaczęli do nas podchodzić. Stałam oszołomiona, obserwując to wszystko. Wszędzie wisiały balony, stoły były zastawione przekąskami i napojami, a jeden stół był cały zapełniony paczkami i torbami prezentowymi.
- Wszystkiego najlepszego! - pisnęły dziewczyny i rzuciły się na mnie.
- Co tu... - zaczęłam, ale znowu nie dane mi było dokończyć, bo w naszą stronę szli chłopcy.
- Spełnienia marzeń, Vee! - wykrzyknął Zack i również mnie przytulił.
- Sto lat! - kolejny była Sam, a potem Max i Mike.
- Sami to wszystko przygotowaliście? - zapytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Właściwie to nie my. To Matthew wszystko zorganizował. Byliśmy tylko pomocnikami - wyjaśnił uśmiechnięty Max i przyciągnął do siebie Mirandę.
- A gdzie on jest? - rozejrzałam się dookoła, ale go nie zauważyłam.
- Tutaj - usłyszałam tuż przy uchu i zaraz zostałam odwrócona twarzą do niego. - Wszystkiego najlepszego, skarbie - szepnął i wpił się w moje usta. Usłyszałam piski i wiwaty i roześmiana oderwałam się od mojego chłopaka, żeby nie robić widowiska.
- A już myślałam, że zapomnieliście - przyznałam i przytuliłam się do bruneta.
- I o to chodziło - mrugnął Sam i przybił piątkę z Mike'm. Dj włączył muzykę i ludzie zaczęli tańczyć, coraz podchodząc do mnie i składając życzenia. Była tutaj chyba cała szkoła, a niektórych osób to nawet nie znałam.
- Hejka! - usłyszałam, kiedy zostawiłam na chwilę dziewczyny, żeby się napić. Odwróciłam się i zobaczyłam Derek'a.
- Hej! - odkrzyknęłam zadowolona. Ostatni raz widziałam go wtedy, kiedy podwiózł mnie do szpitala. Szukałam go potem, żeby mu podziękować, ale jakoś nigdzie nie mogłam znaleźć.
- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnął się lekko i włożył ręce do kieszeni swoich spranych spodni.
- Dziękuję. Szukałam cię ostatnio, ale ty ciągle gdzieś uciekałeś. Nie podziękowałam ci wtedy, za to co dla mnie zrobiłeś - otworzyłam colę i podałam ją chłopakowi.
- Nie zrobiłem niczego takiego - wzruszył ramionami i przyjął ode mnie napój.
- Uwierz mi, zrobiłeś - posłałam mu uśmiech i wzniosłam puszkę do góry, a potem pociągnęłam łyk. Bąbelki przyjemnie połaskotały mnie po gardle.
- A już wszystko w porządku? - spytał i zrobił to samo, co ja. Kiwnęłam głową.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Jeszcze raz ci bardzo dziękuję. Jestem ci winna kawę i ciasto - zaśmiałam się.
- Miłej zabawy - dodałam i zniknęłam w tłumie, zostawiajac za sobą Derek'a.
- Chodź, księżniczko - poczułam ręce na biodrach i ciepły oddech muskał moją szyję. Matt wziął mnie za rękę i pociągnął do drugiego pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi i zapalił światło. Był to mały pokoik z kanapą i stolikiem. Matthew wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni swoich czarnych spodni i mi je podał.
- Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego, księżniczko - musnął delikatnie moje wargi i się odsunął. W pudełku był łańcuszek, a na nim zawieszka z wygrawerowanym napisem ,, If whatever happens, rember, I did, I do and I will love you". Spojrzałam na niego rozczulona. Stał, nerwowo przegryzając wargę i czekał na moją reakcję.
- Cudowny prezent. Dziękuję - przytuliłam go i pocałowałam w usta. Odetchnął z ulgą.
- Daj, założę ci - odebrał ode mnie naszyjnik i zapiął go, całując mój kark.
- Kocham cię - powiedziałam i znów zaatakowałam jego usta. Pocałunek był żarliwy i chaotyczny.
- Chodź, zaraz będzie tort - Matt oderwał się ode mnie, przygryzając moją dolną wargę i z łobuzerskim uśmiechem, otworzył drzwi.
- Przepuściłeś mnie tylko dlatego, żeby popatrzeć na mój tyłek, mam rację? - zatrzymałam się i założyłam ręce na piersi, udając oburzoną. Matthew zaśmiał się i przyciągnął do swojego boku.
- Kochanie, to nie moja wina, że jest taki seksowny - powiedział, na co przewróciłam oczami. Matt miał rację. W chwili, kiedy weszliśmy z powrotem na dużą salę, Em i Miranda wwoziły duży tort z osiemnastoma świeczkami. Muzyka przestała grać, a zamiast niej wszyscy zaczęli śpiewać ,,Sto lat". Zdmuchnęłam wszystkie świeczki i wokół rozległy się brawa i wiwaty.
- Brawo, brawo, brawo! - usłyszałam czyjś krzyk i zmarszczyłam brwi. W tym głosie było tyle drwiny i złości. Wszyscy patrzyli na siebie zaskoczeni i zaczęli się przesuwać, kiedy jakaś osoba torowała sobie drogę na sam środek sali. Do mnie. I kiedy zobaczyłam kto to, omal nie zachłysnęłam się śliną. W moją stronę zmierzała Ruth, a zaraz za nią szedł Alex. Matt zacisnął ręce w pięści i już chciał na nich ruszyć, ale Zack go powstrzymał. Dziewczyny posyłały mi zaskoczone spojrzenia, ale widziałam jak na ich twarzy maluje się złość.
- Czego chcesz? - warknął Matthew przez zaciśnięte zęby.
- Jak to? - zapytała, udając zaskoczenie. - Chciałam złożyć życzenia naszej solenizantce - uśmiechnęła się krzywo i podeszła jeszcze bliżej nas. Dobrze, że wokół mnie znajdowali się moi przyjaciele, bo inaczej nie wiem, co bym zrobiła. Ludzie zaczęli coś szeptać i patrzeć na nas ciekawie.
- Daruj sobie - prychnęła Em.
- Dzisiaj jest 9 lutego, a więc mija dokładnie 5 miesięcy odkąd nasza kochana Venus pojawiła się w naszej szkole... - zaczęła Ruth jadowitym głosem, ale jej usta wykrzywiły się w triumfującym uśmiechu. Spojrzałam na Matt'a, a jego twarz pobladła, a Zack patrzył się nerwowo to na Em, to na mnie.
- Zamknij się! - brunet powstrzymywał się od rzucenia się na Aleksa, który stał obok i wyglądał jakby triumfował. O co tutaj chodzi?
- Wiesz? Prawie mi cię szkoda - spojrzała się na mnie ta żmija i udała smutek. - Prawie.
- O co ci chodzi? - spytałam zaskoczona. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam.
- Chodzi jej o to, Vee...- odezwał się Alex, robiąc krok w moją stronę. - Że dałaś się podejść jemu - wskazał głową na Matt'a. Zaczął się szamotać, ale chłopcy mocno go trzymali. Chyba nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
- Nie rozumiem.
- Chodzi o to, kretynko, że cię wykorzystał! - rzuciła zirytowana Ruth.
- Vee, nie słuchaj ich - zaczął powtarzać Matthew. Ludzie patrzyli na to wszystko w osłupieniu.
- Mówiłem ci, że cię zrani. Dokładnie pięć miesięcy temu, założyliśmy się, kto pierwszy cię zdobędzie. Wygrał - spojrzałam na Matt'a, który po tych słowach zamarł.
- To prawda? - zapytałam zachrypniętym głosem, patrząc tylko na mojego chłopaka.
- Vee, to nie tak... - zaczął, ale mi to wystarczyło. Jego mina wyrażała wyrzuty sumienia i ból.
- Wygrał mój motor. Swoją drogą, stoi przed klubem. Proszę - Alex rzucił kluczyki pod jego nogi. Poczułam, że tracę grunt pod nogami.
- Czy ty naprawdę myślałaś, że ktoś taki jaki on, zainteresuje się tobą? - prychnęła Ruth i spojrzała na swoje paznokcie.
- Zamknij się! - krzyknęła Miranda i podeszła do niej. Zamachnęła się ręką i jej dłoń spotkała się z policzkiem Ruth.
- Ty krowo! - wrzasnęła i chciała się na nią rzucić, ale Max w porę wkroczył do akcji. Nic do mnie nie docierało. W moje głowie słychać było tylko ,, zakład", ,, wykorzystał", ,,wygrał". Upadłabym, gdyby ktoś mnie nie podtrzymał.
- Księżniczko, to nie tak... - zaczął mówić Matthew i gdy zrozumiałam, że to on mnie podtrzymuje, wyrwałam się i odsunęłam. Nie pozwalałam łzom wypłynąć. Wokół jest tyle ludzi. Nie mogę pokazać im, że jestem słaba.
- Czy to prawda? Założyłeś się? - zapytałam drżącym głosem, odsuwając się od niego, kiedy on próbował mnie dotknąć.
- Tak, ale...
- Nie chcę tego słuchać - ucięłam twardo. Emily chciała podejść, ale jej nie pozwoliłam. Chciałam zostać sama.
- Zabiję cię gnoju! - warknął Matthew i chciał rzucić się na Aleksa.
- Dosyć! - wrzasnęłam.
- Venus... - znów chciał się odezwać brunet, ale mu nie pozwoliłam, gromiąc wzrokiem. Teraz już nie wytrzymałam. Łzy poleciały po moich policzkach.
- Nienawidzę cię! Nie chcę cię znać! - wrzasnęłam i wybiegłam przed siebie. Miałam tego dość. Człowiek, którego kochałam, założył się o mnie. Potraktował mnie jak rzecz. Biegłam przed siebie, słysząc krzyki w klubie. Szybko wyjęłam telefon i wybrałam numer do jedynej osoby, która będzie w stanie mnie uspokoić, nie pytając o nic. Do dziadka.
- Dziadku - wychlipałam i stanęłam na środku chodnika, zanosząc się spazmem płaczu.
- Matko, Vee, kochanie, co się dzieje? - pytał zaniepokojony. Nie chciałam go denerwować, ale musiałam do niego iść.
- Przyjedź po mnie. Ja chcę do domu - podałam mu miejsce, w którym się znajdowałam i czekałam na niego. Minęłam czarny motor i nie wiem czemu, ale miałam ochotę go uderzyć. To był motor Aleksa. Poznawałam go. Oto nagroda Daddaria za moje serce, które mu oddałam. Zaufałam mu i pokochałam, a on zdeptał, opluł i rozerwał na strzępy serce, które było już zranione. Wszystko, co powiedział, było kłamstwem! Nie miałam na sobie płaszcza, ale jedyne zimno, które czułam, wypełniało mnie od środka.
- Kochanie - dziadek wyszedł z samochodu, który zaparkował przede mną i wziął mnie w ramiona.
- Zabierz mnie stąd. Błagam - kiedy to powiedziałam, z klubu wybiegł Matthew. - Dziadku - złapałam się kurczowo jego płaszcza. Zrozumiał o co mi chodzi i szybko otworzył drzwi pasażera.
- Jedziemy do domu - Matt coś krzyczał, ale mężczyzna już odjechał. Zaniosłam się płaczem, przyciągając nogi na siedzeniu. Nie byłam w stanie się opanować. Wszystkie momenty przelatywały mi przed oczami, jak migawki filmu. Nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwsze wypowiedziane ,,kocham". Chciałam krzyczeć, wyrywać włosy z głowy, ale jedyne co mogłam zrobić to płakać. Dziadek patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem, trzymając rękę na moim ramieniu, dając mi niemy znak, że jest przy mnie.
- Matko święta! Venus, co się stało?! - spytała przerażona babcia, kiedy weszłam do domu. Nie przestałam płakać ani na chwilę. Nic nie powiedziałam, tylko się w nią wtuliłam.
- Ktoś cię skrzywdził? Powiedz mi. Filipie, co się stało? - próbowała się czegokolwiek dowiedzieć, ale bez skutku. Była bezradna
- Zadzwonię do Isabelle. Musi wiedzieć, że jest u nas - wytłumaczył dziadek i zniknął z telefonem w dłoniach. Babcia natomiast zaprowadziła nas na kanapę, gdzie położyła moją głowę na jej kolanach i głaskała mnie po niej, śpiewając mi kołysankę. Wypłakiwałam łzy w jej spodnie.
- Zrobię ci herbaty - babcia wstała, a jej miejsce zajął dziadek. Przytulał, głaskał uspokajająco i po prostu był. Byłam w okropnej rozsypce. Mój telefon ciągle dzwonił.
- To on cię skrzywdził, prawda? - zapytała babcia, wchodząc z kubkiem herbaty. Zwinęłam się bardziej w kłębek i załkałam. - Och, kochanie... - usiadła obok dziadka. Wszystko się zgadzało. Jego zainteresowanie mną, jego zawziętość, wszystko. Jaka ja byłam głupia! Przecież wiedziałam, że ze mną pogrywa! Nie wiem, ile tak płakałam. Godzinę czy całą noc. Wiem tylko, że w końcu zasnęłam wyczerpana w ramionach dziadka.
***
Kiedy tylko otworzyłam oczy, wydarzenia wczorajszego wieczoru natychmiast mnie przytłoczyły. Miałam opuchnięte oczy i byłam pewna, że wyglądam jak straszydło. Byłam pusta w środku, jak gdyby wypruto ze mnie jakiekolwiek emocje czy uczucia. Zeszłam na dół, gdzie babcia robiła śniadanie.
- Dobrze, że już wstałaś, kochanie. Zaraz podam śniadanie - kobieta próbowała się uśmiechnąć, ale widziałam, że się o mnie martwi.
- Nie jestem głodna - mój głos był zachrypnięty od płaczu, ale i taki obcy i zimny.
- Musisz coś zjeść - westchnęła i podeszła do mnie, głaszcząc mój policzek.
- Czy dziadek może odwieźć mnie do domu? - zapytałam drżącym głosem. Babcia niechętnie kiwnęła głową i poszła zawołać męża.
- Chcesz już jechać, aniołku? - spytał, obdarowując mnie buziakiem w czoło.
- Tak. Muszę się jeszcze spakować - jutro o 8 rano mamy samolot do Londynu. Pożegnałam się z babcią i podziękowałam. Do domu jechaliśmy w ciszy. Potrzebowałam zostać sam na sam z moimi myślami, choć doprowadzały mnie do rozpaczy. Od razu, kiedy byliśmy na miejscu, poszłam do swojego pokoju, gdzie się zamknęłam i znów zaczęłam płakać. Wyjęłam walizkę z garderoby i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie potrzebne mi rzeczy. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Mogę? - spytała łagodnie mama i uchyliła je lekko. Widząc mój stan, westchnęła i z bólem w oczach, wzięła mnie w swoje objęcia. - Ćśś, kochanie.
- Założył się o mnie. Byłam dla niego tylko zabawką! - załkałam i mocniej wszczepiłam się w rękaw jej swetra. Mama nie skomentowała tego, tylko siedziała razem ze mną na podłodze, bujając się w przód i w tył wsród porozrzucanych ciuchów i mówiła pokrzepiające słowa.
- Moje biedactwo - szeptała i całowała policzki, wycierała łzy. Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Jeśli to on, nie wpuszczaj go, błagam - spojrzałam na nią wystraszona.
- Nie wpuszczę, obiecuję. Zobaczę kto to - pocałowała i wstała. Znów zostałam sama.
- Nie wiem, czy ona chce was widzieć, dziewczynki - usłyszałam niewyraźny glos mamy, a potem glos Em i Mirandy.
- Proszę dać nam się z nią zobaczyć - poprosiła Em. Zbiegłam na dół i rzuciłam się jej na szyję.
- Jak dobrze, że jesteście - załkałam i przyciągnęła do nas Mirandę. Mama zostawiła nas same.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - zaczęła szeptać szatynka. Wiem, że ta sytuacja jest dla niej dziwna i niekomfortowa. Z jednej strony ja, jej przyjaciółka, a z drugiej on, jej brat.
- Chodź do twojego pokoju - powiedziała cicho Em i tak też zrobiłyśmy. Siedziałyśmy w moim pokoju i milczałyśmy. Dopiero po chwili odezwała się Emily. - Zack o wszystkim wiedział. Ja przepraszam, Vee. Tak mi przykro, że cię przed tym nie uchroniłam - mówiła z wyrzutem i skruchą.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Em. Pomożecie mi się spakować? - dziewczyny kiwnęły głowami i zabrały się do pracy. Panowała cisza, której potrzebowałam, żeby wszystko sobie poukładać. Nie wiedziałam jednak od czego zacząć. Miranda i Emily siedziały u mnie do późna. Nie rozmawiałyśmy, ale sama ich obecność mi pomagała i one o tym wiedziały. Położyłam się wcześniej spać, ale długo nie mogłam zasnąć. Nie byłam w stanie powstrzymać łez, które spływały po moich policzkach niczym potok. Drzwi od pokoju lekko zaskrzypiały, a następnie słychać było lekkie kroczki stawiane na podłodze. Zaraz obok mnie wsunęła się Amy, wszczepiając się we mnie niczym małpka.
- Wrócisz, prawda? - spytała cicho smutnym głosem.
- Wrócę - odszepnęłam i poddałam się ogarniającemu mnie zmęczeniu.
***
- Uważajcie na siebie i macie od razu do mnie zadzwonić, jak tylko wylądujecie - po raz kolejny powtórzyła babcia i przytuliła najpierw mnie, a potem dziadka.
- Na pewno sobie poradzisz? - dopytywała się zaniepokojona mama. Kiwnęłam w odpowiedzi głową i z nią również się pożegnałam.
- Pamiętaj, że masz wrócić - pogroziła mi palcem Amy.
- Obiecuję. Przywieźć ci coś? - spytałam i spróbowałam się uśmiechnąć.
- Siebie i dziadka - zapewniła i mocno mnie przytuliła.
- Vee! - do moich uszu dobiegł tak dobrze mi znany głos, więc gwałtownie się odwróciłam, widząc Matthew biegnącego w naszą stronę. Zacisnęłam zęby, żeby nie wybuchnąć.
- Opiekuj się nimi - rzuciłam jeszcze Lukowi  i ostatni raz machając moim bliskim, przekroczyłam razem z dziadkiem bramkę. Tutaj Matt mnie nie dogoni.
- Venus, zaczekaj! - krzyczał, ale starałam się go ignorować.
- Zostaw ją w spokoju, Matthew - to były ostanie słowa jakie usłyszałam, zanim całkowicie zniknęli mi wszyscy z widoku. Dziadek złapał mnie za rękę i lekko ścisnął.
- Jestem z tobą, Vee - powiedział i razem weszliśmy na pokład samolotu.
***
Irenaaa❤️

Nowe JutroOù les histoires vivent. Découvrez maintenant