Rozdział 8

302 14 1
                                    

        Obudził mnie natarczywie dzwoniący dzwonek do drzwi. Zrzuciłam z siebie kołdrę i narzekając pod nosem na tego, kto mnie obudził,  podreptałam otworzyć.
- Czy ty dziewczyno telefonu nie masz?! Dzwonię do ciebie i dzwonię! Zaraz się spóźnimy do szkoły, a właściwie to już jesteśmy spóźnione! - krzyczała Emily, a ja posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. - Jeju, dziewczyno! Dzisiaj piątek, jeszcze chodzimy do szkoły! I gdybyś zapomniała mamy na ósmą rano! A jest 7:50!
- O matko! Faktycznie! - złapałam się za głowę i szybko wbiegłam do pokoju.
- Tylko się ruszaj! - usłyszałam dziewczynę. Narzuciłam na siebie pierwszą lepszą rzecz z mojej szafy. Założyłam szybko skórzaną kurtkę oraz wzięłam torbę i telefon i wróciłam do Emily.
- Szybka jesteś. O, ślicznie wyglądasz. Idziemy? - powiedziała radośnie i wyszła z mojego domu. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Nigdy chyba nie zrozumiem tej dziewczyny. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy do szkoły. Zanim dotarłyśmy była już prawie dziewiąta, więc stwierdziłyśmy, że nie opłaca nam się iść na lekcję. Dodatkowym argumentem było to, że trwała właśnie matematyka.
- Dobra, to idziemy gdziekolwiek byleby nie na lekcję - powiedziała dziewczyna, zabierając torebkę i wychodząc z samochodu. Nie zwracałam zbytnio uwagi na to, co mówiła, ponieważ zauważyłam Andrew, który stał z Mik'em, żywo o czymś dyskutując, a nawet chyba się kłócąc. Dawno nie widziałam Mike'a, ale nie wiem dlaczego go nie było.
- Co się tam dzieje? - Em zmarszczyła brwi i zaczęła iść w ich kierunku. Chłopcy, widząc jak się zbliżamy, natychmiast zamilkli.
- Hej, a wy czemu nie na lekcjach? - Mike spytał, pocierając nerwowo dłonią kark. Andrew w ogóle na nas nie patrzył, a ja zmarszczyłam brwi. Coś się tutaj ewidentnie stało. Kiedy Emily tłumaczyła chłopakowi dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, ja podeszłam bliżej Andrew.
- Dobra, co jest? - spytałam, posyłając wzrok nieznoszący sprzeciwu. Wiem, że znamy się dopiero kilka dni, ale naprawdę ich polubiłam. Miałam wrażenie jakbyśmy się znali bardzo długo, a to dziwne uczucie zważywszy na to, że po śmierci Megan odtrąciłam od siebie swoich znajomych w poprzedniej szkole i nie dopuściłam do siebie nikogo prócz bliskich mi osób.
- Pamiętasz jak chciałem z tobą porozmawiać? - kiwnęłam głową, przypominając sobie ten dzień. To było wtedy, kiedy Matthew odwiózł mnie po Amy. - Czy teraz moglibyśmy to zrobić? - spytał, nerwowo spoglądając na Em i Mike'a zajętymi rozmową. Andrew kiwnął głową w stronę chłopaka, a ten wziął Em pod rękę i ruszył w stronę szkoły. Dziewczyna była zdezorientowana i na początku nie chciała iść, ale w końcu uległa. Ja sama byłam zaskoczona i odrobinę zażenowana tą sytuacją, lecz nic nie mówiłam i czekałam cierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń.
- A, więc tak, jak mówiłem wtedy, zakochałem się. I, nie wiem, może robię źle, mówiąc o tym akurat tobie, ale liczę na to, że mi pomożesz - mówił kompletnie zdenerwowany i w sposób bardzo chaotyczny.
- Ale w czym miałabym ci pomóc? - spytałam kompletnie zbita z tropu. Naprawdę go nie rozumiem. O co mu chodzi? Nabrał powietrza i powiedział: - Emily.
- Co, Emily? - zmarszczyłam brwi, coraz bardzie gubiąc się w tej sytuacji.
- To w niej się zakochałem - wyrzucił to z siebie, czekając na moją reakcję.
- Wow! - powiedziałam, zakrywając usta. - Nie! Znaczy, to super i w ogóle, ale od kiedy? I dlaczego akurat niby ja mam ci pomóc?
- Po pierwsze, jesteś dziewczyną. Zanim tu przyszłyście, gadałem z Mik'em i on stwierdził, że mam nie kombinować i po prostu jej to wyznać. Ale ja nie potrafię, rozumiesz? Ilekroć chcę jej to powiedzieć, coś mi w tym przeszkadza albo ja tchórzę. Po drugie, odkąd pamiętam zadawała się tylko z nami, a to, że wprowadziła cię do naszej paczki i traktuje jak swoją przyjaciółkę, czyni cię nią. To jak pomożesz? - widziałam desperację w jego oczach, a widząc to nie mogłam mu odmówić. Po prostu nie mogłam. Poza tym chciałabym, żeby oboje byli szczęśliwi, więc powiedziałam: - To jaki masz plan, Romeo?- odetchnął z ulgą i zaśmiał się z przezwiska, które mu nadałam.
- Dzisiaj jest impreza u Daddario, czy byłoby w porządku, gdybym ją tam zabrał? Sam, bez was? - spytał niepewnie. Widziałam doskonale, że się stresuje. A co jeśli Emily nie czuje tego samego do Andrew? Co wtedy? Zastanawiałam się, szczerze bojąc się takiego obrotu spraw. Pokręciłam głową i wyrzuciłam takie myśli, skupiając się na chłopaku.
- Oczywiście chłopcy po ciebie przyjadą - powiedział z uśmiechem, a ja zmarszczyłam brwi.
- Whoa, whoa, nie zapędzaj się tak. Nie chodzę na imprezy, a co dopiero do niego. Nie ma nawet takiej opcji - powiedziałam pewnie, sprowadzając go na ziemię, lecz Andrew nie patrzył na mnie, tylko na coś za mną i po chwili usłyszałam na co, a raczej na kogo.
- Czyżby nasza Venus tchórzyła? - spytał Matthew, zbliżając się do nas. Odwróciłam się w jego stronę i zlustrowałam go wzrokiem. No nie wierzę... Ubrany był tak, jak ja. Czarne spodnie, biały T-shirt i skórzana kurtka. On również wnikliwie mi się przyjrzał i gdy zauważył to, co ja, uśmiechnął się zwycięsko.
- Niby przed czym twoim zdaniem tchórzę, huh? - spytałam, zakładając ręce na klatce piersiowej. Kątem oka zauważyłam, że chłopaka, z którym przed chwilą rozmawiałam już nie ma. Zostawił mnie samą z tym nieokrzesanym typem. Po prostu świetnie!
- Jest wiele powodów. Bardzo ci się podobam i nie chcesz, żeby to wyszło na jaw. Boisz się, że nie będę poświęcał ci wystarczająco czasu na imprezie albo martwisz się, iż coś może między nami zajść - wymieniał, a ja nie mogąc dłużej wytrzymać, wybuchnęłam śmiechem. On naprawdę ma bardzo wysokie mniemanie o sobie.
- Nie bądź śmieszny Matthew. Oboje dobrze wiemy, że wszystkie te opcje są nierealne - posłał mi chytry uśmiech i zaczął się do mnie przybliżać. Postanowiłam, że nie dam mu dzisiaj tej satysfakcji i nie będę się przed nim cofać, a będę twardo stała przy swoim. - Skoro tak, zawrzyjmy układ -  spojrzałam na niego jak na kosmitę, którym zresztą prawdopodobnie był.
- Dlaczego miałabym wchodzić z tobą w jakiekolwiek układy? Mało masz dziewczyn w tej szkole? Czemu akurat mnie się tak uczepiłeś? - powiedziałam zirytowana, wyrzucając ręce w górę. Chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę, a do moich nozdrzy dotarł cudowny zapach jego perfum.
- Zaintrygowałaś mnie Venus. Nic na to nie poradzę - wyszeptał, a mnie owiał jego ciepły, miętowy oddech z domieszką dymu papierosowego. Po moim ciele przeszły dreszcze, co nie uszło uwadze Matthew. Uśmiechnął się do siebie i kontynuował: - A wracając do naszego układu, wchodzisz w to, czy tchórzysz księżniczko? - wiem, że postąpiłam bezmyślnie i głupio, ale powiedziałam: - Na czym miałby polegać ten układ ? - widziałam jaki był zadowolony z tego, że osiągnął, co chciał, a ja przeklinałam się w myślach za swoją głupotę.
- Jeżeli na imprezie dojdzie między nami choćby do pocałunku, wtedy cały następny tydzień spędzasz ze mną. Jeśli jednak nie, w co szczerze wątpię, dam ci na jakiś czas spokój. To uczciwy układ, nie uważasz? - dobra, zszokował mnie i to bardzo, ale byłam też pewna, że do niczego między nami nie dojdzie. Nie może. Poza tym nie mam zamiaru się tam pojawiać. Za żadne skarby świata.
- Zgoda - powiedziałam pewna siebie, ale widząc zwycięski uśmiech Daddario, zaczęłam mieć wątpliwości. - Co ty chcesz tym ugrać?
- Zawsze dostaję to, czego chcę. A w tej chwili chcę ciebie. To proste - powiedział jakby to faktycznie była najprostsza rzecz na świecie. Gdy odchodził, jeszcze powiedział: - A, zapomniałbym, jeśli nie przyjdziesz, wtedy również ja wygrywam. Przemyśl to sobie, księżniczko.
- Pocałuj się... - wycedziłam przez zęby. Dlaczego ja tak łatwo dałam mu wygrać?! I czemu zgadzałam się na ten układ?! Jestem psychiczna. Dzwonek na przerwę wyrwał mnie z chwilowego otępienia. Ruszyłam do szafki, a następnie szukałam Emily. Znalazłam ją przed salą geograficzną, gdzie chodziła nerwowo w kółko. Gdy mnie zauważyła, szybko do mnie podeszła i zapytała: - Co się stało? Wróciłam po ciebie, ale widziałam jak rozmawiasz z Daddario i nie mam pojęcia czemu, ale wam nie przeszkodziłam. Co od ciebie chciał?
- Powiedział, żebym przyszła na jego imprezę, ale ja nie chcę iść - podałam jej wymijającą odpowiedź, licząc na to, że dziewczyna odpuści. Ale Emily nie byłaby sobą, gdyby od razu nie zaprzeczyła: - Nie ma mowy, kochana. Idziesz tam i bez dyskusji.
Już chciałam jej odmówić, kiedy poczułam wibracje swojego telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz i widząc roześmianą twarz mamy, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry, kochanie. Przepraszam, że nie zadzwoniłam wcześniej, ale dopiero weszłam do domu. Mam nadzieję, że nie zaspałaś - usłyszałam jej zmęczony głos i zaśmiałam się cicho na ostatnie zdanie.
- Cześć mamo. Tak właściwie, to zaspałam na matematykę.
- Dobra, jak wrócisz napiszę ci usprawiedliwienie. Dzwonię do ciebie, żeby ci powiedzieć, że do końca tygodnia zostaję w domu, a dzisiaj na kolacji będziemy mieć gości - zmarszczyłam brwi, bo pierwsze słyszę, że ktoś do nas przyjeżdża.
- Jakich gości?
- To niespodzianka. Będą też dziadkowie, więc proszę, nie rób żadnych planów na dzisiaj, dobrze? Chciałabym, żebyś mi pomogła.
- Jasne, kończę dzisiaj wcześniej, więc za góra 5 godzin będę w domu. Muszę już kończyć. Pa mamo - pożegnałam się z rodzicielką i zwróciłam się w stronę Em.
- Niestety, dzisiaj mam jakąś ważną kolację i muszę zostać w domu. Przykro mi - szczerze mówiąc, ten telefon od mamy i ta cała kolacja bardzo mi odpowiadały. Nie muszę przynajmniej iść na tą całą imprezę.
- Wcale nie. Jest ci to na rękę, prawda? - spytała dziewczyna, oskarżycielsko kierując na mnie swój palec. Lecz po chwili wybuchnęła śmiechem: - Nadrobimy to. Następnym razem ci nie odpuszczę - pokiwałam rozbawiona głową i weszłyśmy obydwie do klasy.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now