Rozdział 6

329 13 4
                                    

Szłam powolnym krokiem do szkoły z towarzyszącym mi chłodnym wiatrem. Moje włosy, które dzisiaj zostawiłam rozpuszczone, przypominają pewnie gniazdo, ale szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Mijam wysokie budynki, które tak mnie fascynują, chociaż nie wiem dlaczego. Może to przez to, że będąc na samej górze tych wieżowców, znajdujesz się daleko od panującego na dole zamieszania i ludzi. Patrzy się na świat z innej perspektywy. Z daleka wszystko zdaje się inne, lepsze. Błądzę myślami, nie zwracając uwagi na mijanych ludzi. Myślę o Amy. Mam wrażenie, że coś się dzieje, a ja nie wiem co i czemu nie chce mi o tym powiedzieć. Jest bardziej cicha, co jest naprawdę dziwne. Muszę z nią koniecznie o tym porozmawiać. Lecz teraz przekraczam próg liceum East High. Zmierzam do swojej szafki, nie zwracając uwagi na spojrzenia kilku osób. Czy oni nie mają, co robić w swoim życiu?! Muszą oceniać i obserwować innych?! Żałosne... Zabieram potrzebne książki, zostawiam kurtkę  i ruszam w stronę chłopaków.
- Hej, Vee - wita się Andrew i mnie przytula, co również robi reszta.
- Cześć chłopaki. Co u was? - pytam, unosząc delikatnie kąciki ust do góry.
- Czeka nas dzisiaj ostry trening. Daddario jest wściekły. Trener zresztą też - mówi Max, a ja widzę po jego minie, że nie jest z tego powodu zbyt zadowolony, pozostali też.
- Ciekawe, co go tak wkurzyło? - zastanawia się Sam.
- Może dostał kosza? - zaśmiał się Andrew, a wszyscy mu zawtórowaliśmy.
- Ale, Vee. Może przyszłabyś dziś na nasz trening? Proszę! Zobaczysz jak gramy i w ogóle - prosi Max, a ja nie jestem przekonana do tego pomysłu.
- No nie wiem chłopcy..
- Oj, no nie daj się prosić, Venus -namawiał dalej. Odprowadzili mnie pod klasę i w tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Pomyślałam, że się zgodzę. No, bo co mi szkodzi ?
- Będę - odpowiadam, a chłopcy wydają się usatysfakcjonowani moją odpowiedzią. Umawiamy się, że spotkamy się na lunchu. Wchodzę do klasy i zajmuję ostatnią ławkę od okna. Profesor Freeman zaczyna lekcję fizyki, a ja odpływam, oglądając otoczenie za oknem. Z transu wybudzają mnie wibracje telefonu. Dyskretnie wyjmuję urządzenie, zerkając czy profesor patrzy, lecz on siedzi przy biurku i wypełnia jakieś papiery.
Em:
Jak się masz, kochana?
Ja:
W porządku. Chłopcy zaprosili mnie dzisiaj na swój trening...
Em:
To świetnie! Oczywiście się zgodziłaś, prawda?
Ja:
Tak, ale nie jestem pewna, czy dobrze zrobiłam
Em:
Niby czemu ?
Ja:
Będę tam sama, Em...
Em:
No, co ty. Będzie dobrze. Ja lecę, bo rodzice właśnie przyjechali! Jdkrkcjjxnsjdb!!!! Trzymaj się! Buziaki!!
Ja:
Ty też. Pa!
Wysłałam wiadomość i czekałam ze zniecierpliwieniem na dzwonek oznaczający przerwę . Zadzwonił 5 minut później. Poszłam do szafki zmienić książki. Otworzyłam ją, a na podłogę spadła mała karteczka, złożona na pół. Zdezorientowana podniosłam ją i obejrzałam się dookoła, szukając sprawcy, lecz nikt nie wydał się podejrzany.
Uśmiechnij się! Jesteś jeszcze piękniejsza, gdy na twojej twarzy widnieje uśmiech. :)
To jakaś ukryta kamera? O co tu chodzi? Kręcę zrezygnowana głową i zamykam szafkę, zmierzając na matematykę. Myślałam nad tym liścikiem przez resztę lekcji. Było kilka usprawiedliwień, dlaczego to akurat ja, znalazłam tą kartkę. Wariant A. ktoś pomylił szafki. Wariant B. to jest jakiś słaby żart. Wariant C. kogoś nieźle poniosła fantazja. Więc zrobiłam to, co zrobiłaby pewnie większość dziewczyn na moim miejscu, przestałam się tym zamartwiać i to zignorowałam. Spędzałam samotnie przerwy i czasem tylko zamieniałam kilka zdań z dziewczynami z mojej klasy. Były miłe, ale bez charakteru. Wychodziłam właśnie z lekcji angielskiego, kiedy poczułam mocne uderzenie. Zamknęłam oczy i czekałam aż zaliczę bliskie spotkanie z ziemią, lecz nic takiego się nie stało. Zamiast tego poczułam silne ramiona, które jakby z niewyobrażalną łatwością przytrzymywały mnie tuż nad podłogą.
- Możesz już otworzyć oczy, księżniczko - usłyszałam męski głos, w którym mogłam usłyszeć rozbawienie. Zrobiłam to, co powiedział i spotkałam się z jego głębokimi, piwnymi oczami, w których mogłabym się zatracić. Widziałam w nich rozbawienie, ale jednocześnie jakby smutek? Nie wiem, lecz miałam nieodparte wrażenie, iż coś jest nie tak. Ale co ja tam wiem? Nie znałam go osobiście, tylko słyszałam o nim od Emily. Matthew przyciągnął mnie do siebie, dzięki czemu mogłam stanąć normalnie. Trzymał nadal swoje silne ręce na moich plecach, a ja czułam się co najmniej niezręcznie.
- Mógłbyś trochę patrzeć na drogę i mijanych ludzi, nie uważasz? - spytałam, chcąc brzmieć pewnie, lecz chyba nie bardzo mi się to udało. Jego ręce są naprawdę rozpraszające!
- Uratowałem cię przecież. Możesz nazywać mnie od dzisiaj swoim rycerzem - posłał mi arogancki uśmieszek.
- Zapomnij...- prychnęłam. - I z łaski swojej odsuń się ode mnie.
- Nie, dziękuję. Dobrze mi tak, jak jest - wyszczerzył się i umocnił uścisk.
Przewróciłam oczami i z całej siły odepchnęłam się od niego. Udał, że jest niezwykle urażony i pokręcił głową. Nachylił się nad moim uchem i owiewając mnie swoim ciepłym, miętowym oddechem, szepnął: - Jeszcze będziesz moją księżniczką, zobaczysz - chuchnął gorącym  powietrzem w moją szyję, a ja mimowolnie zadrżałam. Modliłam się tylko, żeby tego nie zauważył, ale oczywiście na próżno. Widząc moją reakcję, posłał zwycięski uśmiech i puszczając do mnie oko, odszedł. Stałam tam jeszcze chwilę, analizując zaistniałą sytuację. Ale ani trochę jej nie rozumiem. W co on gra? Co chce osiągnąć? Te pytania nie dawały mi spokoju, ale postanowiłam na chwilę obecną odpuścić i iść na lunch. Ludzie zerkali na mnie i szeptali między sobą, na co miałam ochotę krzyknąć im prosto w twarz, żeby się zajęli się sobą. Ale nie zrobię tego, bo znając życie, to tylko pogorszy sytuację. Wzięłam sobie coś do jedzenia i picia i usiadłam do chłopców, którzy żywo o czymś dyskutowali, przesadnie gestykulując. Tylko Andrew wydawał się jakiś nieobecny.
- Hej, Andy. Wszystko w porządku? - spytałam.
Myślał moment zanim odpowiedział. - Chyba się zakochałem - na te słowa reszta zamarła. Patrzyli się to na chłopaka, to na mnie.
- O, stary. Jak bardzo jest dla ciebie niedostępna? - zagwizdał Max i patrzył na niego z lekkim współczuciem. Tylko czego tu współczuć? To raczej normalnie zjawisko, że chłopak zakochuje się w dziewczynie. Prawda ?
- Jest dla mnie tak niedostępna, jak dla ciebie piątka z angielskiego - odpowiedział mu Andrew, podnosząc delikatnie kącik ust. Sam zaczął się śmiać, a Maksowi zrzedła mina.
- Jeszcze kiedyś ją dostanę! Zobaczycie! - wykrzyknął chłopak i wrócił do rozmowy z Samem.
- Chcesz o tym pogadać? spytałam cicho. On z lekkim wahaniem pokiwał głową.
- Po treningu? - szepnął, a tym razem ja kiwnęłam. Jestem bardzo ciekawa, co to jest za dziewczyna. Nie znam Andrew bardzo dobrze, ale zdążyłam zauważyć, że jest pełny energii i wesoły. Lecz również przyjacielski i z dużym poczuciem humoru. Więc jego niepewne zachowanie i brak żartów jest naprawdę dziwne. Do końca lunchu śmialiśmy się z opowieści Max'a z dzieciństwa. Czuję się w ich towarzystwie, tak jakbyśmy byli od dawna zgraną paczką przyjaciół. Wstawałam właśnie ze swojego miejsca, gdy poczułam coś mokrego i zimnego na mojej bluzce. Ludzie, czy ja mam dzisiaj jakiegoś pecha?! Spojrzałam na sprawcę całego zdarzenia i kogo proszę państwa widzę? Tak, dokładnie, to Ruth. Uśmiecha się zadowolona z siebie, a mnie aż nosi. Mam ochotę rzucić się na nią i wyrwać te jej blond kudły.
- Oj, przepraszam, to niechcący - powiedziała z uśmiechem na twarzy i z jadem w głosie.
- Ruth, weź stąd lepiej idź, co? Zatruwasz nam powietrze - warknął Sam. Popatrzyła się na niego i powiedziała tym skrzekliwym głosem: - Sami, nie ładnie mnie tak traktować. Przecież przeprosiłam koleżankę. Nagle jej mimika twarzy diametralnie się zmieniła i zamiast tego wrednego uśmiechu, widniała pokrzywdzona mina. Patrzyła się na coś za mną, więc się odwróciłam. Zobaczyłam Matthew, który patrzył złym wzrokiem na Ruth.
- Mati, oni mnie obrażają - powiedziała łamliwym głosem.
- Skończ - warknął na nią, a ona się skuliła i spuściła wzrok. - Wszystko widziałem.
- Ja...ja nie chciałam - zaczęła się tłumaczyć. Ona serio się go boi? Gdybym była na jej miejscu, nie dałabym tak sobą pomiatać. Pewnie byłoby mi jej żal, gdyby nie to, że moja biała koszulka była mokra i czerwona od porzeczkowego soku.
- Chodź stąd, Vee - powiedział Max i chciał już odejść, ale przeszkodził mu Matthew.
- Nie. Ona idzie teraz ze mną - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi.
- Nigdzie z tobą nie idę - odpowiedziałam pewnie i założyłam ręce na klatce piersiowej. To był błąd, bo lepka koszulka przykleiła się do mojego ciała. No, ale już trudno.
- Pójdziesz.
- Nie, nie pójdę. Za kogo ty się uważasz, żeby mi rozkazywać?! -  on tylko przeklął pod nosem i zarzucił mnie na swoje ramiona. Wpadłam w furię. Uczniowie przyglądali się nam w ciszy. Jedni z rozbawieniem, inni zaś z zaskoczeniem. Ruth i chłopcy patrzyli na to z otwartymi buziami, będąc w totalnym szoku. Kopałam go i biłam pięściami po plecach, ale on zdawał się tego nie zauważać. Kierowałam do niego różne wyzwiska, aż w końcu dostałam w tyłek.
- Albo będziesz grzecznie wisiała albo dostaniesz jeszcze raz - powiedział z rozbawieniem w głosie. Ten człowiek jest bipolarny, czy jak? Minutę temu był wściekły, a teraz na żarty mu się zebrało. I to niby kobiety są nie do zrozumienia.
- Zapomnij - syknęłam. Postawił mnie przed szatnią chłopców, a ja mu posłałam zdezorientowane spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie, to silniejsze ode mnie - mówił, a na jego twarzy widniał arogancki uśmiech. Z całego serca miałam ochotę mu go zetrzeć.
- Nawet nie próbuj - warknęłam. Przewrócił tylko oczami i wziął mnie za rękę, ciągnąc do szatni, w której chłopcy przebierają się na wf. Podszedł do szafki z numerem 69, na co przewróciłam oczami i prychnęłam. Otworzył ją i wyjął z niej czarny T- shirt. Patrzyłam na niego jak na kogoś z innej planety, którym zresztą był.
- Zakładaj - powiedział i wręczył mi koszulkę. - Może być trochę za duża, ale lepsze to niż nic.
- Kpisz sobie? Nie założę twojej koszulki - prychnęłam i odłożyłam ją na ławkę obok.
- Oh, czyli wolisz, żeby każdy facet w tej szkole widział jaki masz stanik? - spytał z wyczuwalną na kilometr ironią, a ja spojrzałam na siebie. I faktycznie, przez ten nieszczęsny sok prześwitywała mi bluzka. Byłam wściekła. Na Ruth, Matt'a i siebie. Wzięłam bluzkę i znacząco spojrzałam na chłopaka.
- Oj, przestań. Przecież i tak wiem jaki masz stanik. Poza tym to nie tak, że nie widziałem nago dziewczyny - powiedział z rozbawieniem. Ale byłam nieugięta. Matthew westchnął i wyszedł z szatni. Zdjęłam swoją bluzkę, wycierając nią trochę ciało i tak już jest brudna. Nic gorszego dzisiaj jej nie spotka. Włożyłam T-shirt. Był trochę za duży, ale nie aż tak. Ogarnął mnie jego cudowny zapach, którym się zaciągnęłam. Bluzka pachniała jakimiś perfumami i jakby czekoladą? Uśmiechnęłam się i zobaczyłam w drzwiach chłopaka.
- Miałeś wyjść! - krzyknęłam i rzuciłam w niego moją mokrą koszulką. Zwinnie ją złapał. - I co się szczerzysz, jak mysz do sera? - spytałam, a on pokręcił głową nadal się uśmiechając. I nagle zdałam sobie sprawę, że właśnie trwa biologia. Przeklęłam w myślach i ruszyłam biegiem do wyjścia.  Matthew złapał mnie za rękę i powiedział: - A, gdzie słowo ,,dziękuję"?
- Dziękuję - powiedziałam i szybko go wyminęłam. Coś jeszcze mówił, ale już nie słyszałam co konkretnie. Weszłam zdyszana na lekcję i przeprosiłam za spóźnienie. Nauczycielka tylko machnęła ręką i siedziała przy laptopie. Rozejrzałam się po klasie i zmierzyłam do ostatniej ławki.  Poczułam wibracje telefonu.
Nieznany:
Do twarzy ci w mojej bluzce.
M.
Ja:
Skąd masz mój numer ?!
Odpisałam, po czym zmieniłam nazwę na Anonim.
Anonim:
Jeśli czegoś bardzo chcę, moja droga Venus, to zawsze to dostaję, zapamiętaj.
Schowałam telefon i skupiłam się na lekcji.
Zostawiłam niepotrzebne książki w szafce, a te potrzebne włożyłam do torby. Założyłam jeszcze moją ulubioną skórzaną kurtkę i ruszyłam na boisko, które znajdowało się za szkołą. Było chłodno i zanosiło się na deszcz. Nie chciałam za bardzo siedzieć na trybunach i marznąć, ale powiedziałam chłopcom, że będę, więc słowa dotrzymam. Usiadłam na trybunach i czekałam na wyjście drużyny z szatni. Po kilku minutach wyszli, a Max, Andrew, Sam i Mike zaczęli do mnie machać i krzyczeć. Pokręciłam głową i zaśmiałam się lekko, bo naprawdę byli zabawni. Wyszedł też Matthew, który nie spuszczał ze mnie wzroku dopóki trener nie zarządził zbiórki i kazał się im rozgrzewać. Siedziałam i oglądałam mecz, kiedy małe krople deszczu zaczęły spadać na ziemię. Trener zadecydował, że na dzisiaj wystarczy treningu i chłopcy się rozeszli. Czekałam na moich znajomych, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a numer pani Rivert sprawił, że pobladłam. Wystraszyłam się i trzęsącą się ręką nacisnęłam zieloną słuchawkę. Kątem oka dostrzegłam ruch przy wyjściu, ale nie zwracałam na to uwagi.
- Pani Rivert? Czy coś się stało? - spytałam drżącym głosem. Chłopcy stanęli obok mnie.
- Przepraszam, że cię niepokoję, ale Amy płacze i nie chce wyjść. Mówi, że to zrobi pod warunkiem, że ty przyjdziesz - powiedziała zatroskanym głosem.
- Postaram się być jak najszybciej. Gdzie ona w ogóle jest?
- W szkolnej łazience. Nie mam pojęcia co się stało.
- Spokojnie. Za niedługo będę - powiedziałam i rozłączyłam się. Zauważyłam, że chłopcy oddalili się i rozmawiają z jakimiś dziewczynami. Chciałabym poprosić ich o podwiezienie, ale wolałabym im nie przeszkadzać. Usłyszałam za sobą chrząknięcie, więc się odwróciłam.
- Słyszałem, że chyba potrzebujesz podwózki - powiedział Matthew beznamiętnym tonem. Mówiłam, że jest bipolarny...
- Nie trzeba - odpowiedziałam i chciałam iść, ale on znowu mi to uniemożliwił.
- Nie wygłupiaj się i chodź - bez ostrzeżenia złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego czarnego samochodu. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i znacząco na mnie spojrzał. Przewróciłam oczami i wsiadłam na miejsce. Matthew okrążył samochód i zrobił to samo co ja.
- To dokąd cię zawieźć? - spytał, odpalając pojazd i ruszając z piskiem opon z parkingu szkoły.
- Do New York City Ballet -powiedziałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tańczysz ?
- Ja nie. Ale moja siostra tak - odpowiedziałam, podziwiając widoki za oknem. Deszcz padał coraz bardziej, zamazując świat wokoło.
- Nie wiedziałem, że masz siostrę.
- Oczywiście, że nie. W ogóle mnie nie znasz -  powiedziałam, a w samochodzie nastała krępująca cisza. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Chłopak zaparkował na już pustym parkingu.
- Dziękuję. Za podwózkę i za koszulkę - powiedziałam i sięgnęłam po klamkę, kiedy Matt się odezwał: - Zaczekam tu na was.
- Nie ma potrzeby ja...- nie dokończyłam, ponieważ mi przerwał.
- Zaczekam - skinęłam głową i otworzyłam drzwi. Szybko pobiegłam do środka, szukając łazienki. Nie byłam tu jeszcze, więc trochę zajęło mi znalezienie jej, ale w końcu się udało. Weszłam i zobaczyłam panią Rivert, która pukała w drzwi jednej z kabin.
- Już jestem - powiedziałam zdyszana.
- To dobrze. Naprawdę nie mam pojęcia, co jest nie tak. Przepraszam, ale poradzisz sobie jeśli będę musiała pójść? Dostałam telefon od siostry, że jest chora i potrzebuje pomocy.
- Tak, damy sobie radę. Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedziała i wyszła. Natomiast ja podeszłam do drzwi i delikatnie w nie zastukałam.
- Amy, aniołku. Wyjdź i powiedz mi co się stało - mówiłam spokojnym głosem.
- Nie ma tam nikogo? - spytała łamiącym się głosem.
- Jestem tylko ja. Chodź - moja siostra wyszła, a ja zobaczyłam jej czerwoną, zapłakaną twarz. Koczek był rozwalony, a ubrania wygięte.
- Kochanie, co się stało? - spytałam i wzięłam ją w ramiona. Zaczęła wypłakiwać mi się w bluzkę Matt'a.
- To nie jest twoja koszulka - załkała i przyjrzała mi się.
- Lepiej nie zmieniaj tematu. Powiedz mi co się stało.
- Takie dziewczyny śmiały się ze mnie, bo dowiedziały się, że nasz tata nas zostawił. Znaczy rozmawiałyśmy i się wygadałam i wtedy one... - wtedy rozpłakała się na dobre, a ja nie mogłam się powstrzymać i kilka łez również popłynęło z moich oczu, tyle że były to łzy wściekłości.
- Proszę cię, nie płacz. Masz mnie i mamę. Zawsze możesz na nas liczyć. Bardzo cię kocham, tak samo jak mama - mówiłam, jednocześnie wycierając jej łzy. - Chodź, aniołku, pojedziemy do domu.
- Dobrze - wzięłam ją za rękę, a w drugą wzięłam jej plecak. Wyszłyśmy na parking, gdzie czekał na nas Matthew. Szczerze mówiąc myślałam, że pojechał.
- Kto to? - spytała Amy, widząc jak idziemy w stronę samochodu chłopaka.
- Kolega. Był tak uprzejmy, że nas podrzuci.
- Jak wyglądam? - zaczęła poprawiać się moja siostra, a ja się zaśmiałam.
- Cudownie, jak zawsze zresztą - powiedziałam z rozbawieniem.
Matthew wyszedł z samochodu.
- Cześć, jestem Matthew, a ty? - przedstawił się, podając mojej siostrze rękę i posyłając uśmiech.
- Jestem Amanda - powiedziała zawstydzona i usiadła z tyłu. 
- Nawet moją siostrę musisz omamić? - pokręciłam zrezygnowana głową i również usiadłam. Tym razem z tyłu. Podałam chłopakowi adres, a ten ruszył z parkingu.
Amy położyła głowę na moim ramieniu, a ja ją przytulałam i głaskałam.
- Zanucisz mi coś? - szepnęła Am. Kiwnęłam głową i zaczęłam cicho nucić piosenkę. Widziałam jak Matthew patrzy na nas w lusterku. Był straszny korek, więc aktualnie staliśmy wśród setki samochodów. Moja siostra zasnęła mi na ramieniu zmęczona płaczem. Byłam wściekła na ojca. Miałam ochotę się rozpłakać ze złości. To wszystko jego wina! Nie zauważyłam, kiedy byliśmy już pod domem.
- Dziękuję. Jestem ci naprawdę wdzięczna - powiedziałam i ze śpiącą Amy na rękach, wyszłam z samochodu.
- Venus, czekaj.
- Tak? - odwróciłam się do niego.
- Pomóc ci?
- Nie, dzięki. Poradzę sobie - uniosłam kącik ust do góry.
- Do jutra, księżniczko - puścił mi oko i wsiadł do samochodu. Otworzyłam drzwi i weszłam po cichu do domu. Usłyszałam jak Matthew odjeżdża i udałam się do pokoju Am. Ułożyłam ją delikatnie na łózku, przykrywając kołdrą. Dałam buziaka w czoło i wyszłam. Zeszłam na dół i postanowiłam, że zrobię obiad.
Godzinę później, wyjmowałam zapiekankę z piekarnika, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a w drzwiach zobaczyłam dziadków.
- Witaj, kochanie. O, a co tak pięknie pachnie? - przywitała się babcia, całując mnie w oba policzki. To samo zrobił dziadek i weszli do kuchni. Potem zeszła Am, która wyglądała lepiej. Prosiła mnie, żebym nikomu o tym nie mówiła, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. Mama wróciła wcześniej niż planowała, więc wszyscy razem spędziliśmy ten wieczór. Kiedy leżałam już w łóżku, doszłam do wniosku, że powinnam trzymać się jak najdalej od Matt'a. Popisałam z chłopakami i wytłumaczyłam, że musiałam szybko jechać po siostrę. Oczywiście zrozumieli. Martwi mnie jednak to, że Em nie odezwała się do mnie przez cały dzień. Była już północ, więc stwierdziłam, że może już śpi. Zadzwonię do niej jutro. Postanowiłam też, że dowiem się, kto dokucza moje siostrze. Nie pozwolę, żeby płakała przez kogokolwiek. 
***
I jak wam się podoba kochani ? ☺️
Nie mam pojęcia, kiedy napiszę następny, ale postaram się jak najszybciej.
Miłego wieczoru 😘

Irena.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now