|04| „Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca"

14 5 0
                                    

Liv okazała się najbardziej energiczną, radosną istotą, jaką kiedykolwiek miał okazję poznać. Mówiła dużo i szybko, wyrzucając z siebie kolejne słowa z prędkością karabinu maszynowego i nie sprawiając wrażenia zrażonej tym, że chwilami ledwo mógł za nią nadążyć. Najbardziej szokujące dla Damiena okazało się to, że wydawała się chcieć rozmawiać o wszystkim, nawet na najbardziej błahe tematy, całkowicie obojętna na to, że praktycznie się nie znali. „Co z tego, skoro możemy się poznać?" – komunikowała całą sobą i, cholera, to jak najbardziej mu się podobało.

Kiedy tylko znaleźli się poza domem, zaczęła zachwycać się słońcem wystawiając twarz ku ciepłym promieniom i zachowując się trochę jak dziecko, które czerpie dziką przyjemność z możliwości obcowania z naturą. Obserwował ją z uwagą, czując się trochę jak we śnie, chociaż tym razem miał do czynienia z czymś zgoła odmiennym niż koszmar, którego doświadczył chwilę wcześniej. Gdzieś w pamięci wciąż majaczyło wspomnienie długiej, bezsensownej wędrówki przez las, ale to zeszło na dalszy plan, z wolna blaknąc i stając się dla Damiena czymś pozbawionym najmniejszego chociażby znaczenia.

Nie był zaskoczony tym, że jego towarzyszka dobrze znała miasteczko. Choć aż tryskała energią, zdołała przeciągnąć wspólny spacer, spokojnie idąc u jego boku, a w którymś momencie najzwyczajniej w świecie biorąc go za rękę. W pierwszym odruchu spojrzał na ich splecione dłonie w oszołomieniu, by po chwili zaskoczyć samego siebie tym, że wcale nie chciał jej puszczać. Kiedy go dotykała, to było niczym zetknięcie z prądem – przyjemne impulsy, które raz po raz przenikały jego ciało, sprawiając, że czuł się w równym stopniu oszołomiony, co i zachwycony. To było tak, jakby po długich poszukiwaniach odnalazł to, co utracił – czy też raczej tę, której nade wszystko potrzebował.

Dlaczego mam wrażenie, że cię znam?, pomyślał w oszołomieniu, coraz bardziej wytrącony z równowagi. Kątem oka obserwował Liv, która radośnie trajkotała na temat tego, jak bardzo lubiła lato. Nie irytowało go to ani trochę, tym bardziej, że sam o wiele entuzjastyczniej podchodził do tej pory roku. Zimą, kiedy świat wydawał się być bardziej ponury i mniej przychylny ludziom, zwykle działy się złe rzeczy. Kto jak kto, ale on wiedział o tym doskonale, chociaż gdyby ją o tym poinformował, najpewniej uciekłaby równie szybko, co i się pojawiła. Wiedział, że kłamstwa w jakiejkolwiek kwestii nie są najlepszym pomysłem, ale bywały sytuacje, w których pominięcie pewnych rzeczy albo zapomnienie wydawały się najlepszym, czego można by doświadczyć.

Uświadomił sobie, że nie chce stracić Liv. Zrozumiał to już w chwili, w której po otwarciu drzwi zobaczył ją w progu swojego domu, a może już wcześniej, kiedy szła ulicą, a on obserwował ją jak urzeczony. To nie jest możliwe, myślał raz po raz, ale choć zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że wszystko dzieje się zbyt szybko, a on nie miał prawa czuć do niej czegokolwiek, zwłaszcza tak głębokich uczuć jak te, które cisnęły mu się na usta. Czuł, że nic nie było takie, jakie powinno – dokładnie jak we śnie, chociaż nie potrafił stwierdzić czy w dobrym, czy może kolejnym koszmarze – ale z jakiegoś powodu nie potrafił się tym należycie przejąć. Nie rozumiał niczego, jednak pomimo tego zamierzał w tym trwać, cierpliwie czekając i pozwalając na to, żeby kolejne wydarzenia miały miejsce w swoim tempie – dokądkolwiek by nie prowadziły, niezależnie od możliwych konsekwencji.

– Chodźmy tutaj – zadecydowała Liv, skinieniem głowy wskazując na jeden ze znajdujących się po drugiej stronie ulicy budynków. – Lubię to miejsce. Poza tym znam właścicielkę – dodała z olśniewającym uśmiechem.

Nie protestował, w zamian odwzajemniając gest. Nie mógł się powstrzymać, tym bardziej, że pomimo oszołomienia, które wzbudzało w nim zachowanie Liv, dziewczyna bez większego wysiłku okazała się zdolna do tego, żeby poprawić mu humor. Nie wyobrażał sobie tego, że istniała jakakolwiek osoba odporna na jej charakter – na to, jaka była, czy może raczej wydawała się być. Gdyby miał opisać ją w kilku zaledwie słowach, wystarczyłyby mu dwa: żywy płomień; i to nie tylko przez wzgląd na rzucające się w oczy włosy, ale przede wszystkim charakter, który niezmiennie go zachwycał. Wystarczyła mu jedna rozmowa, żeby to zrozumieć i w pełni zaakceptować.

HER FINAL DESTINATIONWhere stories live. Discover now