7. Zostań przy mnie...

2.9K 224 340
                                    

***

Wraz z końcem roku na drogach panował dość duży ruch, spowodowany koniecznością zamknięcia jeszcze przed Sylwestrem wszystkich spraw mniej lub bardziej biznesowych. I choć nie można było mówić o korkach, to ze względu na nieciekawe warunki atmosferyczne, a dokładnie prószący śnieg oraz gołoledź, droga dłużyła się wszystkim jadącym bardziej niż zwykle. Lecz o ile Mari raz po raz cmokała z niezadowoleniem, psiocząc na co mniej rezolutnych kierowców, o tyle pozostałym pasażerom minivana taki powolny stan rzeczy zupełnie nie przeszkadzał. W trakcie gdy z samochodowego odtwarzacza cicho sączyła się melodia "Partizan Hope", pochodząca z nagranej przez Minako płyty, siedzący na tyle łyżwiarze posapywali w zgodnym, choć nieco przesuniętym w fazie rytmie. Dla nich liczyła się spokojna podróż przez morze wyobraźni oraz ciepło drugiej osoby, wyczuwane podświadomie przez stęsknione ciało.

Po długich czterdziestu minutach biały dostawczak wreszcie zajechał na posesję Yu-topii, zatrzymując się tuż przed głównym wejściem do zajazdu. Kiedy tylko silnik zgasł, Mari zaciągnęła hamulec ręczny, po czym odpięła pasy, szykując się do wysiadki z auta.

W tym samym czasie mechaniczny chrobot oraz brak usypiającego kołysania zaalarmował drzemiącego Viktora. Drgnął on przez sen i powoli otworzył oczy, czując, że o jego ramię opiera się jakiś inny człowiek. Rosjanin uniósł dłoń i pomasował nasadę nosa, by odgonić resztki jet-lagowego zmęczenia. Pewnie... Jakiś pasażer... Zaraz, zaraz... Czy to był jeszcze samolot z Jekaterynburga, czy już z Seulu...? W końcu Viktor ziewnął przeciągle, ocierając łzy z rzęs, po czym zerknął w lewo, aby uprzejmie poprosić sąsiada, aby ten się przesunął, bo zaczynało mu drętwieć ramię - i wtedy serce Nikiforova niemal wyskoczyło mu z piersi. Zamiast samolotowego okna zobaczył samochodową szybę wraz z rozciągającą się za nią panoramą Yu-topii, a obok niego zamiast przypadkowego nieznajomego spoczywał równomiernie oddychający... Yuuri.

Viktor zamrugał niepewnie, starając się wyryć w pamięci oszałamiający obraz. Rozluźnione brwi, nieznaczny uśmiech błąkający się na różowych ustach oraz brak okularów nadawały śpiącemu Japończykowi blasku czystej niewinności. Poza tym czerń rzęs tak urokliwie kontrastowała z barwą policzka, zaczerwienionego od pracującego w samochodzie ogrzewania, że łyżwiarz wyglądał jak istna piękność. Jakby Eros zmienił się w niewinną, pełną czaru Psyche. Rosjanin wyciągnął dłoń, by dotknąć rozwichrzonych w artystycznym nieładzie włosów. Były miękkie, gęste i całkowicie prawdziwe.

Ach, no tak. Wrócił. Naprawdę wrócił.

- Yuuri - szepnął Viktor, głaskając czuprynę ukochanego. Po chwili kontemplowania uroczego widoku złożył na grzywce czuły pocałunek, po czym lekko potrząsnął przedramię Japończyka. - Yuuri. Jesteśmy na miejscu.

- Co... Co? - Wyrwany ze snu Katsuki zamrugał, a kiedy zerknął w górę, jakieś dziesięć centymetrów od siebie napotkał uśmiech w kształcie serca. - Viktor!

- Dzień dobry, Śpiąca Królewno - przywitał się Rosjanin, muskając włosy Yuuriego po raz ostatni. Potem wycofał się i spojrzał na narzeczonego z taką radością w oczach, jakby naprawdę obudzili się w pięciogwiazdkowym hotelu na Seszelach, a nie w wysłużonym, dość niewygodnym dla pasażerów aucie. - Czy sprawdziłem się jako poduszka?

- Tak... pierwszorzędnie. Aż mnie łamie w karku - odpowiedział znacznie mniej romantycznie Yuuri, poklepując się po kurtce w poszukiwaniu okularów. Kiedy wsunął je na nos, rozejrzał się dookoła. - Naprawdę już jesteśmy?

- Tak, już. A teraz zmiatajcie - rzuciła Mari z zewnątrz, kiedy otworzyła klapę bagażnika. - Będę musiała wywietrzyć auto po tych waszych akcjach specjalnej troski.

Dystans, który nas łączyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz