4. Tam, gdzie jestem samotny

3.3K 245 238
                                    



***

Kawałek globu dalej miłość przy współudziale apatii zbierała wcale ładne żniwo w postaci worków pod oczami oraz długich, pełnych nostalgii westchnień.

Yuuri - ten sam Yuuri, który z pobudkami miał więcej niż problem, nie, one były jego piętą Achillesową, jego ostatecznym bossem, osobistą apokalipsą - o godzinie 5:40 już nie spał. Nie była to jednak ani zasługa Mistrzostw Japonii, bo te odbywały się dopiero za trzy dni, ani też żadnego skutecznego budzika. Yuuri nie mógł już spać, ponieważ wiedział, że nadchodziła rzadka okazja do porozmawiania z Viktorem.

Po wyjeździe ukochanego do Petersburga zegar biologiczny Katsukiego dość nagle i boleśnie zaczął odczuwać rozłąkę, serwując mu na dzień dobry problemy ze snem, zespół niespokojnych nóg, syndrom suchych oczu... A nawet lekkie omamy, szczególnie gdy wpadający na jakiś pomysł Japończyk robił dwa kroki w stronę sąsiedniego pokoju i już-już otwierał usta, żeby zawołać "Viktor!", kiedy uświadamiał sobie, że jego tutaj nie było. Wtedy Yuuri zatrzymywał się w rozkroku i stał tak, rozczarowany, zagubiony w sypialni cztery na trzy metry, dopóki nie odnajdywał go Makkachin i wilgotnym nosem nie smyrał po dłoni, sprowadzając człowieka z powrotem na ziemię. Nie pierwszy raz łyżwiarz odczuwał dysonans ze światem, ale po raz pierwszy umiał go nazwać po imieniu. Tęsknił. Jak cholera. Jak jasna, bolesna cholera.

Właśnie dlatego Yuuri, chociaż miał święte prawo odpoczywać przed intensywnym dniem wypełnionym ćwiczeniami z Nishigorim, o absurdalnej godzinie 5:42 nie mógł zmrużyć oka. Przewracał się z boku na bok, nie wiedząc czy to już dobra pora żeby założyć okulary, czy jeszcze zdrzemnąć się choć na chwilkę. Nie chciał wyglądać przed Viktorem-trenerem jak pierwszorzędnie naćpany zawodnik. A Viktorowi-narzeczonemu nie chciał pokazać, jak niesamowicie było mu smutno.

I jak bardzo pożerał go lęk.

To, że denerwował się przed zawodami, nie stanowiło w sumie żadnej nowości. W końcu ten przykry stan towarzyszył mu właściwie przez większość życia, tak jak istniało brzydkie znamię lub krzywo wrastający paznokieć. Ale ostatnio strach wydawał się inny, jakby... bardziej dojmujący. Zabierał wszystkie siły i oplatał go od wewnątrz, poczynając od kruchego, szklanego serca. Powód mógł być tylko jeden - tak bolała samotność i to tylko tego rodzaju, jaką człowiek odkrywał dopiero po tym, gdy raz zasmakował bliskości. Od kiedy nie miał przy sobie ukochanego, Yuuriemu nagle zaczęło się zdawać się, że ostatni rok był tylko pięknym, bezsensownym snem. Im bardziej kochał Viktora, tym bardziej bał się go stracić. Pustka pozostawiona przez tak wielkie uczucie wydawała się niewyobrażalna już od samego myślenia, a co dopiero poradzenia sobie z nią.

Po wykonaniu na materacu chyba piętnastego z kolei piruetu Yuuri stwierdził, że żadnych punktów za te ewolucje raczej nie dostanie, a gdyby jakimś cudem miał zasnąć podczas równie intensywnego wiercenia się, to musiałby chyba cierpieć na ciężką odmianę narkolepsji. Po kolejnej minucie bezsensownego szamotania się w wygniecionej pościeli wreszcie odrzucił kołdrę z nóg. Katsuki wstał, złapał nieodłączną na czas separacji komórkę, po czym podreptał w jedyne miejsce, gdzie odnajdywał choć namiastkę spokoju. Do pokoju Viktora.

Wyszedł na korytarz, zrobił cztery solidne, zdecydowane kroki, po czym złapał za ramę i rozsunął tradycyjne japońskie drzwi na oścież. Dziwił się, że Viktor nigdy się na to nie skarżył - w końcu nie miał przez to absolutnie żadnej prywatności. Ale pewnie nigdy nie chciał mieć. Viktor cały czas w duchu liczył, że spragniony ciepła Yuuri kiedyś niepostrzeżenie wśliźnie się do sypialni, położy się obok niego i wtuli w chętną, wiecznie nagą i gotową na pieszczoty pierś. Przeliczył się. Och, jak bardzo się przeliczył... Po dziewięciomiesięcznej bitwie na przetrzymanie to Nikiforov na dwie noce skończył w łóżku Katsukiego, a szerokie rosyjskie łoże ostatecznie nigdy nie doczekało się dwójki ludzkich lokatorów.

Dystans, który nas łączyWhere stories live. Discover now