Rozdział 14

66 4 1
                                    

† 14 †

*Caleb*

Koszmar minął. Nigdy wcześniej nie czułem takiego bólu. Poprawka. Czułem. Kiedy Caroline mnie zostawiła, ale nie lubiłem o tym myśleć.
Przetarłem oczy i spojrzałem na nią.
- Dziękuję - wyszeptałem.
Uśmiechnęła się do mnie troskliwie.
Teraz pozostało mi tylko nauczyć się jak pozbyć się moich wielkich czarnych skrzydeł.
- Caroline... Ja nie chcę żebyś była Aniołem Śmierci.
- Co? Czemu? - zbladła.
- Nie chcę abyś cierpiała.
- Caleb, przestań. Pokazałeś mi, że da się do przeżyć. Byłeś silny i ja też będę.
- Ale to bolało.
- Wiem, ale i tak się nie zniechęcę.
- Uparta jesteś, a jaka przy tym seksowna...
Zachichotała.
- Muszę się ich jak najszybciej pozbyć - warknąłem.
- Sprawdzę, kiedy jest najbliższe spotkanie, gdzie się tego nauczysz - rzuciła Car i poszła do sypialni.
Wstałem powoli i próbowałem podejść do schodów, ale nagle skrzydła zaczęły się ruszać i mimowolnie uniosłem się do góry. Nieźle.
Caroline weszła na schody. Zobaczyła mnie, zachłysnęła się powietrzem i upuściła telefon.
- Caleb, czy Ty... Ja pierdolę.
Zacząłem się śmiać i spadłem na podłogę.
Car pomogła mi się podnieść i poszła do kuchni.
- Auć...
- Punkt pierwszy: Nie śmiać się podczas latania - uśmiechnęła się i wyjęła z lodówki jogurt. Sięgając po łyżkę kontynuowała - Najbliższe spotkanie jest za trzy godziny.
- No dobra. Na razie spróbuję na własną rękę.
Muszę się skupić. Mają zniknąć. Mają się schować. Skrzydła mają się schować.
Stałem prosto z zamkniętymi oczami.
Skrzydła mają zniknąć.
Poczułem lekki ból, po czym przejrzałem się w lustrze. Prawie się udało, ale dalej nie dam już rady... To strasznie mnie zmęczyło. Dziwne.
Usiadłem na kanapie i momentalnie skrzydła z powrotem zrobiły się wielkie.
Westchnąłem ciężko i oparłem się o nie.
- To dopiero dziesięć minut i już ich nie lubisz? - Caroline usiadła obok mnie.
- Od początku ich nie lubiłem. Przypominają mi, że nie jestem normalny.
Car przysunęła się do mnie.
- Caleb, proszę, trochę optymizmu.
Położyła głowę na moim ramieniu.
Muszę wytrzymać dwie godziny.
Może nie będzie tak źle.
- Postaram się - mruknąłem.
Car przewróciła zalotnie oczami i zachichotała.

*Caroline*

Caleb pojechał na "warsztaty", a ja zostałam sama.
- Carmel!
Pies przybiegł do mnie i wskoczył na moje kolana.
- Zostaliśmy sami, wiesz? - głaskałam go delikatnie - Może się przejdziemy, co? Chyba masz już dość sikania na nasz dywan - zaśmiałam się.
Carmel zaskoczył z moich kolan i podbiegł do wieszaka, na którym wisiała smycz. Zapięłam ją dokładnie, ubrałam bluzę i wyszłam.
Biegałam z nim dobre dwie godziny aż w końcu w dwójkę byliśmy strasznie zmęczeni.

Kiedy wróciłam do domu i oswobodziłam Carmel'a ze smyczy z szelkami usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

Court: Ty. Ja. Jutro. Zakupy?

Ja: Ty. Ja. Jutro. Zakupy.

Court: Przyjadę po Ciebie około 13, okej?

Ja: Okej, do jutra x

Court: Do jutra xx

Odłożyłam telefon i wyszłam do ogrodu.
Włączyłam zraszacze aby podlać wszystkie rośliny, a potem położyłam się na leżaku i obserwowałam otaczające mnie góry.

- Caroline, gdzie jesteś? - usłyszałam. Nadal leżałam w ogrodzie. Kiedy zasnęłam?
Przetarłam oczy i powoli się podniosłam.
- W ogrodzie - mruknęłam sennie.
- Spałaś? - zapytał Caleb z uśmiechem na twarzy.
- Chciałam po prostu poleżeć, ale zasnęłam - obdarzyłam go zmęczonym spojrzeniem i kolejny raz przetarłam oczy - O kurczę... Ty nie masz skrzydeł - ziewnęłam.
Zaśmiał się.
- Udało mi się, nawet nie sądziłem, że to może być takie proste - oparł się o framugę drzwi.
- Cieszę się - burknęłam, chociaż starałam się powiedzieć to radosnym tonem - przepraszam... Jakoś mnie... Znużyło...- przeciągnęłam się.
- Nie dziwię się, jest prawie północ.
- Naprawdę? To ja pójdę się położyć... - przeszłam przez drzwi omijając Caleb'a.
- Zaraz do Ciebie przyjdę - rzucił do mnie.
Pokiwałam głową i weszłam po schodach do sypialni.
Zsunęłam z nóg pończochy i położyłam się do łóżka.
Przytulona do poduszek czekałam na ukochanego.
- Jestem - wszedł do sypialni, w samych bokserkach i wilgotnych włosach.
Położył się obok mnie, a ja wtuliłam się w jego tors.
- Car, jak się tutaj czujesz?
Najpierw sama się zastanowiłam aby odpowiedzieć w stu procentach szczerze.
- Czuję się szczęśliwa. Staram się nie myśleć o Christianie i cieszyć się nami - przejechałam palcem wskazującym po jego mięśniach.
Uśmiechnął się, a potem złapał mój podbródek w dwa palce i skierował moją twarz tak abym spojrzała mu prosto w oczy.
Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze i szepnął:
- Kocham Cię, Caroline.
- Ja Ciebie też, Caleb.
Złożył delikatny pocałunek na moim czole i wplótł dłoń w moje włosy.
                            ★★★
- Courtney już przyjechała, wychodzę! - krzyknęłam ubierając czarne baleriny.
- Baw się dobrze, kochanie - Caleb zbiegł z góry i podszedł do mnie.
Cmoknęłam go w policzek i wyszłam.
Court czekała w samochodzie na naszym podjeździe.
- Cześć kochana! - zawołała, kiedy wsiadłam do samochodu.
- Cześć, cześć - uścisnęłam ją.
- Do "Only Clothes"? - spytała odpalając samochód.
- Tak - uśmiechnęłam się zadziornie - a później pojedziemy po prezent urodzinowy dla Caleb'a.
- Okej - powiedziała podekscytowana.

Darkness Love [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz