Rozdział 7

52 12 2
                                    

† 7 †

- Co się z nim stało? - myślała Caroline - Co mu odbiło?! Myślał, że uwierzę w jakieś bajki o demonach? Idiota.

Krążyła między ulicami nie mając gdzie się podziać. Ani myślała o powrocie do "rodziców", a w pobliżu nie mieszkał nikt znajomy.
W takim razie musiała spać w lesie.

Wyjęła z torby koc, który rozłożyła na ziemi, pod starym dębem, ubrała ciepłą kangurkę i okryła nogi kurtką. Jako poduszki użyła torby. Na początku było jej nie wygodnie, jednak w końcu udało jej się zasnąć. Miała szczęście, że była to jedna z cieplejszych nocy w Seattle.
                          ★★★
Caroline obudził śpiew ptaków. Przetarła oczy i zobaczyła, że jest przykryta grubym kocem i leży na prawdziwej poduszce.
W torbie, która leżała obok, Car zauważyła talerz ze śniadaniem i liścik:

"Caroline. Fakt, że mnie zostawiłaś nie oznacza, że ja zostawiłem Ciebie. Błagam - przemyśl to jeszcze. Martwię się o Ciebie i o to, że musisz spać w lesie. Gdybym był bardziej nachalny zaniósł bym Cię z powrotem do domu - na twarz Caroline wstąpił uśmiech, jednak od razu zacisnęła zęby i zniknął - Nawet nie wiesz jak ciężko było mi patrzeć na Ciebie taką bezbronną, zmarzniętą, samą.

I mam nadzieję, że moje śniadanie będzie Ci smakować.

                            Kocham Cię, Caleb"

Po policzku Car popłynęła łza - dobry z niego demon - pomyślała i od razu się za to skarciła. Nie tknęła jego śniadania mimo, że pachniało i wyglądało znakomicie. Sięgnęła tylko po orzechy, które wrzuciła do torby, kiedy postanowiła uciec od "rodziców".
                           ★★★
Dzień bez Caleb'a był dla Caroline bardzo szary, smutny i niemiłosiernie się dłużył.
Kiedy nareszcie zaczęło się ściemniać Car położyła się i przykryła ciepłym kocem, który dostała. Jednak nie spała długo, jedynie trzy godziny. Znużona oparła się o drzewo i patrzyła przed siebie. Nagle usłyszała kroki. Wiedziała kto to, ale nie odwróciła wzroku.
Caleb, któremu łzy wypływały z wewnętrznych kącików oczu kropla po kropli, niósł talerz ze świeżym śniadaniem. Zobaczył nie tknięte poprzednie i jego serce ścisnął żal. Wymienił naczynia nie odzywając się do Caroline. Patrzył na nią tylko przez chwilę, a potem wychodząc z lasu rzucił talerzem rozbijając go o drzewo i przeklnął.
Dziewczyna upewniła się, że poszedł i obejrzała danie. Obok tosta francuskiego leżała poskładana na kilka razy kartka papieru z kolejnym listem:

"Dzień dobry, Caroline. Smacznego. O ile zjesz to co dla Ciebie przygotowałem, bo ja na razie nic nie jem. Możesz mi odpisać z drugiej strony (dołączyłem długopis wczoraj, jest w torbie), czy myślałaś nad tym co Ci mówiłem i czy kiedy się ze mną kłóciłaś i zaczęłaś się pakować przypomniałaś sobie moje słowa, tak jak Cię prosiłem?
                                                  Caleb."

Caroline sięgnęła po tosta i wzięła dwa kęsy. Potem wyjęła długopis z torby i odpisała:

"Caleb. Zaczynam w to wierzyć, jednak nie wiem, czy się na to piszę. Świat zmarłych?
I nie, nie przypomniałam sobie tych słów. Przepraszam.     
                                              Caroline"                   

Złożyła kartkę i odłożyła ją na talerz. Sięgnęła po telefon i przez jakiś czas pisała z koleżanką z klasy, Emmą.
Caroline poczuła potrzebę aby opowiedzieć jej o wszystkim i wyżalić się, jednak wiedziała, że wszystko musi zatrzymać dla siebie.
Wcześniej mogła zwierzać się Caleb'owi, a teraz, kiedy się rozstali została sama. I Caleb też. Car poczuła nieprzyjemny uścisk w środku. Bolało ją to, że złamała mu serce i go zostawiła. Mimo, że znali się tak krótko, nie jedni mogli by im pozazdrościć idealnej relacji. Wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Caroline zastanawiała się jak to możliwe, że pokochała szczerze faceta, którego znała miesiąc. Jednak niczego nie żałowała. To były najlepsze dni w jej życiu. Nie wiedziała jak może mu za to podziękować. Może wybaczając mu i okazując zaufanie? Chętnie wróciłaby do jego ciepłych uścisków i wygodnego łóżka.
- Cholera, już za nim tęsknię - szepnęła. Jednak postanowiła poczekać jeszcze chwilę i jeszcze raz wszystko przemyśleć.
Brała pod uwagę wszystko.
Jest demonem. Teoretycznie może jej coś zrobić, ale przecież mu ufa, a Caleb'owi zawsze bardzo zależało na bezpieczeństwie ukochanej.
A świat zmarłych?
Już nigdy nie mogłaby go opuścić. Tak naprawdę nie miała na tym świecie już nikogo oprócz Caleb'a, który trafi za kilka dni tam trafi. Nie zostanie jej wtedy nikt. Teoretycznie była to prosta decyzja, ale Caroline bała się jak tam będzie. Wyobrażała sobie mroczny świat, otoczony wielkim cmentarzem. Nigdy nie świeciłoby tam słońce, każdy chodziłby przygnębiony. Nie marzyła o życiu w takim świecie, ale Caleb nie dawał jej wyboru. Chciała być gdzieś w ciepłych krajach, gdzie ludzie są życzliwi, otwarci i imprezują. Czuła, że aby się podnieść potrzebuje właśnie tego.
Czekała ją teraz bardzo ważna dezycja:
Czy zostawić kochanka i wyjechać samotnie w ciepłe kraje, skończyć tam szkołę i znaleźć pracę czy poświęcić się i zostawić dotychczasowe życie dla Caleb'a, który zabierze ją do swojego Świata Zmarłych? Coś podpowiadało jej aby zaryzykować, bo już nigdy nie poczuje się tak samo w żadnych ramionach. Już nigdy nie zasmakuje takich samych ust. Nigdy nie zobaczy takiego samego uśmiechu.
Później coś w niej pękło... I zadecydowała.

                             ~~~~
Hej, przepraszam za ten rozdział. Mam wrażenie, że jest pełen błędów stylistycznych :'(
Do tego jest dość nudny, ale to akurat na potrzeby fabuły.

I dziękuję za 60 odsłon ♥

Mam nadzieję, że nie zanudziliście się na śmierć przy ostatnich rozdziałach i dotrwacie ze mną do końca książki 😂😘

Dobranoc kochani ♥♥♥

† Dead Princess †

Darkness Love [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz