– Kto tu dowodzi? – Zapytałem wystarczająco głośno, aby każdy mnie usłyszał. Nie dostałem żadnej wyraźnej odpowiedzi. Postanowiłem ponowić swoje pytanie. – Pytam, kto tu do cholery...

     – Spokojnie, przyjacielu. Po co te nerwy? – Między ludźmi przeszedł wysoki mężczyzna. Przez chwilę widziałem tylko zarys jego sylwetki, co było spowodowane reflektorami samochodowymi za nim. Gdy podszedł wystarczająco blisko, mogłem mu się przyjrzeć. Na pewno był mniej umięśniony niż jego kompani, czy nawet ja, ale był chyba kilka centymetrów wyższy. Miał kruczoczarne włosy, zza kołnierza kurtki wystawało kilka tatuaży, a na bladej twarzy malował się ironiczny uśmieszek. Od razu nabrałem ochoty, żeby zmyć mu ten uśmiech za pomocą pięści.

     – To nie z tobą rozmawiałem przez telefon. – Stwierdziłem z przekonaniem. Głos nie mógł się tak bardzo różnić przez telefon. Przede mną nie stał ich dowódca, a jakaś marna podróbka. – Gdzie jest wasz prawdziwy przywódca? Stchórzył? – Rzuciłem zaczepnie, oczekując, że jakoś ich sprowokuję. Zamiast tego czarnowłosy mężczyzna przede mną zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową jakby zrezygnowany. – Nie jesteś na tyle ważny, chłopcze, ale wystarczająco niebezpieczny, aby wysłał po ciebie swoją prawą rękę, czyli mnie. Więc nie radziłbym zgrywać cwaniaka. Po prostu zróbmy to, po co się tutaj spotkaliśmy i nikomu nie stanie się krzywda.

     – Puśćcie Argenta wolno i możecie mnie zabrać. – Powtórzyłem swoje żądania. Czarnowłosy odwrócił się do osiłków i machnął na nich ręką. Ci zaś szarpnęli Chrisa za ramiona, stawiając go na nogi.

     – Żadnych sztuczek, Lahey. – Zagroził przywódca, a jego twarz przybrała poważniejszy wyraz twarzy. Spojrzałem w dół. Na samym środku mojej klatki piersiowej znajdował się mały, czerwony punkcik powstały za pomocą wskaźnika laserowego. Podniosłem wzrok, uważnie skanując teren. Na dachu jednej z furgonetek został rozłożony pokaźnych rozmiarów karabin z zamontowanym przy lufie źródłem emitującym czerwoną wiązkę światła. Za bronią dostrzegłem ciemną sylwetkę ludzką. Na jednej z bocznych furgonetek znajdowało się drugie stanowisko strzelnicze, a strzelec miał na celowniku Chrisa. Poprowadzili Argenta kilka metrów i jeden z osiłków ściągnął mu z oczu opaskę. Mężczyzna zamrugał szybko kilka razy, aby odzyskać ostrość widzenia, a potem od razu przeniósł wzrok na mnie. Posłał mi pełne zdenerwowania i niezrozumienia spojrzenia. Ja natomiast bardzo powoli opuściłem lewą dłoń i na chwilę ścisnąłem palcami płatek lewego ucha. To był sygnał, który ustaliliśmy na podobne sytuacje. Ten gest oznaczał, że mam plan i wszystko pod kontrolą. Zanim ktokolwiek dostrzegłby mój ruch, jako podejrzany, ponownie uniosłem rękę w górę i zrobiłem pierwszy powolny krok w przód. Opuściłem głowę, obserwując czerwony punkt na mojej klatce piersiowej. Obejrzałem się przez ramię. Jeden z osiłków rozwiązał sznur na nadgarstkach Chrisa i lekko pchnął go w przód, ale na jego plecach nadal był czerwony punkcik. Wiedziałem, że byliśmy w słabej sytuacji i położeniu, ale warto było spróbować. Odczekałem, żeby Argent odszedł jeszcze kilka metrów dalej, a sam cały czas robiłem powolne, małe kroki do przodu. Zakasłałem, w duchu modląc się, aby stado Scotta na pewno odebrało mój sygnał. Ustaliliśmy go wcześniej i powinni go bezbłędnie zinterpretować, ale jednak pozostawała we mnie nutka wątpliwości. Minęło kilkanaście sekund, a ja nadal nie zauważyłem żadnego ruchu ze strony mojego ukrytego wsparcia. Jeżeli sam spróbowałbym podjąć walkę, prawdopodobnie rozstrzelaliby mnie i Chrisa jak kaczki. Po kolejnych kilku sekund nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Uniosłem głowę, słysząc hałas przed sobą. Jeden ze strzelców przeleciał nad swoim karabinem i upadł z hukiem na beton przed swoimi towarzyszami.

     – Co do chuja – Mruknął zaskoczony przywódca. Patrzyłem na sytuację z takich samym zdezorientowaniem, bo na dachu nie było nikogo. Zanim ktokolwiek inny zdążył zareagować, rozległ się huk wystrzałów z broni, ale nie były one skierowane do mnie. Strzelec, który wcześniej miał mnie na celowniku, obrócił broń na stelażu i zaczął strzelać na oślep w stronę dachu drugiej ciężarówki.

Wanted || Isaac LaheyWhere stories live. Discover now