Rozdział II

126 17 0
                                    

Rok po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi

Gaara przemierzał już od dłuższego czasu swój gabinet. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, ani się uspokoić. Raport od shinobi, którzy patrolowali granicę, wytrącił go z równowagi. Wciąż nie chciał w to uwierzyć. Czy dopuścił się zdrady? Teraz kiedy wszystko zmierzało ku lepszemu? W momencie, gdy Uzumaki tak bardzo w niego wierzył?

Nie pojmował tego. Co miałby na tym zyskać? Chciał wywołać na nowo chaos? Zniszczyć cienką nić zaufania, która łączyła Wioski? Zniszczyć wszystko o co tak wytrwale walczył podczas wojny Naruto?

— Może to nie on? — zapytał, zatrzymując się obok okna, przy którym stał od dłuższego czasu milczący Kankuro.

Starszy No Sabaku spojrzał na brata z litością. Był Kazekage do cholery, nie czas na jakieś mrzonki, czy sentymenty. Był głową Suny i jego zdaniem nie powinien się zastanawiać nad tym tak długo. Uchiha zaatakował ich granice. Naruszył zasady ustalone przez Kage zaraz po zakończeniu wojny!

— Nikt inny nie posiada Sharingana — prychnął nieco pogardliwie.

Nie cierpiał Sasuke, wiedział że prędzej, czy później wróci do starych nawyków. Był przesiąknięty złem, jak cały jego klan. To skaza, której nie mógł się pozbyć. Powinni zdusić to w zarodku, pozbyć się problemu jakim był Uchiha. Zagrażał pokojowi, zagrażał wszystkiemu na czym im tak zależało. Wywołanie kolejnej wojny byłoby kataklizmem. Nie stać ich na takie poświęcenie. Nawet dla Naruto dzięki, któremu żyli.

— Zdaje sobie z tego sprawę, jednak nie mogę w to uwierzyć, że byłby zdolny do czegoś takiego! Nie po tym wszystkim. Kankuro, Naruto w niego wierzy. Uważam, że najpierw powinniśmy skontaktować się z Kakashim — odparł wzdychając ciężko Gaara.

Przesunął dłonią po włosach znów zaczynając, nerwowo chodzić po gabinecie. Dlaczego akurat teraz Temari musiała być u Mizukage? Potrzebował jej rady, wsparcia. Odwiedzała inne Wioski zdecydowanie częściej niż on, czy ich brat. Zwłaszcza Konohę. W końcu to tam mieszkał mężczyzna, którego pokochała. Shikamaru, był kimś wyjątkowym, zważywszy na fakt, jak bardzo Temari się do niego przywiązała. Wcześniej sądził, że siostrze nie uda się znaleźć tej drugiej połówki. Kogoś, komu nie będzie przeszkadzał jej temperament, ani cięty język. Mylił się i ta myśl w jakiś sposób go uszczęśliwiała.

Teraz jednak musiał rozwiązać problem, który mógł zwiastować ogromne kłopoty. Musiał sam wyruszyć do Wioski Liścia. Porozmawiać z Hokage i Uzumakim. Tylko oni mogli mu wyjaśnić, co Uchiha mógł robić na granicy z Suną. Dlaczego użył na zwiadowcach Sharingana?

Powinieneś go zabić

Myśl przeszyła jego umysł, przez co zamknął oczy i zacisnął palce u nasady nosa. Znów to słyszał. Podszepty świadomości, mroku, który w nim mieszkał. Wcześniej stłamszony obecnością demona, nie zdawał sobie sprawy z jego istniania. Teraz wiedział, że nie za wszystko odpowiedzialny był Shukaku. Był świadomy, że to on pociągał za sznurki z pomocą demona czyniąc zniszczenie. Zwłaszcza, gdy czuł się odrzucony, mrok w jego sercu narastał, łaknąc zemsty, którą Bijuu mu obiecywał. Dlatego ulegał jego podszeptom. Teraz jednak walczył sam ze sobą. Nie mógł ulec ciemności. Wiedział, że wkroczenie ponownie na tamtą ścieżkę byłoby bezpowrotne.

Jestem Kazekage

Odpowiadał za całą Wioskę, ludzie mu ufali. Pokładali w nim swoje nadzieję, przychodzili do niego dzieląc się zmartwieniami. Przestali patrzeć na niego jak na mordercę, nie straci tego. Nie pozwoli by jedna niewiadoma zniszczyła marzenie, o które walczył.

Ulotne Szepty  || ZakończoneWhere stories live. Discover now