- Maja, uspokój się.

- Theo mi ufał. Zawsze stałam po jego stronie. Opiekowałam się nim. Byłam za niego odpowiedzialna. – jęknęłam czując łzę spływająca po moim policzku. Stałam przy pustym już biurku wpatrując się w jego w miarę aktualne zdjęcie.

- Jego matka nie żyje. Znaleziono ją rozszarpaną w samochodzie. Chłopak jest w domu dziecka. Obecnie ma szesnaście lat. No. Powiedziałem co chciałem. Co teraz zamierzasz? – spytał rozsiadając się na drugim fotelu naprzeciw biurka. Stałam tak wpatrując się w zdjęcie, a przez głowę przelatywały mi tysiące myśli na sekundę. Nie wiem ile to trwało ale Thomas zaczął już grzebać coś w telefonie. Przez moja głowę przeleciały wszystkie wspomnienia, informacje na które kiedyś nie zwracałam uwagi. Zgarnęłam kartki, laskę i wyszłam z biura kierując się do auta.

- Hej, co ty robisz?! Gdzie idziesz?! – wołał za mną Thomas podrywając się z fotela.

- Isaac! – wrzasnęłam na cały budynek. Zero odzewu.

- Thomas. Znajdź Isaac'a i powiedz mu o wszystkim. Czekam na niego w wozie. – rozkazałam i zakładając kurtkę wyszłam na parking.

~**~

- Wolniej się nie dało? – warknęłam z przekąsem kiedy Isaac zajął miejsce obok. – Pasy. – dodałam odjeżdżając z piskiem opon z pod budynku.

- Nie przesadzaj. To prawda? – spytał wykonując moje polecenie.

- A jak ci się wydaje? – spytałam sarkastycznie. *Gdyby to nie była prawda to bym cię durniu nie wołała i nie pędziła o piątej rano do innego miasta nikomu nie mówiąc!*

- W takim razie co planujesz? I gdzie my w ogóle jedziemy?! – spytał wskazując na otaczający nas las.

- Do domu dziecka. – odparłam zatrzymując się na światłach.

- A co planujesz? – powtórzył pytanie przeglądając zdjęcia.

- Nie wiem. – oznajmiłam zgodnie z prawdą wjeżdżając na autostradę.

~**~

Cztery godziny później byliśmy na miejscu.

- No dobra, przyjechaliśmy tu. I co teraz? I co ja w ogóle tu robię?

– Wchodzimy. Nie miałam zamiaru jechać sama, a ty w tej sprawie jesteś bardziej ogarnięty niż reszka. – stwierdziłam wysiadając z auta i zamykając je kiedy Isaac poszedł w moje ślady. Ruszyliśmy w kierunku wejścia. Na dworze kropił deszcz przez co na mojej czarnej kurtce widniał małe, błyszczące krople.

- Przecież ja prawie nic nie wiem! – oznajmił podnosząc ręce ku niebu w celu wyrażenia swojej dezaprobaty moim pomysłem.

- Ale go znasz. Poza tym uwielbiam się z tobą sprzeczać. – stwierdziłam puszczając do niego oczko i wchodząc do budynku. Na wprost dziw przy recepcji siedziała niska kobieta na oko czterdziestoletnia. Miała czarne włosy spięte w kok, brązowe oczy no i oczywiście tonę makijażu. Kiedy nas zobaczyła podniosła się z krzesła i uśmiechnęła. Przeszły mnie przez to ciarki.

- Witam. Nazywam się Rosaline Morgan ale proszę mówić mi Rosi. W czym mogę pomóc? – spytała piskliwym głosem. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Nie dosyć, że ona jak i zapewne cały personel tylko udają takich milutkich i zadowolonych swoją pracą to jeszcze wspomnienia z czasów kiedy ja byłam w takim miejscu nie dawały mi spokoju. Musiałam to zrobić. Nie mogłam odpuścić. To nie było w moim stylu.

- Chcę rozmawiać z zarządcą placówki. – oznajmiłam nie spuszczając wzroku z kobiety która była wyraźnie zaintrygowana Isaac'iem.

- Przykro mi ale teraz trwa śniadanie i... - zaczęła ale chwilę potem głos jakby ugrzązł w jej gardle.

Dziewczyna inna niż wszystkie ✔Onde as histórias ganham vida. Descobre agora