# 70 Koszmary 5/5

209 16 13
                                    

Obudziłam się z krzykiem podrywając do pozycji siedzącej. Przyspieszony puls, problemy z oddychaniem, zimny pot, drżenie, drętwienie mięśni, a na koniec zawsze krzyk. Tak wyglądał zestaw towarzyszący mi już od kilkunastu godzin. Wczoraj od razu po telefonie Floriana przyjechałam do szpitala. Dezego i Paulę ciągle operują. Z uwagi na późną godzinę i fakt, że ktoś będzie musiał być przytomny postanowiliśmy się zmieniać. Co dwie lub trzy godzinki zamieniam się z Florkiem i któreś z nas śpi w pokoju obok który udostępniły nam pielęgniarki, a drugie siedzi pod salą. Oczywiście starsza kobieta jak tylko mnie zobaczyła od razu zabrała mnie na salę żeby oczyścić wszystkie rany i dała coś na przebranie. Kiedy tylko mój organizm po niecałej godzinie odpływał zaczynały się koszmary. Operacja trwa już koło siedmiu... ośmiu godzin i póki co zero widocznych efektów. Podniosłam się z kanapy i wyszłam na korytarz. Florka nie było. Zdziwiona i zaniepokojona ruszyłam do pierwszego miejsca które przyszła mi na myśl... do pokoju Alana. Florian stał nad łóżkiem chłopca i uważnie mu się przyglądał. Podeszłam bliżej i stanęłam obok.

- Co z nim będzie jeśli oni... - Florek nie był w stanie dokończyć.

- Spokojnie wszystko będzie dobrze. Wyjdą z tego. - próbowałam go jakoś pocieszyć.

- A jeśli nie? Lekarz mówił, że szanse na ich przeżycie to jakiś dwadzieścia procent. Co będzie z Alanem? Nie może trafić do domu dziecka.... a ja nie dam sobie z nim rady. - oznajmił łkając. Teraz przez moją głowę płynęły tysiące myśli na sekundę. Jeżeli rzeczywiście nie daj Boże tego nie przeżyją to Alan zostanie bez opieki. Florek nie da rady wiec zostałam... ja. Jeśli nic nie zrobię jestem pewna, że wyślą go do domu dziecka, a na to nie pozwolę. Wiem jak tam jest i jaki los by go tam czekał. W życiu nie pozwolę zrobić z mojego chrześniaka kozła ofiarnego. A jeśli go zabiorę to ciężko będzie mi go wychować. Jeżeli miała bym go wziąć musiałabym to jakoś pogodzić z pomocą Jack'owi w gangu i praca którą w najbliższym czasie planuje znaleźć.

Usłyszeliśmy jakiś ruch na korytarzu. Oboje prawie biegiem ruszyliśmy pod salę. Przed drzwiami stał doktor. Nie wyglądał najlepiej. On jak i jego kolega który nas minął był cały upaprany krwią. Poczułam jak znowu robi mi się słabo.

- Co z nimi? - zapytał drżącym głosem mój towarzysz. Lekarz westchnął przeciągle i zaczął mówić.

- Operacja była bardzo ciężka. Zarówno ja jak i mój przyjaciel i cały personel zrobiliśmy wszystko żeby ich uratować. Żyją ale najbliższe godziny będą decydujące. – przerwał, a my odetchnęliśmy z ulgą na wieść, że jest dobrze. - Ale mam teraz zła wiadomość. Największym uszkodzeniom u obu pacjentów uległa głowa. Mogą się przebudzić ale i wpaść w śpiączkę co biorąc pod uwagę stan ich zdrowia było by nawet wskazane. Jeżeli nie wystąpi u nich Amnezja to będzie cud. Póki co szacujemy na około rok do półtora braku pamięci. - poczułam jak znowu krew odpływa mi z ciała. *Półtora roku?! Przecież to jest zeszłoroczny sylwester!* Nie będą pamiętać zaręczyn, nie będą pamiątek tej całej afery z likantropią, nie będą pamiętać.... Alana.

- A... ale to tylko chwilowe, prawda? - zapytał z nadzieją Florian.

- Przykro mi. Szanse na to, że ich pamięć wróci to jakiś jeden procent może dwa. Państwo wybacza ale muszę iść. - powiedział i odszedł. Opadłam na krzesło obok i schowałam twarz w dłonie.

- Florek... ty wiesz co toznaczy? - zapytałam nie podnosząc na niego wzrok. Chłopak jedynie pokręciłgłową. - Alan... nie będą pamiętali Alana.

----------------------------------------

Arshad – Nightmare (from The Maze Runner)

Mam nadzieje, że mimo wielu gróźb śmierci skierowanych w moim kierunku pod poprzednimi rozdziałami maraton się podobał. xD

Paa! ♥

Dziewczyna inna niż wszystkie ✔Where stories live. Discover now