Życie w izolatce

123 11 1
                                    

Do izolatki wszedł Derek.

D: Dobra mała muszę cię zapiąć, kończę pracę na dziś.

Poszłam po kaftan i podałam Derekowi.

R: Kiedy dostanę to o co prosiłam?

D: No słodka niedługo.

Usiadłam sobie na łóżku i patrzyłam na niego. Podszedł jeszcze na chwilę do mnie i podał leki.

D: Musisz to wziąć. Chcesz popić?

R: Co to? Jakie to leki?

D: Żebyś tu nie ześwirowała w tych czterech ścianach i jeszcze leki nasenne.

R: To chcę soczek.

Po moim specjalnym uśmieszku robił wszystko o co go poprosiłam. Szczególnie jak myślał, że to on panuje nade mną.

D: Jasne mała. A teraz spróbuj zasnąć.

Wyszedł z sali, znowu zostałam sam na sam z Aleck'iem. Jakiś czas rozmawialiśmy tak jak kiedyś o wszystkim. Ale zrobiłam się śpiąca. Położyłam się na łóżku.

"Śpij Little, hah coś długo zajęło żeby leki zaczęły działać. Ciekawe. Moje działania na tobie skutkują."

R: Ale rano będziesz tu?

"Tak, obiecuje."

Położył się ze mną i przytulił. W chwilę zasnęłam.

Mijały dni tygodnie, miesiące... Ja nadal byłam w tym samym miejscu. Zrozumiałam, że nie wyjdę stąd. Chyba, że ucieknę. Przez ten czas dowiedziałam się, że jestem na odddziale specjalnym, pod budynkiem. Oddział specjalnego nadzoru. Tutaj byli ludzie, którzy do reszty zwariowali, byli też mordercy i inni psychole, którym nie da się pomóc. Obok mojej sali był chłopak rok starszy ode mnie, z którym się zaprzyjaźniłam. Tym razem Alec nie był zazdrosny, tak jak o Felix'a. Trafił tu jakiś tydzień po tym jak ja tu trafiłam. Był bardzo agresywny, nie panował nad tym, brał kiedyś narkotyki i podczas ataku, zabił swojego ojca. Rozumiem go, jego ojciec nadużywał alkoholu, bił go, jego rodzeństwo i matkę. On był najmłodszy, jego matka zmarła jakiś czas temu, a rodzeństwo się wyniosło i zapomniało o nim. Został sam z ojcem. W końcu nie wytrzymał, zabił go podczas ataku agresji. Zamknęli go tu, Damien rozmawiając ze mną dobrze wiedziało tym,  że zostanie już tu. Mówił, że on sam chce tu zostać, nie chce nikogo skrzywdzić.

A ja? Ja wiodłam nawet niezłe życie. Dostawałam co chciałam. Miałam telewizor w pokoju, mogłam czasem używać telefonu. Nawet czasem mogłam wychodzić z pokoju na oddział. Wykorzystywałam to, że byłam śliczna, mogłam omotać kogo chciałam, jak wyznaczyłam sobie cel, kogo pocałować. Zawsze udawało mi się. Robili co chciałam. Miałam już 18 lat. Przestałam myśleć o ucieczce z tego miejsca.

Bo po co?

Miałam wszystko co chciałam, nie musiałam pracować, zarabiać hajsu. Płacić za nic. Można by powiedzieć, że było idealnie. Ale jednak przypominałam sobie czasem moje dawne życie, przyjaciół. Ale coraz mniej o nich rozmyślałam... Wiedziałam, że nie zaakceptują mnie takiej... Ześwirowałam... Stawałam się czymś innym... Coraz mniej we mnie było człowieka... Za każdym razem jak Alec mi pomagał. Próbował mnie opętać. Robiliśmy różne ćwiczenia. Stawałam się coraz silniejsza. Ale coraz mniej było we mnie tej dziewczyny, która często płakała po cichu w kącie pokoju, bo ludzie ranią. Nie było jej prawie. Coraz rzadziej kontaktowałam się z chłopakiem, byłym chłopakiem. Poprosiłam go żeby ułożył sobie życie z kimś innym. Wyjaśniłam mu to, że nie wyjdę z tego miejsca. Teraz już nie mam szans stąd całkiem wyjść. Nie mam jak.

Tej nocy rozmawiałam z Sarah. Z nią do tej pory utrzymuje kontakt. Ona się nie odwróciła ode mnie. Chociaż wiedziała o mnie wszystko. Wiedziała co się ze mną dzieję. Wiedziała wszystko na bieżąco.

Rano leżałam na łóżku, sama zdjęłam wieczorem kaftan. Wkurzał mnie od początku.

Do sali wszedł jak co rano Derek żeby dać mi leki i zdjąć kaftan.

D: Little wstajemy już.

R: Nie śpię Derek.

D: Little... Co obiecałaś mała?

R: Ale ten kaftan jest tak  niewygodnyyyy. Musiałam go zdjąć.

Zaczęłam go lekko obmacywać jak to czasem robiłam.

R: Byłam grzeczna, nic nie zmalowałam, ręce już mnie bolały.

D: Na pewno mała?

R: Tak.

Zaczęłam brać rękę coraz niżej. A on się uśmiechnął miło.

D: Wierzę ci mała. Dobrze jak się czujesz?

Usiadłam na dywanie.

R: Tak jak zwykle. Jest dobrze.

D: Cieszę się. Muszę cię trochę ponudzić.

Co kilka dni miałam takie rozmowy, które miały mi naprostować psychikę. Nie pomagały, ale Derek się nie poddawał.

D: Ale też mam dobrą wiadomość.

R: Proszę powiedz, że się udało.

D: Tak Rosie, możesz stąd wychodzić i jak narazie koniec z kaftanem na noc.

Po rozmowie leżałam na swoim mięciutkim dywanie i się wygłupiałam. Jak Derek tylko wyszedł, zaraz przyszła Alice. Szybko się podniosłam.

Przy Alice nie musiałam mieć kaftanu, ale przy innych osobach z personelu musieli mi go zakładać.

Przychodziła do mnie często. Wiedziała, że potrzebuję czasem takiego gadania z dziewczyną w podobnym wieku. Ona nie była dużo starsza ode mnie.

R: Alice! Alice! Przyniosłaś?

A: Ciii jeszcze ktoś usłyszy.

Zaśmiała się i dała mi kilka małych pudełeczek. Schowałam je dobrze, żeby tylko Derek, ani nikt inny nie zobaczył tego.

A: Znam cię już trochę i wiem, że to naprawdę ci się może przydać.

R: Każda dziewczyna kiedyś chce tego.

Gadałyśmy przez jakiś czas, Alice dla mnie używała czasem swoją przerwę obiadową. Czasem jadła u mnie, też mi coś przynosiła. Jak tylko Alice wyszła usłyszałam Damien'a.

D: Rosie!

Podeszłam szybko do ściany obok łóżka.

R: Już jestem.

D: I co udało się? Zrobiła to?

R: Tak przyniosła kilka pudełek. Mówiłam, że robią wszystko co chcę, nawet jak to trochę bezużyteczne.

D: Bezużyteczne mówisz? Wszyscy cię znamy, to naprawdę może ci się tu przydać. Zazdroszczę Derek'owi. Codzienne wizyty sam na sam z tobą.

R: Ej przestań, wiesz przecież, że z nim nie romansuje naprawdę. Traktuje go tak jak innych.

Zaczęliśmy się chwilę śmiać.

R: Ehhh nie zmarnowałabym tego na Derek'a...

D: Hmm jak nie na niego to na kogo?

R: Nie ważne... Powinieneś wiedzieć... Ale dobra zmieńmy temat. Wiesz w końcu udało mi się wywalczyć.

D: Naprawdę?! Czyli wyjdę stąd na trochę?

R: Tak ale będę musiała cię pilnować.

D: Nareszcie będę mógł cię przytulić jak przyjaciel.

Słychać było w jego głosie szczęście.

R: Tak... Przyjaciel...

The Little PsychoWhere stories live. Discover now