Zakład psychiatryczny

154 13 0
                                    

Jechaliśmy już kilka godzin. Zastanawiałam się jak tam będzie... Tak samo jak w horrorach, które oglądałam? Okaże się. Po drodze patrzyłam na krajobraz, drzewa. Lubiłam naturę, uspokajałam się siedząc w lesie. Przypominałam sobie teraz spotkania z przyjaciółmi, chłopakiem... Zobaczę ich kiedyś? Już tego nie będzie? Już na zawsze zostanę psychicznie chorą dziewczyną w zakładzie dla szaleńców? A może jednak wyjdę, wyzdrowieje. Tylko czy chcę wyzdrowieć, jak będę normalna... Nie będzie Alecka... Przypuszczam, że on jest wytworem mojej choroby. Jak będę zdrowa, on zniknie. Nie chcę tego. Błędne koło... Chcę widzieć przyjaciół, ale nie pozwolę na to, żeby Alec znikł... Z zamyśleń wyrwał mnie głos Dereka.

D: Zaraz będziemy na miejscu.

R: Derek mogę o coś spytać?

Ten z miłym uśmiechem przytaknął.

R: Ile masz lat?

Derek się zaśmiał.

D: Do czego jest Ci mój wiek?

R: Po prostu się zastanawiam po naszej rozmowie.

D: Hmm no dobrze, mam 22 lata.

R: Jesteś dość młody jak na psychologa.

D: Wiem, byłem bardzo zdolny w szkole, przeskoczyłem jedną klasę, więc studia zacząłem rok wcześniej.

R: Rozumiem. Nie musisz mi opowiadać historii twojego życia. Będziesz mnie tam pilnował?

D: Tak, ale nie tylko. Będzie tam trochę personelu.

No tak, jestem głupia. To nie żadem wyjazd rekreacyjny czy chuj wie jaki... Tylko psychiatryk. Będę pod stałą kontrolą. Nienawidzę tego, nie zniosę ciągłej kontroli... Ehh, zobaczę jak tam będzie.

Po chwili zorientowałam się, że jesteśmy na miejscu. Budynek był ogromny. Przed nim był mały plac, na którym byli ludzie w różnym wieku. Niektórzy grali w piłkę, inni siedzieli na ławkach, prawie nikt nie siedział sam. Wydawali się szczęśliwi. Na pierwszy rzut oka to byli zwykli ludzie, tacy jak wszyscy. Niczym się nie wyróżniali. Od razu zobaczyłam chłopaka, stał sam pod budynkiem, opierał się o ścianę, jedynie po nim było widać, że coś jest nie tak. Chciałam do niego podejść, ale nie mogłam. Derek zaprowadził mnie do mojej sali. Po drodze rozglądałam się po budynku. Zostaliśmy na parterze. Mały pokój, szare ściany, okno z kratami, kto by się spodziewał. Były dwa łóżka, ale nie miałam współlokatora. Miałam małą szafkę, wrzuciłam do niej moje nieliczne rzeczy. Telefon, który przemyciłam wyciszyłam i schowałam między łóżkiem a ścianą, to samo z ładowarką. Nie mogłam jeszcze wychodzić z pokoju. Musiałam czekać na lekarza, który wyjaśni mi wszystkie zasady i moje obowiązki. Rzuciłam się na łóżko, nie wiedziałam co czuję, łzy same cisnęły mi się do oczu.

''Rosie proszę nie płacz, jeszcze będzie dobrze, obiecuję Ci to... To moja wina, przeze mnie tu jesteś... Może powinienem zniknąć...''

R: Nie!

Wyrwałam się i przytuliłam go, łzy już leciały same, nie potrzebowałam ich hamować.

R: Alec proszę tylko ty mi zostałeś... Obiecałeś, że ty będziesz przyjacielem na zawsze! Że ty jedyny nigdy nie odejdziesz ode mnie...

Chłopak był oszołomiony, objął mnie.

''Przepraszam little''

R: Już dobrze.

Przetarłam łzy. I patrzyłam na Alecka chwilę. Drzwi się otworzyły, do pokoju weszła kobieta, od razu wiedziałam, że jej nie polubię...

A: Witam, jestem Ann, wyjaśnię ci zasady tego budynku, o widzę, że płakałaś.

Zaczęła się śmiać.

A: Ile ty masz lat?

R: A co pani ma do tego.

A: Grzeczniej proszę. A więc...

Nie za bardzo jej słuchałam, zrozumiałam tylko, że z pokoju mogę wychodzić od śniadania i wracać po wyznaczonej porze. Mają tu świetlice, mogę rozmawiać z innymi pacjentami, jak jest ładna pogoda to mamy zajęcia na dworze. Będę musiała brać leki oraz chodzić na terapię, a przede wszystkim mam się słuchać doktorów a zwłaszcza jej. Jasne... Zobaczymy...

A: Zrozumiałaś wszystko?

R: Można tak powiedzieć.

A: Bez wygłupów mi tu tylko, a teraz możesz wyjść z pokoju, niestety zajęcia na placu się skończyły.

Musiała mnie tu tyle trzymać i tylko gadać? Chciałam się przejść. Trudno.

Postanowiłam, że rozejrzę się po budynku.

The Little PsychoHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin