Nowa przyjaźń

127 14 1
                                    

Zasnęłam z nią. Obudzili nas rano, rozkuli mnie z kaftana, który był na kłódkę. Przyszedł jej brat.

F: Rosie, mogę wejść?

R: Ta, czemu nie, chodź.

F: Dziękuję, że ją obroniłaś i przepraszam za tamtą rozmowę. Po prostu obiecałem sobie, że obronię ją za wszelką cenę.

R: Już spoko,rozmowa nie była taka zła, potem tylko paralizator od Ann był trochę nieprzyjemny.

F: Wiem coś o tym... masz rozwalone usto, aż tak ci przyłożyła?

R: Wiem, twoja siostra już mi opatrywała, nie bolało.

F: Ta... ona zbyt dobrze wie jak się robi opatrunki... Gdzie ona teraz jest?

R: Poszła na jakieś badanie, nie wiem dokładnie jakie.

F: Rozumiem, tak w ogóle jestem Felix, na prawdę przepraszam za moje ostatnie zachowanie. Próbowałem ją bronić.

R: Spokojnie nie jestem zła i rozumiem cię trochę.

F: Emm, zaprzyjaźnimy się? 

R: Możemy spróbować. Czemu tu trafiłeś?

Wtedy podwinął rękaw, na którym było pełno blizn.

F: Przez to i jeszcze przez kilka rzeczy, schizofrenia, ataki agresji.

Podwinęłam rękaw, było tu już trochę prawie zagojonych ran i blizn.

F: Wiem, widziałem, dlatego nie chciałem żeby coś się stało Lilith. Nie chciałem żeby z tobą rozmawiała, zaprzyjaźniła się.

R: Ja nikogo nie skrzywdzę, wolę skrzywdzić siebie niż kogoś.

F: Tylko przez to tu jesteś czy jeszcze coś?

R: Mam schizofrenię, zespół Tourette'a, stany lękowe, jestem agresywna.

F: Rosie, będzie dobrze jak będziemy się trzymać razem, my i Lilith.

R: Dobrze. Heh jestem na prawdę za. Chcę się stąd wydostać, obiecałam chłopakowi, że wrócę.

F: My nie mamy gdzie wrócić, rodzice nas dawno tu zostawili.

R: Mnie nie tak dawno zostawili, po mojej próbie samobójczej utrzymują, że nie żyję.

F: Co? Jak tak można...

R: Nie wiem, za dużo im powiedziałam pewnie. Nie chcą mnie znać dlatego udają, że mnie nie ma. Nie żyję dla nich.

F: I twój chłopak myśli, że nie żyjesz?...

R: Nie, on wie, że żyję, że jestem tutaj.

F: Jak?

R: Zamknij drzwi, Alec pilnuj korytarza proszę,

Poczekałam, aż wypełnią moją prośbę, wyciągnęłam telefon.

F: Jak ty go tu przyniosłaś?

R: Mój lekarz mi pozwolił jak będę uważała, żeby nikt z personelu nie zobaczył.

F: Który lekarz?

R: Derek, lubię go, jest jednym z niewielu, którym tu ufam.

F: Derek mówisz... Dobra.

R: hmm? O co chodzi?

F: Może on nam pomoże się wyrwać.

R: Co? Jak?

F: To też mój lekarz, wiem jaki jest. Masz rację można mu ufać. Jeszcze trochę tu posiedzimy i uciekniemy.

R: Dobrze. Mam zaraz po śniadaniu terapię. 

F: Ja też. Idziemy na to śniadanie?

R: Chodź.

Poszliśmy razem na stołówkę, wcześniej jeszcze poszliśmy po Lilith. We trójkę weszliśmy do sali, ludzie się na nas gapili. Każdy z nas wolał być zawsze sam, a teraz my szliśmy razem. Usiedliśmy do mojego stolika, który stał się teraz tylko naszym. Nikt nie odważył się zająć naszych miejsc, tak samo w świetlicy. Bali się mnie i Felix'a, nikt nie odważyłby się skrzywdzić Lilith, Ann już nie próbowała jej tak wciskać leków. Przy innych byliśmy tacy jak wcześniej, ponurzy, agresywni, ale jak tylko byliśmy sami w trójkę to bawiliśmy się sami czy z Lilith jak małe dzieci. Ja z Felix'em staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, którzy bronią swojej małej siostry, tak stwierdziliśmy, że od teraz jesteśmy rodzeństwem. To co, że tak nie było. Poprosiliśmy Derek'a żeby przeniósł Felix'a do naszego pokoju, oczywiście udało się. Derek robił wszystko o co go poprosiłam. A ja z Felix'em to wykorzystywaliśmy. Prosiliśmy go o różne rzeczy, dla nas i Lilith. Byliśmy jak rodzina, prawdziwa rodzina, troszczyliśmy się o siebie. Nie tak jak w naszych poprzednich rodzinach, gdzie byliśmy wykorzystywani, poniżani. Teraz czuliśmy się na prawdę bezpieczni. Czuliśmy się dobrze, nareszcie szczęśliwsi. W zakładzie personel nam się podlizywał, wiedzieli że byliśmy zdolni do różnych rzeczy. Tylko Ann nie miała szans na przyjaźń z nami. Była skreślona. Nienawidziliśmy jej od początku. Postanowiliśmy, że ona 'przypadkiem' zniknie...

The Little PsychoWhere stories live. Discover now