Rozdział osiemnasty

Zacznij od początku
                                    

- Francezco – odezwała się prostolinijnym tonem i sylabizowała każdą literę, aby na nią spojrzał.

Farbowany ocknął się i szybko uniósł z fotela. Patrzyli na siebie w ciszy przez chwilę.

- Myślałem, że mówiąc, że spotkamy się za jakiś czas, nastąpi to znacznie później – rzekł i oparł plecami o ścianę.

- Ja też cieszę się, że ciebie widzę – wysyczała przez zęby. - Ja w przeciwieństwie do ciebie, umiem zachować się profesjonalnie i nie dać tego po sobie poznać. Zawsze byłeś nierozgarniętym szczylem.

Franc prychnął i podszedł do niej.

- Ja też się za tobą stęskniłem - i nachylił się w stronę szatynki, dociskając ją do ściany oraz umieszczając jej głowę pomiędzy swoimi rękoma.

Giovanna stąpała wolno i wyjrzała zza progu. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła zagadanego Vinza, z kolesiem, który miał chronić Madleigne. Dziewczyna zapatrzyła się na niego i nawet nie zauważyła, że jej wybawca patrzy się na nią i uśmiecha tym swoim uśmieszkiem. Giov zadarła nosek i cupnęła na skraju sofy, obok niej usiadł Paolo. Poklepał po ramieniu i spojrzał do boku na dziewczynę.

- Zawsze myślałem, że to kobiety mają problem z Vincenzo, ale coś mi się wydaję, że to on będzie miał problemy z tobą.

Dziewczyna walnęła go piąstką i położyła głowę na jego ramieniu. Była wymęczona ostatnimi wydarzeniami. Nagle lunął deszcz i zagrzmiało, dziewczyna podeszła do okna, mediolańskie ulice były zalane. Ludzie chroniąc się przed deszczem, uciekali do klatek i zadaszeń sklepików. Nagle za sobą dziewczyna poczuła czyjąś obecność. Odwróciła się i obiła o klatę Vinza. Białooki spojrzał na nią z góry i westchnął:

- Już mi się nawet nie chce cię pytać.

Giovanna wyszczerzyła się do niego, a ten wywrócił oczyma. Chwycił za ramię i podprowadził pod drzwi. Za nimi szła Beatrice, która zatrzymała się, aby poczekać na Paolo zamykającego sprzęt. Przez hol przeszła Madleigne, poprawiła kołnierzyk bluzki i z zimną twarzą wyszła z budynku, nie odzywając się.

- Vinz – powiedział do niego Pierro w progu. – Ta Francuska zarezerwowała nam miejsca w operze. - Na pojutrze, idziemy?

Patrzył na niego niebieskimi oczami i podrapał po swojej fryzurze na jeża. Był najniższy, mimo to wyższy o głowę od brunetki. Giovanna zastanawiała się, ile może mieć lat. Na pewno był starszy od Paolo, ale młodszy niż Vinz. Do niego podszedł Roberto, ten wyglądał na podobnego w jego wieku. Pewnie chodzili razem do jednej klasy. Jednak on zupełnie różnił się od jasnego z urody Pierro. W przeciwieństwie do niego miał ciemne oczy, śniadą cerę i karmelowe włosy prawie do ramion. Surferski uśmiech z białymi zębami i rzemyk, z którym się nie rozstawał na szyi.

- Nie mamy inne opcji – zaśmiał się Vinz i trzymając Giov za rękę, wyszedł z nią z budynku.

Na holu natknął się na farbowanego, który nawet nie był łaskaw, spojrzeć na innych. Otworzył drzwi od samochodu i usiadł z przodu. Przez całą drogę się nie odzywał i nie słuchał fascynującej rozmowy Giovanny z Beatrice i jej ukochanym. Patrzył zza okna na jakże cholernie ciekawe widoki. Drzewo, drzewo i co, drzewa. Pierro od czasu do czasu zerkał na Franca, ale nic nie mówił. Nagle zadzwonił telefon Ojca Chrzestnego, puścił jedną ręką kierownicę i odebrał.

- No dobra. Mhh... Zaraz będziemy. Tak, tak. Spokojnie, poczekamy.

Rozłączył się i wrzucił telefon do półeczki, z kluczykami. Spojrzał na tylne siedzenia w lusterku, a potem przekręcił kierownicą i zawrócił wóz.

- Jedziemy do siedziby – powiedział i spojrzał do boku w prawe lusterko, przeczesał ręką swoje jasne włosy.

- Czemu? – zapytał Roberto i poprawił się na siedzeniu.

- Ktoś był w niej i szperał, pewnie szukali planu budynku – uśmiechnął się sam do siebie.

Był zadowolony ze swojej przebiegłości i wjechał na główną ulicę.

Roberto zagwizdał i udał, że się kłania. Vinz dojechał i zaparkował. Franc bez słowa otworzył drzwi, a najwyższy spojrzał zmartwiony na jego plecy. Wysiadł, zamykając drzwi kierowcy, podszedł do niego i oparł się ręką o maskę.

- Co ci jest, stary? – powiedział pełen troski. – Coś się stało? Jesteś jakiś dziwny.

Franc żachnął się, że nic i odwrócił wzrok, idąc w stronę domu dziadka Vincenza. Białooki uniósł brwi i spojrzał na stojącą przy nim brunetkę. Kiedy ona podeszła?

- I co ja mam z tobą zrobić bella? – powiedział i założył jej króciutką czuprynę za ucho.

Ta uśmiechnęła się i spojrzała do góry, na prawie trzy głowy wyższego mężczyznę. Świetnie, wybrała sobie wieżę za ukochanego. Objęła go w pasie i wciąż patrzyła do góry. Vinz pogłaskał ją po czarnej czuprynie i dodał:

- No nic, chodź – powiedział i poszli razem.

Dziewczyna splotła ich dłonie i starała się dotrzymać kroku swojego wieżowca.

Weszli do środka, znajdowali się w tym samym pomieszczeniu, gdzie z Vinzem przyłapali po raz pierwszy dwójkę bandziorów. Dziewczyna ominęła biblioteczkę. Giovanna skupiła się na zgarbionych plecach zamyślonego Francezco. Giov westchnęła i przysiadła się do niego, on spojrzał na nią zamyślony, zdziwiony, zły i smutny. Każda dziewczyna przestraszyłaby się go, ale nie Giov. Ona wiedziała, że farbowany nic jej nie zrobi. Mężczyzna wypuścił powietrze powoli z ust i patrzył na blat. Tego dnia na pewno zbadał dokładnie wszystkie atomy, tworzące przedmioty dookoła jego. Brunetka posmutniała i wychyliła się do przodu, przed nim i próbowała spojrzeć mu w oczy. Stwierdziła, że to jednak nie ma sensu i wstała. Poszła szukać swojego wybawcy, reszta ich mafii jeszcze nie dotarła. Był tylko ten, z którym Vinz brał udział w akcji w hali i dał znak o włamaniu. Dziewczyna przeszła po schodach i mijała ogromne sale pałacyku. W salach znajdowały się gigantyczne, drogie dywany, na ścianach arrasy i stare obrazy. Giov weszła do pokoju, który był pusty. Zagryzła polik od środka i otworzyła kolejne. Też głucho. Złapała się za bok i nacisnęła klamkę innych, zobaczyła rozwalonego na starym, zabytkowym łóżku swojego ukochanego. Podeszła do niego i spojrzała na jego przykrytą włosami twarz. Nachyliła się i odsłoniła jego oczy, zakładając kosmyki włosów za jego uszy. Białooki podniósł się i usiadł na skraju łóżka i objął Giov w pasie, przysuwając do siebie. Dziewczyna lekko odchyliła plecy do tyłu, wciąż stojąc i splotła dłonie za jego szyją. Uśmiechnęła się, a on przysunął ją do siebie. Brunetka w tym czasie usiadła mu na jednej nodze, okrakiem, przodem do niego. I zaczęła lekko się kołysać i nie mogła przestać się uśmiechać. Vinz oplótł ją w pasie mocniej i docisnął jej brzuch do swojego. Złapał ogromną dłonią za lewy polik i pogładził kciukiem. Położył czoło na jej i przymknął oczy. Dziewczyna zniżyła głowę i od dołu pocałowała, unosząc twarz Vincenzo do góry. Ten lekko zszokowany, otworzył oczy, ale po chwili znów je zamknął. Dziewczyna musnęła mu dolną wargę, a potem górną i poczuła jak kącik ust Białookiego, uniósł się do góry. Brunetka położyła ramiona na jego barkach, złapała dłonią za swój łokieć. Na chwilę przestała, ale czując, że Vinz domaga się więcej, uśmiechnęła i złączyła ich usta razem. Poprawiła swój zgrabny tyłek na jego udzie i wyprostowała. Ojciec Chrzestny przejechał jej dłonią po plecach i przechylił głowę w drugą stronę. Giovanna przygryzła mu delikatnie wargę. W tym momencie ktoś zapukał i otworzył drzwi. W drzwiach stał jakiś muskularny koleś i drugi za nim. Dziewczyna zsunęła się z uda Białookiego i lekko zmieszana, choć nie dała tego po sobie poznać, zaczęła wychodzić. Kiedy przeszła obok jednego z członka mafii spuściła głowę i założyła kosmyk czarnych włosów za ucho i przygryzła górną wargę. Przeszła obok drugiego. Napakowany facet mówił coś do Vinza, ale on patrzył na znikające plecy brunetki za drzwiami. Przechylił głowę do boku i uśmiechał się pod nosem. Zły z powodu wtargnięcia chciał dosrać kolesiowi, ale nagle szybko spojrzał na niego i rzekł:

- Czekaj, co?!

NiepokornaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz