Rozdział 25

13.7K 643 484
                                    


- Jak było? – spytał mnie Dracon po skończonej kolacji. – Byłaś bardzo dzielna dzisiaj.

- Dziwnie jest słyszeć pochlebstwa z Twoich słów – odparłam opierając ręce na balkonie i spoglądając daleko poza horyzont. Marzyłam tylko o tym, aby unieść swoje ręce i jak ptak wyfrunąć z tego miejsca. Niestety, właśnie stałam się śmierciożerczynią, osobą należącą do szeregów Czarnego Pana. Spojrzałam jeszcze raz na Mroczny Znak jaki widniał na moim ramieniu. Od teraz miał zawsze skalać moją rękę i przypominać mi o wyborze, którego dokonałam, właściwego czy niewłaściwego to się okaże. – Nie mogę na to patrzeć.

- To tego nie rób – powiedział zakrywając go swoją ręką i przypadkiem zjeżdżając palcami powoli w dół by zaraz spleść je z moimi.

- Jak się czułeś ten pierwszy raz, jak zostałeś śmierciożercą? – zapytałam go odwracając się i spoglądając mu w oczy. Myślami znowu wróciłam do tego dnia po szlabanie u McGonnagal, gdy staliśmy tak samo, twarzami do siebie i spoglądaliśmy sobie w oczy. Miałam tylko nadzieję, że tym razem moje plecy nie zasmakują ściany.

- Wiesz, ja nie miałem wyboru takiego jak ty – zaczął powoli. – Nie było tak lub nie. Musiałem to zrobić, więc zrobiłem, by ojciec się mnie nie czepiał. I przy okazji, żeby odkupić jego winy. A raczej bardziej na odwrót, bo to było głównym powodem. Po otrzymaniu Znaku czułem się jak naznaczony, w sumie taki byłem i nadal jestem. On do czegoś zobowiązuje, teraz już się tak z tego łatwo nie wywiniemy, żeby nie powiedzieć wcale.

- Mówiłeś, że razem z Blaisem macie plan – zauważyłam. – Jaki?

- Czarny Pan kazał mi zabić Dumbledore'a, ale nie mnie jedynemu. Jest jeszcze jedna osoba, która ma to zrobić, inaczej umrze, z resztą podobnie pewnie będzie ze mną. Więc teoretycznie, albo ona albo ja. Nie chcę, żeby zginęła, bo jest dla Ciebie ważna....

- Ty też nie możesz zginąć – momentalnie mu przerwałam.

- No właśnie, nie chciałbym tego, więc planujemy uciec, zniknąć, zrobić cokolwiek by nas nie znalazł. Możemy gdzieś wyjechać – zaczął mówić z wielkim entuzjazmem. – Możemy też zabrać Isabelle, cokolwiek będziesz chciała.

- Dlaczego Ci aż tak na mnie zależy? – zapytałam patrząc mu w oczy.

- Bo Cię kocham, Leia – powiedział pochylając się nade mną i całując. Znowu przeniosłam się w czasie, tym razem do sytuacji znad jeziora. Staliśmy tylko my we dwoje pomiędzy wirującymi dookoła płatkami śniegu. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, dopóki powiew chłodnego wiatru nie zmusił nas do powrotu do środka. Wymienialiśmy jeszcze ostatnie spojrzenia zanim pójdziemy spać i Draco chciał już iść do siebie.

- Draco – zaczęłam chcąc by nie odchodził. – Zostaniesz dzisiaj ze mną?

- Czekałem aż to powiesz – powiedział ze swoim typowym uśmieszkiem i wziął mnie pod ramię. Ściągnął swój garnitur i pomógł mi z sukienką po czym zasnęliśmy przytuleni do siebie.

***

- Moja droga Meredith Fairgold – zaczął powolnym głosem jak to zwykł robić. – Nie wywiązujesz się ze swojego zadania.

- Jak mam to zrobić skoro Snape i Malfoy ciągle mi w tym przeszkadzają? – powiedziała spokojnie tłumąc w sobie wszystkie emocje.

- Możesz tego nie robić wcale – odparł Czarny Pan powoli przechadzając się wokoło niej. – Ale wtedy zginie cała Twoja rodzina.

- Zrobiłeś to specjalnie! – Meredith nie wytrzymała i krzyknęła z całych sił. – Albo umrę ja, albo on!

- I na tym polega cała zabawa, masz to zrobić jutro, moja droga. – zaśmiał się złowieszczo po czym dziewczyna aportowała się do Hogwartu, by zakończyć powierzone jej zadanie.

***

Obudziłam się wiedząc, że dzisiaj przeżyję swoją pierwszą misję jako śmierciożerczyni, dzisiaj ma być mój kolejny wielki dzień. Schodząc na dół słyszałam wrzawę dochodzącą z salonu. No tak, Voldemort planował swoją wielką misję podbicia Hogwartu. Nie znałam zbyt wielu szczegółów dotyczących jej ale Dracon chciał, bym była blisko – na co oczywiście przystałam.

- Jak dobrze, że już jesteś Leio – powiedział Czarny Pan i poklepał mnie po ramieniu. – Musimy porozmawiać.

- Czy jest konieczne, żeby odbyło się to teraz? – jak zwykle próbowałam zrobić wszystko na ostatnią minutę. – Nie jadłam jeszcze śniadania.

- Dobrze – odparł poddenerwowany. – Masz 10 minut, a potem widzę Cię w moim gabinecie.

- Oczywiście...panie – powiedziałam z zawahaniem. Chciałam by odczuł, że mimo wszystko mam do niego respekt.

Kanapki z trudem przechodziły mi przez gardło, po pierwsze miałam na to tylko 10 minut, a po drugie zaraz miałam iść na trzecią poważną rozmowę z Voldemortem w ciągu dwóch dni mojego pobytu tutaj. Nim się spostrzegłam mój czas dobiegł końca i biegiem udałam się do gabinetu Czarnego Pana, przełykając jeszcze resztę jedzenia. Kiedy już ochłonęłam zapukałam i delikatnie otworzyłam drzwi.

- Zapraszam, cieszę się, że się nie spóźniasz – powiedział spoglądając na mnie. – Jak zapewne już wiesz bierzesz dzisiaj udział w przejęciu Hogwartu spod panowania Dumbledore'a. Zupełnie przy okazji tenże staruszek zakończy dzisiaj swój żywot. Dwóm osobom postawiłem ultimatum, albo on ginie z ich ręki, albo ja zabijam jedno z nich. Domyślasz się kim są te osoby?

- Jedna to Draco – powiedziałam niepewnie. – Drugiej nie znam.

- Och, znasz i to bardzo dobrze – odparł i wstał ze swojego fotela. - Drugą jest twoja przyjaciółka Meredith. Jak się pewnie domyślasz – ona nie jest w stanie tego zrobić, więc zginie. A teraz, żeby było zabawniej ja stawiam Ci ultimatum. Ty musisz ją zabić, bo wie zbyt dużo, inaczej, ja zabiję Ciebie.

- Nie możesz tego zrobić! – wykrzyczałam wściekła. – Nie możesz kazać mi zabić mojej przyjaciółki!

- Wyjdź Leio, albo przedsmak śmierci poznasz już teraz – powiedział oschle. – Widzimy się w Hogwarcie.

***

Cały dzień byłam zdenerwowana. Musiałam o wszystkim powiedzieć Draco, myślałam, że może on coś na to poradzi. Niestety myliłam się. Nadal ciąży na mnie ten obowiązek.

- Słuchaj, zaraz będziemy w Hogwarcie – powiedział do mnie Draco. – Od razu ze mną i Snapem biegniesz na wieżę astronomiczną. Gdy będzie po wszystkim biegniemy na dziedziniec, spotykamy Blaise'a i Isabelle i uciekamy do Hogsmeade. Stamtąd przeniesiemy się w bezpiecznie miejsce.

Czas mijał bardzo szybko nim się obejrzałam byłam już w drodze na wieżę. Schowałam się za jednym z ogromnych teleskopów i obserwowałam. Widziałam Snape'a i Dracona. Widziałam Dumbledore'a. On jedyny się nie bał – widocznie wiedział o swoim przeznaczeniu. Nigdzie jednak nie widziałam Mary, może lepiej, bo powiem Voldemortowi, że nie mogłam jej znaleźć i w tym momencie coś do mnie dotarło. Nie będzie później. Dracon pozbędzie się dyrektora i uciekamy z Hogwartu. Uciekamy od całego naszego wcześniejszego życia. Z rozmyślań rozproszył mnie dźwięk zaklęcia. Avada Kedavra. Czyli to już czas. Wstałam z miejsca i odszukałam wzrokiem Malfoya. Skinął na mnie głową i razem pobiegliśmy na dziedziniec. Blaise i Isabelle już czekali.

- Całe szczęście, że wszystko się udało – powiedział Zabini. – Teraz szybko do Hogsmeade, tak?

- Nie tak szybko – usłyszeliśmy głos za naszymi plecami. – Przecież nie możecie uciec.

- Zabiłem Dumbledore'a! Zrobiłem co chciałeś! Pozwól mi odejść! – krzyczał Draco.

- Śmierciożercą jest się całe życie Draconie, albo tak jak w jej przypadku – pokazał na mnie palcem. – Jeden dzień. Stąd nie ma ucieczki, Leio. Myślałaś, że żartowałem? Na Twoje nieszczęście sam pozbyłem się tej niepotrzebnej dziewczyny. Teraz Twoja kolej. AVADA KEDAVRA.

Ostatnie co pamiętam to zielone światło uderzające w ciało, które mnie zasłoniło.

Malfoy.

Gdy zapada zmrok...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz