Rozdział 11

16.3K 883 192
                                    


Z góry przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Po prostu utknęłam w jednym miejscu i nie potrafiłam za żadne skarby tego dokończyć.  Najwyraźniej biologia i wena nie chodzą razem w parze. Przepraszam też za jego długość, ale naprawdę chciałam go szybko wstawić i jest krótszy o całe 100 słów od poprzednich. Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się spodoba i, że odetchniecie trochę takim rozluźnieniem akcji w tym rozdziale. :)

------------------------------------------------

- Nie mogę wam powiedzieć czemu! – krzyczała znowu Mary, gdy razem z Izzy próbowałyśmy ją spytać dlaczego tak często wymyka się z pokoju i znika ze śniadania, obiadu, czy kolacji.

- Nie karz mi użyć Veritaserum! – krzyczała Isabelle.

- Przestań – próbowałam ją uspokoić.

- I tak byś tego nie zrobiła! – podniosła głos Meredith.

- Ja się tylko o Ciebie martwię – mówiła Izzy, tym razem zniżając ton głosu.

- Nie musisz! – wykrzyczała jej Mary prosto w twarz. Wzięła swoją torbę i otworzyła drzwi na zewnątrz, by wyjść. – Poradzę sobie bez was.

Trzasnęła drzwiami i zdążyłyśmy tylko usłyszeć jak stuka swoimi butami zbiegając ze schodów.

- No to klops – podsumowała Isabelle rzucając się na łóżko.

- Idealne podsumowanie – przytaknęłam przyjaciółce i również usiadłam na łóżku.

***

- Hahaha! Jaka głupia dziewczyna! Myśli, że jest czarodziejką! Ona! – słyszałam zewsząd rozchodzące się śmiechy Jessicy i jej koleżanek ze szkoły. Głupie, bogate, rozpieszczone bachory. Gdyby pomieszkały przez jakiś czas w sierocińcu, odmieniłoby im się.

- Ty, Black! – odezwał się jeden ze starszych, popularnych chłopaków w szkole. – Zamień się w kogoś normalnego, jak jesteś czarownicą! Ty możesz być co najwyżej brzydką, głupią...

- Panie Hood, upominam pana po raz kolejny. Nie wolno znęcać się nad młodszymi – powiedział nauczyciel z grubym brzuchem i pogroził palcem, po czym odszedł dalej.

- Jak długo będziesz się tak chowała za nauczycielami? – znowu słyszałam śmiechy. Głupia Leia! Nic nie warta ośmiolatka! Nawet rodzice woleli umrzeć, niż się z nią zadawać!

Obudziłam się i szybko otworzyłam oczy. To znowu ten sam sen. Ja – ośmioletnia, nowa dziewczynka z sierocińca przeciwko bandzie bogatych dzieciaków ze szkoły. Dobrze, że nie mam już z nimi do czynienia. Wyciągnęłam nogi spod kołdry, usiadłam na brzegu łóżka i potarłam swoje oczy. Stwierdziłam, że na razie nie zasnę i wyszłam z dormitorium do Pokoju Wspólnego, żeby się czegoś napić. Niestety, nie ja jedna miałam chyba kłopoty ze snem. Na kanapie, z głową wspartą na ramionach siedział nie kto inny jak Draco Malfoy.

- Kimkolwiek jesteś, odejdź – powiedział, gdy tylko usłyszał moje kroki.

- To ja – odparłam niechętnie. – I nie odejdę.

- No pewnie – rzucił odkrywając swoją twarz. – Wielka Panna Black nie będzie się nikogo słuchać.

- Mogę się słuchać kogokolwiek, tylko nie Ciebie – powiedziałam biorąc butelkę z wodą z naszego barku i siadając obok blondyna.

- Dzisiaj tylko woda? – spytał.

- Przestań – powiedziałam znów niechętnie. – Nie mogłam spać.

- Chyba na to Ci sama woda nie pomoże – odparł.

- Ale rozmowa z Tobą najwyraźniej już tak – odpyskowałam mu.

- Ale ty się pyskata zrobiłaś – powiedział odsuwając się ode mnie.

- Uczę się od Ciebie – rzuciłam i napiłam się z butelki. – Tak właściwie to czemu ty tu siedzisz?

- Mamy chyba ten sam problem – zaczął. – Nie mogę spać i tyle.

- Wielki książę Slytherinu też ma takie przyziemne problemy – zaśmiałam się. – Ciekawie, nie powiem...

- A księżniczka Black ma z tym jakiś problem? – spytał wyraźnie rozbawiony.

- Księżniczka Black nie ma z tym najmniejszego problemu – powiedziałam znowu śmiejąc się.

Przez jakiś jeszcze czas siedzieliśmy razem na kanapie i śmialiśmy się z siebie, opowiadaliśmy różne historie. W życiu bym nie pomyślała, że z nim można normalnie rozmawiać.

- Wiesz co Black.. – zaczął Malfoy układając swoją rękę na oparciu od kanapy. – Nie myślałem, że z Tobą można gadać jak z całkiem równym kolesiem. Zwykle Ci z sierocińca są denni w tych sprawach.

- Uważaj sobie – powiedziałam tylko. – Ale faktycznie, są denni jeśli chodzi o gadanie. Szczególnie jeżeli inni się strasznie panoszą i nie można tego robić po ludzku.

- Tey, tey! – rzucił tylko z uśmiechem i spojrzał na zegar wiszący na ścianie. – Już po 4?! Szybko zleciało.

- Ja już pójdę spać – powiedziałam podnosząc się z kanapy. – Nie chcę znowu zaspać na eliksiry.

- Dobranoc Black – odparł również wstając.

- Dobranoc Malfoy.

*Perspektywa Draco*

Stałem rano już gotowy i wyszykowany przed wyjściem z Pokoju Wspólnego czekając na Blaise'a, który jak zwykle się spóźniał. Nudząc się zauważyłem wychodzącą Black razem z Isabelle, znak, że Blaise też za chwilę przyjdzie. Jednak nie pasowało mi coś w jej wyglądzie. Nie pasowało mi na tyle, że gdy usłyszałem jej „Cześć" nie potrafiłem odpowiedzieć.

- Co Cię tak wmurowało? – spytała Shields.

- Nic, nic – powiedziałem otrząsając się z transu. – Tak, cześć Leia.

- Stary... - zaczął Zabini, gdy tylko dziewczyny przeszły próg pokoju. – Leia tylko włosów nie wyprostuje, a ty już wpatrujesz się w nią co najmniej tak jakbyś chciał ją pożreć.

- Bo jestem głodny – szybko znalazłem wyjście z tej niezręcznej sytuacji. Black w lokach wyglądała naprawdę ładnie.

- Oczywiście Ci wierzę – powiedział Blaise kręcąc oczami. – Chodź już, bo faktycznie kogoś pożresz...




Gdy zapada zmrok...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz