9

4.9K 589 60
                                    

- Ubierzesz tą swoją seksowną bieliznę, kiedy przyjadę ? - Hailey słyszała prośbę w głosie swojego chłopaka, który kursowała prawie od dwóch miesięcy między LA a Sioux City.

- Być może - droczy się z nim - ale nie wiem, o którą ci chodzi, naprawdę.

- Ty już dobrze wiesz.

- A może... - zawiesiła specjalnie głos.

- A może, co?

- Nie założę jej wcale? 

- Kurwa, kotek, zaraz zaczynam zajęcia i będę siedział ze wzwodem.

- Trzeba było nie zaczynać - mruknęła uwodzicielsko do telefonu - bo nawet nie mogę ci obciągnąć - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem.

- Ja pierdolę, zapłacisz mi za to jak przylecę.

- Do tego czasu zsinieją ci jaja - Harper usłyszał chichot Hailey, kiedy to powiedziała.

- A ty je będziesz reanimować, złośliwa jędzo.

- Z przyjemnością. Dobra, muszę kończyć, właśnie profesor wszedł.

- Wieczorem zadzwonię, kocham cię, skarbie.

- Ja ciebie też, tygrysku - znowu zachichotała, bo nienawidził, kiedy tak do niego mówiła. Rozłączyła się i skupiła na prowadzonym wykładzie.

Zajęcia upływały wyjątkowo szybko, ale to co miało nastąpić po nich, najbardziej ekscytowało Hailey. Miała iść z Kieranem wybrać strój na bal Halloween'owy, który odbędzie się za dwa dni. Do tego jeszcze Harper przylatywał, więc była ogromnie szczęśliwa. 

Przepchnęła się przez grupkę studentek i ruszyła ku swojemu przyjacielowi, który rozmawiał z kumplami z drużyny. Okazało się, potrzebowali zawodnika i  tym oto sposobem, brunecik został graczem bejsbolu. 

- Cześć - rzuciła do wszystkich, bo wszystkich znała.

- O cześć, nasza maskotko - przywitali się z nią chórem.

- Czy ja o czymś nie wiem? - Uniosła sugestywnie jedną brew.

- Hailey, kochanie - Matt objął ją ramieniem - wiesz, że my cię kochamy.

- Aha, nie podoba mi się to. Co wy knujecie?

- Nic - rzucili znowu chórem.

- Wiecie, ze on - wskazała na Kierana - będzie miał przesrane, jak tylko wyciągnę z niego, o co tutaj chodzi?

- No, Kieran, to twoja zadanie - klepnęli go w plecy, a ten pokazał im środkowy palec, kiedy odchodzili. Bo przekonanie Hailey do ich planu, będzie chyba graniczyło z cudem.

- Czy ja w ogóle chcę wiedzieć? Czekaj, nie mów. Nie chcę. A teraz idziemy po te stroje, przystojniaku.

- Chodź, krasnalu - objął ją ramieniem za szyję i potarł jej głowę.

- Zamorduję ci - syknęła i przygładziła swoje zmierzwione włosy. 

- Kochasz mnie.

- Kocham Harpera.

- Mnie też.

- Nie.

- Łamiesz mi serce, ale wybaczam ci.

- Jesteś irytujący.

- Ale i tak mnie kochasz.

- Jezu, kocham. Zadowolony?

- Bardzo - cmokną ją w czubek głowy i wyszli z budynku.

Po godzinie byli na miejscu. Cichy dzwonek w drzwiach oświadczył o ich wejściu do wypożyczalni. Hailey stanęła przed wieszakiem i patrzyła niepewnie na te wszystkie stroje. Ustaliła z Harperem, że robiąc za damska i męską wersję śmierci. Ale cholera. Niby, który strój pasowałby do jego? Raptem wpadła na świetny pomysł. Zostawiła przyjaciela, po czym zgarnęła cztery przebrania i ruszyła do przymierzalni. Kiedy wciągnęła na siebie pierwszy, pstryknęła fotkę i wysłała swojemu chłopakowi. Po dosłownie minucie odpisał.

"Nie."

"Dlaczego?" - Zadała pytanie, bo chyba ten strój był najfajniejszy.

"Znajdź coś innego."

Nie odpisała, tylko przebrała się jeszcze trzy raz i za każdym odpisywał "nie". Co jest, do cholery? Przecież strój kościotrupa w wersji damskiej był uroczy. Napisała wiadomość do Kierana, bo stała w przebieralni w jednym z nich i nie chciała paradować po sklepie.

- Co jest? - Wcisnął głowę do środka.

- No ty mi powiedz. Przymierzyłam wszystkie i Harperowi żaden nie pasuje. Co jest z nimi nie tak?

Kieran kazał obrócić się Hailey, pokazać się jej w pozostałych. On już wiedział, co było z nimi nie tak, albo co w nich widział Harper. Zachichotał i pokręcił głową. To się jej trafił zazdrosny  dupek. Przez te dwa miesiące jakoś doszli do porozumienia, choć Harper i tak parzył na niego spod byka. 

- Mów - wkurzała się na niego. - No i co cię tak bawi?

- Twój facet. - Uniosła pytająco brew. - W tych ciuchach wyglądasz naprawdę gorąco i obawiam się, krasnalu, że twój kochaś nie chce, żeby inny faceci oglądali cię w tym.

- Ale to tylko przebranie, poza tym będę miała makijaż.

- Co nie zmienia faktu, że wyglądasz seksownie.

- Aha. No to już jego problem. Biorę ten - wskazała na najbardziej prowokacyjny.

- Jezu, już mu współczuję. Facet będzie chodził twardy przez cała imprezę.

- Nie dał mi wyboru - wzruszyła ramionami, po czym wykopała Kierana z przymierzalni.

- Czekam przy kasie - mruknął i odszedł ze swoim wieszakiem.

Droga do akademika zajęła im dobrą godzinę, gdyż żadne z nich nie posiadało auta, więc wracali pieszo. Jak na koniec października nie było bardzo zimno, było co najwyżej chłodno. Jednak Hailey i tak naciągnęła czapkę bardziej na uszy, gdyż nie była przyzwyczajona do takiej pogody. Raptem w kieszeni jej spodni odezwał się telefon. Wyciągnęła urządzenie i odebrała od nieznanego numeru.

- Tak?

- Czy rozmawiam z Hailey Monroe?

- Tak.

- Odnalazły się wyniki badań DNA. - Aż przystanęła z wrażenia.

- Naprawdę? - Nie mogła uwierzyć. Zgubili je kilka miesięcy temu, a ona nie miała sposobności ich powtórzyć.

- Tak, jedna z naszych pracownic, no cóż, zawieruszyła je. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale zostały dzisiaj wysłane, więc jutro powinny do pani dotrzeć.

- Och, ja... - przełknęła ciężko ślinę - dziękuję.

- Proszę i jeszcze raz najmocniej przepraszamy za zamieszanie.

- Nie ma sprawy. - Rozłączyła się i sapnęła z wrażenia.

- Co jest? - Spytał zatroskany Kieran, gdyż Hailey wyglądało strasznie blado.

- Znaleźli badania - wyszeptała. -  Wysłali mi jej i jutro powinnam je otrzymać.

Kieran przytulił do siebie przyjaciółkę, lecz nie odezwał się słowem. Wiedział, że słowa były zbędne. Poza tym opowiedziała mu  o wszystkim i jedynie co mógł teraz zrobić, to być tu dla niej, z nią. Wsparcie, to było jej potrzebne. 

Pamiętam cięWhere stories live. Discover now