Stanął twarzą w twarz z wysokim, kilkumetrowym budynkiem. Niegdyś istnie ceglasty, dzisiaj pokryty zupełnie odmiennym kolorem farby. Skrzypiące drewniane okiennice zamieniono na nowoczesne, plastikowe. Skrzywił się nieco na ten widok, bo zdecydowanie preferował wcześniejszy wygląd starej kamienicy. Podszedł kilka kroków i przejechał opuszkami palców po domofonie. Uniósł jedną brew, w poszukiwaniu numerka jedenaście, aż w końcu wcisnął malutki guzik obok, który nieprzyjemnie wbijał się w jego skórę, zostawiając niewielki ślad, który po chwili zaniknął.

- Słucham? - odezwał się damski głos po drugiej stronie.

Thomas pochylił się nieznacznie, opierając się dużą dłonią o przeciwległą ścianę. Oblizał swoje spierzchnięte usta, nim zaczął mówić.

- Zastałem doktora Smitha?

- Tak, jest pan umówiony? - dopytała, a w jej głosie dało usłyszeć się nieco niechęci.

- Nie. Jestem starym znajomym. Mogę wejść?

Nie usłyszał już odpowiedzi. Zmrużył na to swoje oczy, jednak po chwili usłyszał brzęczenie. Zadowolony chwycił za klamkę i pociągnął w swoją stronę, po czym wszedł do środka, starannie zamykając za sobą starannie drzwi, by nie trzasnęły. Odgarnął swoje włosy i powoli zaczął pokonywać dystans schodów, przeskakując co drugi stopień. Tkwiło w nim dzisiaj dużo energii, którą osłabiały jedynie śpiewające za oknem ptaki. Można by powiedzieć "Jak można nie słuchać tak cudownego świergotu?". On tego nienawidził i przeklinał się za każdym razem, kiedy rzucał z rana poduszką w okno, strasząc tym skrzydlatych.

Nim zdążył zapukać do masywnych wrót znajdujących się między dwoma innymi mieszkaniami, otworzyła mu niskiej postury blondynka przy kości. Zlustrował ją wzrokiem i kiedy chciał już coś odpowiedzieć, ona bez słowa odeszła, zostawiając Thomasa bez możliwości jakiejkolwiek rozmowy.

Ludzie też są irytujący. Nie preferował samotności, chyba że chodziło o sport czy łowienie ryb, jednak w innych sytuacjach wolał się już do nikogo odzywać.

- Drugie drzwi po le...

- Wiem. - uciął jej pod koniec zdania i skręcił od razu w umówionym kierunku.

Poprawił kołnierzyk swojej koszuli po drodze do gabinetu. Naciągnął ją dokładnie na swoje ciało i zapukał do środka, czekając na jakiekolwiek zdanie, które pozwoliłoby mu na wejście.
Stłumiony, ochrypły głos starszego mężczyzny rozbrzmiał niemalże w całym mieszkaniu, co wzbudziło nawet i lęk w szatynie. Odetchnął głęboko i chrząknął, nim zniknął za białymi drzwiami, mającymi wprawioną napękniętą szybę w górnym rogu.

Nawet się bał, chociaż nie chciał tego przed sobą przyznać. Tamten okres zakończył się w jego życiu, zaczął nowy etap już kilka lat temu. Teraz była to jedynie czysta przyjemność.

- Kogo moje spracowane oczy widzą! - powiedział radośnie doktor Smith. - Thomas Stewart.

- Tommy. - poprawił go, wzruszając ramionami i podał mu swoją dłoń.

Wymienili między sobą uścisk, podczas gdy osiwiały lekarz naciągnął swoje okulary na głowę i przyjrzał się osobie, z którą niegdyś miał okazję 'pracować'. Uśmiechnął się i poklepał mocno opalonego chłopaka po ramionach.

- Ile to już minęło?

- Sześć lat. - odpowiedział kulturalnie, siadając na fotelu przed biurkiem i pokręcił głową, kiedy starszy zaproponował mu cukierki.

Dokładnie jak małemu dziecku, nigdy to nie wyszło z jego nawyku. Wszystkich traktował jak swoich, z każdym dzielił się tym, co miał. Oczywiście w granicach rozsądku.

- Co cię do mnie sprowadza, Tommy? - zaczął od razu. - Choroba powróciła?

- Nie, nie. Wszystko w porządku.

- Wiesz, psychoza nie jest niczym, czego musisz się przede mną wstydzić.

- Na prawdę wszystko gra. - zapewnił, spoglądając na obraz, który wisiał na ścianie tuż na wprost.

Przedstawiał on młodą kobietę, siedzącą na kozetce w białej szacie. Często, gdy tutaj przesiadywał, zastanawiał się, czy ten obraz był celowym zakupem, czy też Gregor kompletnie nie znał się na sztuce i dobrym wyczuciu. W końcu jaki psychiatra wiesza w swoim gabinecie malunek niemalże przechodzący w akt, ponieważ zsuwała ramiączko swojej sukni, a jej pierś prawie wychodziła już z dekoltu? Dodatkowo, gdyby tamten powód był za mały, jej cera była niemalże śnieżnobiała jak jej suknia. Gdyby nie psychotropy, które przyjmował, nigdy by nie odważył się tam wejść.

- Co cię do mnie prowadza w takim razie? - odparł zdziwiony, nasuwając ponownie binokle na masywny nos.

- Chcę porozmawiać. - wzruszył ramionami, spuszczając swoje spojrzenie na mężczyznę. Tym razem nie było takie pełne lęku jak wtedy, gdy opuszczał po raz ostatni gabinet.

- Zawsze i wszędzie. Tylko o czym?

- O życiu, doktorze. - uśmiechnął się, ukazując tym samym dołeczki w swoich policzkach, dodające mu dziecięcej niewinności.

- Zaczynajmy. Od samego początku, Tommy. - oparł się wygodnie na skórzanym fotelu i założył nogę na nogę. 

***

Od autorki: 

Długo wahałam się, żeby dodać to już teraz, ale mam nadzieję, że ciepło mnie przyjmiecie tutaj :) 

Siren's Scream [zawieszone]Where stories live. Discover now