Rozdział 6

716 40 5
                                    


Nigdy nie byłam typem osoby którą łatwo manipulować, dlatego też trzy kolejne dni spędziłam uprawiając delikatny bunt. Bałam się odsłonić okna czy krzyczeć o pomoc, ale udało mi się skutecznie odmówić przyjmowania morfiny. Czego zaczynam żałować.

Ból kipiący z rany na brzuchu jest nie do opisania i muszę mocno zaciskać zęby żeby nie było po mnie tego widać. Ludzie jak on wyczuwają takie rzeczy na kilometr.

-Przecież cię nie naszprycuję morfiną nie wiadomo jak, to dawka tylko znieczulająca ból..

-Wybacz, zapomniałam jak bardzo ufam ci w sprawach mojego samopoczucia - odbąknęłam sarkastycznie. Feliks spojrzał na mnie lodowatym spojrzeniem i zacisnął mocno usta. 

-Głupia dziewucho, przecież widzę, że się męczysz. Spróbuj czasem odpuścić zamiast ciągle zgrywać wielkiego wojownika którym bardzo chciałabyś być, a nie jesteś. Gdybyś choć raz dała spokój wyszłoby ci to tylko na dobre. - wycedził zaciskając dłoń na strzykawce tak, że aż zbielały mu kostki. Zrobiłam wielkie oczy. W głowie miałam tyle świetnych odpowiedzi ale tak mnie wmurowało, że byłam w stanie tylko spuścić wzrok i wychrypieć:

-Czułeś się taki duży znęcając się nad kimś tak małym jak ja?

Cisza.

Nie żałuję moich słów.

Cisza.

Czy zaraz nie wytrzyma i mnie uderzy? Cała się trzęsę choć wiem, że może go to zdenerwować, nie jestem w stanie przestać. Łzy spływają mi po policzkach, a ja wykrzywiam twarz w dziwnym grymasie żeby nie zacząć szlochać na głos. Mówi, że zgrywam wojownika ale w rzeczywistości boję się jak nigdy przedtem! Nie mogłam przespać spokojnie ani jednej nocy, on patrzył. Patrzył na mnie a ja ukrywałam twarz w poduszce. 

Teraz ukrywam twarz w podciągniętych pod brodę kolanach, ale w końcu zbieram się na odwagę by spojrzeć dlaczego cisza trwa tak długo. Jego oczy wyglądają na puste i przechodzą mnie na wskroś. To spojrzenie plus zmarszczone brwi sprawia, że muszę przełknąć ślinę. Otwieram usta bo chcę coś powiedzieć, ale znowu słowa nie chcą opuścić mojego wnętrza. Zająkuję się gdy w końcu udaje mi się ułożyć zdanie:

-Czy..czy nie będę brać dłużej narkotyków? - Pytam niepewnie. Nie odpowiada mi. Nadal ma ten sam wyraz twarzy, jakby się zawiesił. Przyglądam mu się badawczo nieco skołowana. W końcu ocknął się i spojrzał mi w oczy, ale tym razem tak naprawdę, a nie patrzył przeze mnie w nicość. Omiótł szybko wzrokiem moje rany na twarzy.

(myśląc, że nie zauważę)

Odwrócił się i odrzucił strzykawkę na stolik. Schował twarz w dłoniach.

(ale ja zauważyłam)

(i widziałam, że dopiero wtedy dotarło do niego, kto jest odpowiedzialny za mój ból)

-Feliks? Nie będę brać morfiny. Rozumiesz?



-Tak. Tak, rozumiem.


Ostatni oddechWhere stories live. Discover now