Rozdział 1

1.9K 72 1
                                    

-Jeszcze jedna kolejka dla solenizantki!
Krzyk Very był ledwie słyszalny przez głośną muzykę która niosła się po całym klubie.
Zaśmiałam się i wypiłam kolejnego drinka. Nie wyobrażam sobie jak miałabym spędzić pierwszy dzień pełnoletności, jeśli nie w towarzystwie mojej jedynej przyjaciółki. Zerkam na Vere która okręca swoje długie blond włosy wokół palca i uśmiecha się w upojeniu alkoholowym do barmana. Chyba mu się spodobała, bo zaczął ją zagadywać. Słyszę tylko poszczególne słowa przyjaciółki "urodziny, ta brunetka, wyprowadzka, dużo alkoholu".
Dziś rano mama Very pomagała mi wybrać nowe mieszkanie. Wolała, żebym trochę zaczekała z podjęciem decyzji, ale mieszkałam z nimi już cztery lata i nie chciałam dalej być na utrzymaniu tej kobiety, choć była dla mnie jak rodzina. Mam pracę jako kelnerka i udało mi się uzbierać wystarczająco pieniędzy na wynajęcie kawalerki w centrum miasta. Jutro tylko zabiorę swoje rzeczy i zacznę życie w nowym miejscu.
Jestem już dorosła więc czas na świeży start.
-Riley! O mój Boże, nie wiem czy to przez wódkę, ale ten barman jest taki przystojny, że ja pierdolę! Ty wypiłaś mniej, błagam powiedz, że mi się nie wydaje.
Na życzenie Very zmierzyłam mężczyznę wzrokiem i zrobiłam kwaśną minę. Widząc jej przerażony wyraz twarzy zaśmiałam się i powiedziałam jej głośno do ucha.
-Żartuję! Trochę przypakowany, ale naprawdę niezły. Widać, że mu się spodobałaś bo ciągle na ciebie zerka!
Odwróciła się gwałtownie przyłapując barmana na gorącym uczynku.
Uśmiechnęła się do mnie figlarnie odsłaniając przy tym perłowe zęby.
-Jeszcze jeden szocik na szczęście?
-Mam nadzieję, że nie będę musiała cię później nieść do domu. -Odpowiedziałam i opróżniłam kieliszek do dna. -Pójdziesz ze mną do toalety? Czuję się jakby miały mi zaraz odejść wody.
-Idź sama, ja muszę wziąć numer telefonu od tego umięśnionego byka.
Podnosząc się z krzesła poczułam jak alkohol dudni mi w uszach i udałam się w stronę toalety. Coś czuję, że jutro moja głowa będzie żałować tyle wypitej wódki.

Ostatni oddechWhere stories live. Discover now