Rozdział drugi

Beginne am Anfang
                                    

- Jestem problemem?! – krzyknęła.

Reszta jego gangu oderwała się od swoich czynności, spojrzała na nią. Ta zaczęła biec w stronę schodów.

- W takim razie, po co mnie tu przywiozłeś?!

Białowłosy szedł przed siebie. Nawet na nią nie spojrzał. Giov oburzona skakała co drugi stopień. Złapała go za ramię.

- Mówię do ciebie. Szanuj innych.

Mężczyzna odwrócił się. Giov obiła się o jego sześciopak. Uniosła głowę. Ich oczy się spotkały.

- Gdybym traktował cię jak śmiecia, to bym cię tam zostawił, żeby cię zabili bella.

Tu dziewczyna przyznała mu rację. Jednak to dzięki niemu w ogóle żyje.

- No może masz rację – usłyszał za sobą.

Wyminął się z rudowłosą kobietą stojącą na piętrze przy schodach. Miną pytała go, co tu się dzieje.

- Nie mam cierpliwości do dzieci – powiedział do niej.

I zanim zniknął, Giov żachnęła się:

- Nie jestem dzieckiem.

Kobieta podeszła do dziewczyny. Uśmiechnęła się promiennie do niej.

- Chodź, Paolo mi wszystko wyjaśni.

Brunetka szła obok rudowłosej. Była piękna. Miała bujne marchewkowe, kręcone, długie włosy. Była smukła, wysoka. Miała na sobie biała luźną koszulę i granatowe rozkloszowane, atłasowe spodnie. Czerwone usta i mocny makijaż oczu, ale nie zdzirowaty. Wyglądała z klasą.

- Paolo, bambino* – powiedziała subtelnie.

Młodziutki chłopak odwrócił głowę. Na jego twarzy pojawił się banan. Kobieta podeszła do niego. Ich usta złączyły się. Chłopak chwycił kobietę w pasie.

- Przedstawiam ci mojego narzeczonego – uśmiechnęła się do Giovanny.

Chłopak wyciągnął rękę w stronę brunetki.

- Paolo.

Dziewczyna kiwnęła głową.

- Miło mi, Giovanna.

- Bambino, nie przedstawiłam się tobie jeszcze. Prawda?

Brunetka przytaknęła rudowłosej.

- Beatrice – przytuliła ją.

Giov była lekko zszokowana, ale potrzebowała teraz tego.

- Więc, Paolo, bambino, co się stało, że bella jest u nas ?

- Była akcja. Potem na pewno ci wyjaśnimy o co poszło. Widzieli jej twarz, więc Vinz postanowił ją zabrać.

Giovanna patrzyła na twarz chłopaczka. Budową raczej przypominał mężczyznę, ale twarz miał chłopięcą. Ciemne włosy, dwie blizny i oliwkowe oczy. Na całym ciele miał tatuaże.

- Przykro mi bambino – spojrzała na dziewczynę.

- Jakoś przeżyję – zaśmiała się nerwowo brunetka.

- Nie masz wyjścia – od wtórował jej Oliwkowooki.

Nastała chwilowa cisza.

- Mogę zadać wam pytanie?

- Pewnie.

- Jesteś od niej młodszy?

Beatrice zachichotała.

- Aż tak źle się trzymam?

- Nie, nie – pomachała rękoma Giov. – Po prostu Paolo wygląda, jakby był w moim wieku.

- Zgadza się, jest ode mnie młodszy. Niedługo skończy dwadzieścia lat. Ja mam dwadzieścia pięć - zaśmiała się. - A ty bella?

- Niedawno skończyłam osiemnaście - zmieszała się.

- Och... Paolo, bambino zobacz jaka młodziutka. Nie martw się bella. Jak chłopcy tu przychodzili czasem mieli mniej lat niż ty.

- A ty jak zawsze matkujesz – krzyknął z innego pomieszczenia farbowany.

- Już jakoś tak mam Franc.

W pokoju zjawił się ów mężczyzna.

- Francesco – rzucił.

Był wysoki i jak każdy z tej mafii dobrze zbudowany. Był podobny do Paolo, tylko wyglądał starzej.

Wzrok brunetki powędrował na piętro. Przy schodach stał jej wybawiciel. Patrzył na nią. Odkleił się od poręczy i zaczął kierować w stronę kuchni.

Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem.

- Lepiej z nim nie zaczynaj – powiedział Francesco.

Dziewczyna uniosła wzrok.

- Ma dużo na głowie – powiedziała zmartwiona rudowłosa. – Chyba jesteście głodni. Chodźcie, zrobię wam obiad.

Udali się do przestronnej kuchni. Na szczycie czarnego, mahoniowego stołu dla ośmiu osób siedział Białooki. Składał broń.

- Vincenzo, ile razy was prosiłam, żebyście tego nie robili na stole – westchnęła kobieta.

Mężczyzna wywrócił oczyma i złożył broń. Przeładował magazynek. Rzucił broń na podnóżek obok. Giovanna usiadła obok niego. To było dziwne, ale czuła się przy nim bezpiecznie. Ten spojrzał na nią zdziwiony.

- To ja cię tak traktuje, a ty wciąż za mną łazisz? – uśmiechnął się do niej.

- Nie łażę. Po prostu chciałam tu usiąść. Odwal się – zrobiła minę do niego.

Ten głośno westchnął.

- Chyba się ciebie nie pozbędę.

Wszyscy patrzyli na nich. Vinz to zauważył. Odchrząknął. Mężczyźni usiedli. Beatrice położyła makaron i talerze na stół. Zaczęli jeść.

- Tak, więc mnie i Paolo znasz – odezwał się Franc.

Giovanna pokiwała głowa.

- To jest Pierro i Roberto – wskazał na ciemnych blondynów.

- Miło mi – odpowiedział najniższy.

- Jak się domyślasz, jesteśmy mafią. Ale to nie cała nasza "rodzina", jak to my mówimy. Tutaj mieszkają tylko sieroty przygarnięte przeze mnie i Vinza – odparła Beatrice.

Dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na swojego wybawcę. Ten wciąż jadł pastę. Wróciła wzrokiem na resztę.

- Twoi rodzice będą musieli jakoś przeżyć bez ciebie. Może napisz do nich, żeby się nie martwili – powiedział Pierro.

- Nie, nie muszę. Mieszkają na drugim końcu Włoch i są bardzo zapracowani. Mieszkam tu z babcią, ale ona żyje swoim życiem – zaśmiała się. – Z resztą i tak mam wrażenie, że ona zawsze wie, gdzie jestem i czy jestem bezpieczna.

Nagle rozległ się donośny dzwonek telefonu. Vinz wstał i odebrał. Giovanna przyglądała mu się uważnie. Był najwyższy i bardzo umięśniony. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę rozpiętą u góry. Stał na szarych skarpetkach. Białe włosy miał do ucha. Nie miał żadnych tatuaży. Jego barki były o połowę większe niż pozostałych. Miał męski kark i bardzo głęboki głos. Bystre oczy i szarmancki uśmiech. Rozłączył się.

- Pakujcie dupę w troki. Jest sprawa – powiedział i wychodząc dodał. – Beatrice zajmij się Giov.

Wychodząc, chwycił broń, którą wcześniej składał. Zaczęło lać i rozpętała się burza.

bambino* (z języka włoskiego: kochanie)

NiepokornaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt