Rozdział 5 - Obawa

233 13 2
                                    

- Bracie... Mal, zgaś to światło... zasłoń okno... - jęczałam, przekręcając się na bok, i spotkałam się czymś twardym, co z pewnością nie było ścianą.

Lekko uchyliłam jedno oko, a widząc szarą koszulkę, opinającą widoczne mięśnie brzucha, szybko spojrzałam wyżej.

Po chwili mój wzrok napotkał znaną mi twarz Travisa Stolla. Zamknięte oczy, zaróżowione policzki i lekko rozchylone ust sprawiały, że chłopak wydawał się tak niewinny i całkiem uroczy. Kręcone, brązowe włosy sterczały na wszystkie strony, a kilka zagubionych kosmyków opadało na oczy. Lekko przeczesałam jego włosy, przesuwając parę uciążliwych zapewne dla niego włosków. Uśmiechnęłam się, widząc jak mruży oczy, a potem mówi coś przez sen.

Nie przejmowałam się niczym. Dopóki nie zobaczyłam, że miałam na sobie dżinsy i podkoszulek, a bluzy nie widziałam. Szybko usiadłam i z przerażeniem stwierdziłam, że nie jestem u siebie w domku.

Leżałam na łóżku tuż przy Travisie, dzieląc z nim kołdrę i poduszkę. Rozejrzałam się i westchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że wszyscy nadal śpią. Szybko zabrałam poduszkę chłopakowi i trzepnęłam go nią w głowę.

- Uspokój się, Connor... - szepnął śpiący, ale ja jeszcze raz go uderzyłam. - Dobra, o co ci chodzi, co? - Podniósł się szybko, przez co zrzucił mnie z łóżka. - Bogowie, Ands! Zapomniałem o tobie!

- Dzięki, serio. Ale bądź ciszej, inaczej wszystkich obudzisz - syknęłam i szybko się podniosłam. - Co ja tu robię? - spytałam, nieco spokojniej.

- No, wczoraj zasnęłaś, a ja... tak jakby lekko może bałem się zanieść cię do twojego domku - wyjaśnił szybko z zaniepokojonym uśmiechem.

Czy on obawiał się mojej reakcji?

- Travis... - jęknęłam i się rozejrzałam. - Ludzie, jaki tu bałagan. - W jednym zdaniu skwitowałam domek Hermesa. Ale tak to naprawdę wyglądało!

- Andy, leżysz u mnie. Przykryta tą samą kołdrą, na tej samej poduszce. A ty mówisz, że jest tu bałagan?! - krzyknął z wytrzeszczonymi oczami, na co ja szczerze się zaśmiałam.

- No, a co? Myślisz, że tym sprytnie odwróciłeś moją uwagę? - spytałam, dość zabawnym tonem głosu. - Nie udało ci się, Travisie Stoll. Jest pan w wielkim błędzie, jeżeli tak pan myśli. Oko panny Adrei Moore dojrzy wszystko! - krzyknęłam i, wybuchając śmiechem, opadłam na poduszkę.

- Oj, Ands... z tobą jest źle. - Odwzajemnił uśmiech, ale ja walnęłam go w twarz poduchą.

- Zaraziłeś mnie! Jak mogłeś! Giń, marny człeku! Giń! - krzyknęłam, śmiejąc się, i ponownie go uderzyłam.

- Nieładnie, Andy, nieładnie - powiedział i zaczął mnie łaskotać.

Tylko umknął mu jeden fakt.

Nie mam łaskotek.

Z zdziwieniem wymalowanym na twarzy, odsunął się ode mnie powoli.

- Nie masz łaskotek - bardziej spytał, niż stwierdził, a ja z triumfalnym uśmiechem pokiwałam głową.

- I kto tu jest górą, no kto? - zaśmiałam się, a on wyczerpany pokręcił głową.

- Nie wierzę, że triumfujesz nade mną - szepnął załamany, a ja szerzej się uśmiechnęłam, wpadając na szalony pomysł.

- Założysz się? - spytałam, a on zwrócił na mnie zaciekawiony wzrok. - Nie wyprzedzisz mnie - odpowiedziałam, a on nie zdążył zadać pytania, bo wybiegłam szybko na dwór.

Tylko tym razem to ja wykazałam się głupotą.

Nie miałam butów ani skarpetek. No i lał deszcz, przez co na ziemi powstało jedno wielkie bagno. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, upadłam twarzą w błoto, przeklinając Travisa za to, że mnie nie złapał.

I will also steal your heartWhere stories live. Discover now