Rozdział XVII

1.5K 54 2
                                    

- Fred! Czy ty oszalałeś? – wykrzyknęła wzburzona Gryfonka. – Jak mogłeś coś takiego pomyśleć?! Oczywiście, że nic mnie z nim nie łączy. Kiedyś, dawno temu, tak, ale od dawien dawna jest to tylko i wyłącznie już mój przyjaciel!
- Jakoś wcześniej o nim nie wspominałaś – zauważył z przekąsem, powoli odwracając się w jego stronę. Minę miał bardziej niż zaciętą. Ręce schował w kieszenie spodni i przygarbił się mocno, zupełnie nienaturalnie, jak na niego.
- Fred, posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? – powiedziała spokojnie Hermiona, patrząc na niego w napięciu. – Wiktor Krum nie jest moim kochankiem i de facto nigdy nim nie był, bo raczej wiek piętnastu lat nie można zaliczyć do odpowiednich do tego typu wyczynów... Skeeter powypisywała o nas różne głupoty i mogłeś czytać o mnie i o Bułgarze różne rewelacje w Proroku, lecz zapewniam cię, że po skończeniu przeze mnie piątego roku nauki w Hogwarcie, skończyłam utrzymywać z chłopakiem tak częsty kontakt, jak do tej pory, bo oboje stwierdziliśmy, że było to tylko chwilowe zauroczenie i lepiej się nie oszukiwać, skoro obojgu nam już nie zależy, lecz rozstaliśmy się w pełnej zgodzie i dlatego dalej od czasu do czasu ze sobą pisywaliśmy. Jeśli będziesz chciał, to z chęcią pokażę ci wszystkie listy, które od niego otrzymałam. Nie wyrzuciłam ich z tego prostego powodu, że Wiktor stał się moim prawdziwym przyjacielem. Wspierał mnie dobrym słowem w czasie całego poszukiwania Horkruksów. Tylko jemu mogłam prawdziwie wyżalić się po odejściu Rona, bo Harry zawsze trzymał stronę twojego brata, co jak widać, nie wyszło mu w końcu na dobre... Ale wracając do zasadniczej sprawy... Nie, Fred, Wiktor nie jest moim kochankiem, nie spotykam się z nim potajemnie, nie zdradzam cię z nim, co prowadzi nas do twojego kolejnego zapewne pytania. Dziecko, które w sobie noszę jest twoje, nie jego, rozumiesz? Twoje! – powtórzyła, patrząc na rudego chłopaka z wyraźną złością. Weasley przeczesał swoje bujne włosy długimi palcami i westchnął ciężko.
- Tak bardzo się wystraszyłem, że mogę cię utracić – wyznał w końcu, obejmując ją nad wyraz czule. – Przepraszam cię, że pozwoliłem sobie na takie insynuacje. Skrzywdziłem cię i mam nadzieję, że mi wybaczysz...
- Wybaczę, Fred – wyszeptała, czując, jak pod powiekami wzbierają jej łzy. – I jeśli chcesz mogę to nawet powtórzyć pod wpływem Veritaserum...
- Nie jest to potrzebne, kochanie. – pochylił się nad nią i pocałował ją czule, czując jej słone łzy, które przed chwilą spłynęły jej po policzkach. – Przepraszam...
- Nie myślmy już o tym... Wracamy do dalszych przygotowań? – zaproponowała niepewnie.
- Oczywiście. I jeśli naprawdę tak bardzo zależy ci na tym, by i Krum był na naszym ślubie, to chętnie się na to zgodzę. Swego czasu nawet go lubiłem.
- Naprawdę? – zapytała z lekkim uśmiechem.
- Tak – przytaknął. – Dopóki nie zaczął się przy tobie kręcić...
Gryfonka parsknęła niepowstrzymanym śmiechem, tym samym w jednej sekundzie rozładowując napiętą atmosferę. Rudzielec po chwili jej zawtórował i już w dużo lepszych humorach wrócili do Nory.
- Lepiej? – zapytała ich pani Weasley, z przejęciem przyglądając się młodzieży.
- Tak – odparł natychmiast jej syn, sadowiąc się na wcześniejszym miejscu przy stole.
- Więc możemy kontynuować? – chciał jeszcze wiedzieć pan Weasley. Gdy kiwnęli w milczeniu głowami, zapytał. – Gdybyś musiała, Hermiono, tak na szybkiego policzyć, to z twojej strony ilu to byłoby gości?
- Dwudziestu – odpowiedziała natychmiast dziewczyna.
- Ze strony twojej rodziny, tak? – upewnił się George. Brunetka zaprzeczyła.
- Nie, wszystkich razem. Nie mam dużej rodziny, a przyjaciele wykruszyli się z czasem – wyjaśniła i jej twarzyczka posmutniała natychmiast.
- Nie martw się, Miona – powiedział Fred, przytulając ją mocno do siebie. – Moja zwariowana rodzinka zapełni salę również za twoich gości. I możesz być pewna, że przyjmą cię do swego grona z rozpostartymi szeroko ramionami.
- Zgadza się – przytaknął George, uśmiechając się szeroko do przyszłej szwagierki. – Nie masz się czego obawiać.
- Dobrze – na ustach brunetki zagościł niewielki uśmiech. – Tylko, George, proszę cię, nie wykombinuj nic podczas wesela, dobrze?
- Za kogo ty mnie masz, siostrzyczko? – wyszczerzył się jeszcze mocniej. – Przecież będę drużbą Freda.
- No właśnie!
Niewielką kuchnią wstrząsnął gromki śmiech.
- Ej! – oburzył się drugi z bliźniaków. – Przecież wam nie wysadzę gości w powietrze! Poza tym, jeśli Fred nie będzie mógł brać ze mną w tym udziału, to sam niewiele zdziałam...
- Poproś Zabiniego do pomocy. Jestem pewny, że będzie skory do tego typu przedsięwzięcia – zaproponował Fred, odsuwając się od swej narzeczonej na bezpieczną odległość.
- Znakomity pomysł! – ucieszył się George, za co natychmiast został zdzielony przez Angelinę. – Ała! A to za co?!
- Obaj jesteście kretynami, wiesz? – powiedziała czarnoskóra dziewczyna, potępiajaco patrząc na narzeczonego. – Ginny się wścieknie, że mieszacie jej męża do takich głupot...
- Auć! – Fred przypomniał sobie natychmiast o tym, że siostra jest mistrzynią w rzucaniu upiorogacków. – Ciężko będzie ją przekonać, by nie robiła nam krzywdy.
- Ja wam zaraz zrobię krzywdę, jeśli jeszcze będziecie gadać na takie tematy! – zagroziła Molly, a chłopcy popatrzyli na nią ze strachem. – Zachowujcie się, bo dojdę inaczej do wniosku, że oboje nie nadajecie się na mężów...
- Tak jest, mamo! – odpowiedzieli chórem, bojąc się tego, co może zrobić im matka, gdy sobie nie odpuszczą. Kobieta nie miała jednak pojęcia, że jej synowie pod stołem dawali sobie kopniakami subtelne sygnały, umawiając się na potajemne spotkanie. Ich dziewczyny co prawda zauważyły chytre i delikatne uśmieszki rudzielców, ale nie podejrzewały w tamtej chwili, że to, co wkrótce chłopcy wymyślą i będą doskonalić poprzez korespondencję, przejdzie najśmielsze wyobrażenia panny młodej, jej druhny i wszystkich gości weselnych...

Fremione [Zakończone/Poprawione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz