Challenge

94 8 7
                                    

Opowiadanie napisane w ramach wyzwania od _DanseMacabre_

Temat: Opisz historię chłopaka po nieudanej próbie samobójczej, któremu w jeden dzień zawalił się cały świat.





Spakowałem do torby ostatnią rzecz, jaką była książka, którą miałem przeczytać podczas pobytu w szpitalu. Trafiłem tu z dosyć błahego powodu, a mianowicie – nieudana próba samobójcza. Miałem wszystkiego dosyć: tego, jak rówieśnicy dzień w dzień rzucają mi kłody pod nogi, jak zobaczenie trzeźwych rodziców stało się rzadkością i tego, jak bardzo nie potrafię sobie poradzić z samym sobą. Codziennie zastanawiałem się, kim tak naprawdę jestem, i im dłużej nad tym myślałem, tym gorzej się czułem. Potrzebowałem się tego dowiedzieć... Nie, potrzebuję tego nawet teraz. Poznanie siebie to podstawowa rzecz na tym świecie, bez tego nie można ruszyć dalej. Przynajmniej tak mi się wydawało i wydaje do chwili obecnej.

      Podążając korytarzem do wyjścia, wzrokiem błądziłem po wyblakłych, zielonych ścianach, co jakiś czas zerkając na mijające mnie osoby. Nikt w tym miejscu nie był szczęśliwy czy chociażby zadowolony, na żadnej z tych twarzy nie widniał nawet delikatny uśmiech. Z sal dochodziły ciche pokasływania, chrząknięcia czy chrapanie. Poprawiłem torbę na ramieniu i przyspieszyłem kroku.

     – Młody, tutaj! – Usłyszałem za sobą znajomy głos. Gdy się odwróciłem, moim oczom ukazała się Lena. – Aż tak ci spieszno? – zapytała z uśmiechem, zamykając mnie w swoich objęciach.

     – Wolałbym już stąd wyjść, sama wiesz... – mruknąłem, niepewnie obejmując ją wolną ręką. – Załatwiłaś wszystko? Wypis i tak dalej...

     – Oczywiście! Nie przejmuj się już tym – odparła, po czym zmierzwiła mi włosy. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, wydawałoby się, że jest szczęśliwa, jednak za dobrze ją znałem, aby się na to nabrać. – Co ty na to, abyśmy po drodze zaliczyli jeszcze jakiś bar. Jestem strasznie głodna.

     – A rodzice... Przepili całą wypłatę? – zapytałem półgłosem, wywołując u niej konsternację.

     – Nie, nie do końca – odpowiedziała wymijająco, mocniej zaciskając dłonie na moich ramionach. – Opowiem ci wszystko, jak już usiądziemy, dobra?

     – Jasne...

     Więcej się nie odezwałem. Podążyłem za nią do wyjścia, a stamtąd w milczeniu udaliśmy się do najbliżej knajpy. Dzisiejsza pogoda idealnie wpasowała się w mój nastrój – pochmurne niebo, zapowiadające nadchodzący deszcz, delikatny wiatr oraz chłód. Jedynymi osobami wykazującymi choć trochę chęci do działania były dzieci – ciepło ubrane, uśmiechnięte i rozbiegane nie zwracały uwagi na ponurą atmosferę, co po części udzielało się ich rodzicom; a także mi.

     W oczekiwaniu na siostrę siedziałem w rogu pomieszczenia tuż przy oknie, skąd leniwie przeczesałem lokal wzrokiem. Białe ściany pozbawione jakichkolwiek ozdób, malinowe zasłony, proste, jasnobrązowe stoliki, u boku których stały krzesła w tym samym kolorze – jednym słowem: bieda. Jednak nie mogłem narzekać, nie stać nas było na nic innego. Podparłem brodę dłonią i pogrążyłem się w marzeniach. A co jeśli mieszkalibyśmy gdzieś indziej? Albo urodzilibyśmy się w innej rodzinie, gdzie alkohol byłby rzadkością? Jak wtedy wyglądałoby nasze życie?

     Z zamyślenia wyciągnął mnie przyjemny zapach kotletów. Spojrzałem w stronę jego źródła, które chwilę później pojawiło się tuż przede mną. Niewielka porcja ziemniaków i mały, podejrzanie wyglądający kawałek mięsa.

     – Wybacz, że tak skromnie – zaczęła Lena – jak na razie musi ci wystarczyć.

     – Przestań, przecież wiem o tym – burknąłem. Wziąłem do ręki widelec i zabrałem się do jedzenia. Smak i wygląd zdecydowanie szły ze sobą w parze, ale lepsze to niż nic. Przeżuwszy pierwszy kęs, spojrzałem na siostrę – grzebała w jedzeniu, pogrążona w myślach. Wiedziałem, że coś ją gryzie, więc postanowiłem wypytać. – Znowu rodzicie?

Zbiór Krótkich OpowiadańWhere stories live. Discover now